Sytuacja ubogich rodzin w ostatnich latach zaczęła się poprawiać. Rodzice już nie musieli oglądać grosza z każdej strony i zastanawiać się, czy starczy im na chleb. Niektórych stać było na krótkie wakacje czy wyjazd do Energylandii. W tym roku, podopieczni Katarzyny Chromińskiej z programu SOS Rodzinie milczą na temat wakacyjnych planów.
Od 2017 roku ubóstwo wśród dzieci zaczęło sukcesywnie spadać. Wpływ miały na to między innymi programy socjalne, dzięki którym wiele rodzin w ekstremalnie trudnych sytuacjach, odbiło się do dna.
Jednak sytuacja polskich rodzin na tle innych krajów UE wciąż nie była dobra, a jeszcze bardziej pogorszyła ją galopująca inflacja i wzrost cen podstawowych produktów żywnościowych.500 plus jest dziś dużo mniej warte, a rodzice robią, co mogą, aby poziom życia ich dzieci nie obniżył się. Jednak z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Ostatniego dnia maja GUS ogłosił, że inflacja sięga13,9 proc. Nie była tak wysoka od 24 lat.
Większość widzi jedynie cyfry i wykresy, postanowiliśmy porozmawiać z tymi, którzy na co dzień widzą w oczach swoich podopiecznych to, jak wysokie ceny wpływają na ich życie.
Katarzyna Chromińska, koordynatorka programu SOS Rodzinie w Siedlcach w rozmowie z naTemat.pl opowiedziała, jak inflacja wpłynęła na życie ubogich rodzin, a w szczególności dzieci.
Czy dostrzega pani wpływ inflacji i wysokich cen na sytuację ubogich rodzi, którymi opiekujecie się państwo w ramach programu SOS Rodzinie?
Tak, wpływ wysokich cen jest bardzo widoczny wśród naszych podopiecznych. Widać to w rozmowach, zarówno z rodzicami, jak i z dziećmi. Rodzice, jeszcze bardziej niż wcześniej zwracają uwagę na to, co kupują, ile to kosztuje i czy na pewno jest to im to potrzebne. Był taki czas, że już swobodniej dokonywali zakupów. Nawet pozwalali sobie na towary - w ich mniemaniu — luksusowe np. słodycze. Teraz kupują zdecydowanie mniej tych produktów, bo na mniej im starcza.
Jak odbija się to na państwa codziennej pracy?
Wysokie ceny wpływają także na naszą pracę w ramach programów SOS Rodzinie. Dojazd jest zdecydowanie droższy, przerażają nas ceny paliw. Dostrzegamy też sporą różnicę w cenach materiałów plastycznych. Na przykład blok, którego lubiliśmy używać, teraz jest o wiele droższy i musimy przeliczać liczbę arkuszy, które są nam potrzebne, tak aby wystarczyło nam pieniędzy z budżetu. Inflacja odbija się na każdej dziedzinie życia. Zarówno na naszych podopiecznych, jak i nas, jako pracowników programu umacniania rodziny.
Czy pani zdaniem, obecnie pomoc państwa jest wystarczająca? Z dostępnych danych wynika, że ubóstwo od 2017 roku zaczęło się zmniejszać. Jak wygląda to teraz?
Spotkaliśmy się z komentarzami, że "Państwo daje teraz mniej 500 plus". Co prawda, to słowa nie rodziców, lecz dzieci, ale wiadomo, że powtarzają one to, co usłyszą w domu. Tłumaczyliśmy, że tego 500 plus jest tyle samo, bo kwota się zgadza, ale zmienia się to, co możemy kupić za 500 zł. Był czas, że te dzieci nie żyły już w skrajnym ubóstwie, sytuacja finansowa wielu rodzin znacznie się poprawiała.
Pakiet socjalny dla jednych był wystarczający, a dla innych działał motywująco. Niektórzy podejmowali dodatkową pracę i faktycznie żyło im się lepiej. Natomiast teraz wartość pieniądza spada, produkty są dużo droższe. Niestety ci ludzi powoli wracają do dawnej biedy, ale starają się robić wszystko, aby zaznać jej jak najmniej. Prowadzą bardziej oszczędny tryb życia, ograniczają zakupy niektórych produktów i muszą częściej się zastanowić, czy ich stać, chociażby na zakup owoców w tym czasie.
Rzeczywiście, ceny owoców i warzyw są w tym sezonie niebotycznie wysokie.
Tak, to prawda. My jednak pracujemy w dużej mierze z osobami z terenów wiejskich, więc dużo rodzin stara się samodzielnie sadzić warzywa i owoce na swoich działkach czy w ogródkach. Mają też zachomikowane dżemy z jesieni. Natomiast na świeże owoce nie zawsze sobie pozwalają. Jak dajemy dzieciom do podwieczorku jabłko, to teraz zjadają je ze smakiem. A był czas, że wybrzydzali i jedli tylko czerwone, a żółte nie.
Czy dotarły do pani informacje o szczególnie drastycznych przypadkach spadku poziomu życia, np. ktoś musiał zrezygnować z produktów pierwszej potrzeby, czy wypisać dziecko z jakichś zajęć?
Nie spotkałam się z takimi sytuacjami, natomiast zdaję sobie sprawę, że w innych programach, takie sytuacje mają miejsce. Jest coraz trudniej z tymi pieniędzmi. Dzieci uczą się, chcą chodzić na dodatkowe lekcje. W szkole średniej potrzebują książek, bo nie jest tak, jak w podstawówce, że szkoła je wypożycza.
Mamy rodziny, które patrzą ze strachem na swoje maturalne dzieci, które decydują o tym, gdzie pójdą na studia. Marzą, żeby studiować w dużym mieście. Oczywiście rodzice chcieliby te marzenia zrealizować, ale zastanawiają się, czy będzie ich stać, aby syna czy córkę wysłać do Warszawy lub Lublina.
W górę idą drastycznie także ceny wynajmu mieszkań.
Owszem uczelnie dają stypendia socjalne, ale one też nie są w stanie pokryć wszystkich wydatków studenta. Nawet jeśli taka osoba pójdzie do akademika, to trzeba go przecież opłacić, dodatkowo zapłacić za jedzenie czy przejazdy. Trzeba kupić komputer, bo jednak na studiach jest to konieczny sprzęt. To dodatkowe wydatki dla naszych rodzin. Widzę, że rzeczywiście oszczędzają i starają się jak najwięcej odłożyć teraz, bo zdają sobie sprawę, że ta inflacja nie będzie prawdopodobnie malała, tylko rosła. Nie chcą dopuścić do tego, żeby znowu musieli oglądać grosz z każdej strony i martwić się, czy starczy im na chleb.
Jak wygląda kwestia wakacji? Jest szansa, że dzieciaki gdzieś pojadę w tym roku?
Jeszcze nie rozmawialiśmy z naszymi podopiecznymi o wakacjach, ale z naszych doświadczeń wynika, że przez ostatnie lata starli się gdzieś wyjeżdżać. Co prawda rodzin, z którymi współpracujemy, nigdy nie było stać np. na tygodniowe wakacje nad morzem, ale robili sobie jakieś krótkie okoliczne wycieczki, nawet jednodniowe. W tym roku dzieci nic nam nie mówią na temat swoich planów wakacyjnych. W zeszłym roku już na początku czerwca słyszałyśmy, że ktoś jedzie na przykład do Energylandi czy w inne miejsce. Natomiast w tym roku nie ma tematu.
Czy dzieci dorabiają sobie jakoś np. podczas sezonowych prac przy zbiorze owoców?
Tak, nasze dzieci starają się coś sobie dorobić. Głównie zbierają truskawki, jeżdżą nawet 10 km rowerem do innej miejscowości. Latem zbierają owoce, jesienią pomagają przy wykopkach albo chodzą na grzyby do lasu. W pierwszej kolejności pomagają rodzicom, jeśli mają oni gospodarstwo, a potem starają się sobie dorobić. Dzięki temu mają pieniądze na swoje potrzeby.
Z raportów GUS o ubóstwie wynika, że najbardziej narażone na ubóstwo są rodziny wielodzietne. Czy pokrywa się to z pani doświadczeniami w pracy?
W swoim programi mamy bardzo mało rodzin z jednym dzieckiem. W większości rodzin, z którymi współpracujemy, jest co najmniej troje dzieci. Wtedy te wydatki też się inaczej rozkładają. Zaspokojenie potrzeb rodziny na przykład siedmioosobowej jest bardzo trudne, szczególnie gdy dzieci chodzą już do szkół średnich, gdzie trzeba opłacić dojazd i generalnie koszty utrzymania wzrastają. Rodzinom wielodzietnych żyje się zdecydowanie trudniej.
A jeśli spojrzymy na mapę Polski, to gdzie żyje się najgorzej? Czy rzeczywiście na wschodzie, jak to pokazują to statystyki?
W wielu rejonach Polski jest źle. Dane statystyczne nie do końca to oddają, bo ludzie po prostu nie przyznają się do tego, że są biedni i starają się tak zorganizować swoje życie, aby nie było widać, że są ubodzy. Ściana wschodnia boryka się ze swoimi problemami. Też na wschodzie Polski mamy więcej programów niż na zachodzie, jednak to nie świadczy o tym, że wschód cierpi na ubóstwo, a zachód jest bogatszy.
Ubóstwo nie zawsze wynika z braku możliwości podjęcia pracy, ale często z braku chęci do zmiany swojego życia. Niektóre rodziny, z którymi współpracujemy, mają wyuczone pewne schematy od lat i nie mają w sobie siły na to, żeby dokonać zmiany. Podpierają się na przykład tekstem typu: "mój ojciec nie pracował i jakoś żyliśmy, to ja też dam radę".
Na koniec zapytam o wsparci darczyńców. Czy w związku z inflacją, państwa organizacja odnotowuje mniejsze zaangażowanie w pomoc?
Na ten moment nie dotarła do mnie żadna informacja, że muszę robić cięcia w budżecie, bo jest mniejsze wsparcie sponsorów. Na razie tego nie widzimy.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.