Amazon na premierę wrzucił nie jeden, nie dwa, a aż trzy odcinki swojego serialu "The Boys". I to wciąż za mało. Już w poprzednich sezonach ta anty-superbohaterska produkcja trzymała wysoki poziom, ale okazuje się, że można wzlecieć jeszcze wyżej. I przekraczać kolejne granice satyry i dobrego smaku. Ten serial zawsze był szalony, ale w 3. sezonie twórcy tak dowalili do pieca, że nie mam pytań.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"The Boys" to serial, który możemy obejrzeć online na Amazon Prime Video. Pierwsze trzy odcinki trzeciego sezonu są już dostępne. Kolejne będą co piątek
To adaptacja komiksu z superbohaterami autorstwa Gartha Ennisa i Daricka Robertsona. Za serial odpowiada Eric Kripke ("Supernatural")
To dekonstrukcja mitu superbohatera, w którym "supki" są celebrytami i nie przypominają postaci znanych chociażby z Marvela czy DC
W 3. sezonie jest dalej krwawo i groteskowo, a fabuła zmierza na coraz ciekawsze tory
"The Boys" zachwyciło mnie od pierwszego sezonu, bo w pewnym momencie czułem przesyt filmów z superbohaterami (w 2019 roku doczekaliśmy się wielkiego finału "Avengersów"), które na dłuższą metę były wtórne. Same "Chłopaki" też nie były jakoś bardzo oryginalne, bo już w latach 80. Alan Moore i Dave Gibbons ofiarowali nam "Watchmenów", którzy wywrócili świat ludzi w pelerynach do góry nogami.
Ich arcydzieło było jednak bardziej na poważnie i pod kątem społeczno-politycznym mocno osadzone w tamtych czasach. Serialowe "The Boys" to nie tylko beka z superbohaterów, ale i współczesnej Ameryki (choć wiele wątków można przełożyć na cały Zachód).
W 3. sezonie produkcja Amazona kontynuuje krwawy rajd, ale też sporo eksperymentuje z formą. Nie brakuje kompletnych odpałów, za które wszyscy uwielbiamy ten serial, a jeśli jeszcze jego nie nadrobiliście, a lubicie odważne, a właściwie chore rzeczy, to musicie mi zaufać i dać się porwać Homelanderowi / Butcherowi (niepotrzebne skreślić).
3. sezon "The Boys" zaczyna się grubo. Ta scena niektórym się będzie śnić po nocach.
Dla ukazania, jak bardzo porąbany jest to serial, przytoczę (bez większych spoilerów) jedną ze scen pierwszego odcinka nowego sezonu. To chyba najbardziej odjechana scena gejowskiego seksu w historii. Pojawia się nowy supek Termite, który potrafi się na zawołanie powiększać i zmniejszać. W swojej wersji mikro wchodzi drugiemu gościowi... do penisa i smyra cewkę od środka, wprawiając partnera w ekstazę. Już sama taka fantazja jest sroga, ale zekranizowanie tego? Czyste szaleństwo.
Eric Kripke później przyznał, że inspiracją były memy z Ant-Manem i Thanosem. Fani Marvela wysnuli teorię nazwaną wymownie "Thanus", w której superbohater wchodzi głównemu wrogowi Avengersów w cztery litery, powiększa się i rozrywa od środka. Memy memami, ale zaprzęgać do podobnego pomysłu całą ekipę, budować 6-metrowe prącie, płacić ogromne sumy grafikom i wrzucać to na poważną platformę streamingową, a nie Pornhuba? No, to trzeba być naprawdę zdrowo szurniętym lub genialnym – a może obie rzeczy naraz.
W pierwszym sezonie też była jedna przegięta scena - Homelander masturbował się w niej na szczycie wieżowca na tle panoramy Nowego Jorku, bo "może robić, co mu się żywnie podoba". Amazon jednak powiedział "hola, hola, już bez przesady" i kazał ją skasować. Wyniki oglądalności i oceny recenzentów sprawiły, że ten obleśny widok mogliśmy podziwiać w drugim sezonie serialu.
"The Boys" to makabreska i satyra nie tylko na współczesne USA
Jednak "The Boys" to nie tylko forsowanie granic popkulturowej "erotyki". W 3. sezonie szczególnie podobały mi się fikcyjne programy stworzone na potrzeby serialu. Wcześniej nie kojarzę, by było ich takie nagromadzenie. Mamy więc fragment blockbustera o Homelanderze (z gościnnym udziałem... Charlize Theron) czy dokumentu o Deepie (z epizodyczną rolą Billy'ego Zane'a), który opuścił szeregi sekty.
Jest też talent show "American Hero", który ma wyłonić nowego członka lub członkinię Siódemki. Wygląda to wszystko tak autentycznie, że gdyby naprawdę istnieli ludzie o nadludzkich mocach, to Amerykanie z pewnością stworzyliby takie programy i wyglądałyby dokładnie tak samo.
Nie mogłem wyrobić z hiperpoprawnego politycznie parku rozrywki, który z jednej strony pokazuje, jak przerysowana (i dochodowa) bywa tolerancja, a z drugiej kpi z hipokryzji firm, które mają tęczowe loga (w Miesiącu Dumy widać to szczególnie) i swoje za uszami. W VoughtLand (od nazwy korporacji, która stworzyła superbohaterów) widzimy niezwykle kreatywne stoiska z jedzeniem.
"BLM BLTs", czyli skróty oznaczające ruch Black Lives Matter i kanapkę z boczkiem, sałatą i pomidorem (bacon, lettuce, tomato) czy Woke Wok, będący grą słów od ludzi świadomych problemów społecznych (najbardziej pasuje to do młodzieży lewicy) i patelni znanej z kuchni azjatyckiej. Mój faworyt to jednak LGBTurkey z udkami indyka. Jest to równocześnie bardzo absurdalne, ale i bardzo prawdziwe.
"The Boys" dotyka też drażliwych kwestii dotyczących przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. Jest rzecz jasna wciąż aktualny motyw powszechnego dostępu do broni (Karl Urban, czyli serialowy Butcher, udaje się na Zjazd Miłośników Broni, gdzie dzieciaki bawią się pomiędzy boksami z karabinami), ale i konkursy małych miss, na które moda na szczęście nie dotarła do Polski.
Ten wątek tyczy się Starlight (Erin Moriarty), która brała w nich udział w dzieciństwie. Jej historia w 3. sezonie jest jedną z najbardziej dramatycznych - zmaga się nie tylko z traumą związaną z konkursami, gdzie od najmłodszych lat była seksualizowana, ale i seksizmem w pracy (ku uciesze Homelandera), czy przymusem współpracy z superbohaterem, którą ją, cytując samą superbohaterkę, zgwałcił oralnie.
Serial Amazon Prime Video ciągle zaskakuje i nie idzie na łatwiznę
"The Boys" w 3. sezonie są dalej satyrą na USA w groteskowej i poważnej formie, ale nie jest to przecież tylko zlepek gagów. Bardzo podoba mi się nowy konkretny punkt zaczepienia fabuły wokół postaci Homelandera aka Ojczyznosława aka bardziej wiarygodnego Supermana, gdyby takowy pojawił się w naszym uniwersum. Butcher i spółka wpadli na mocny trop i chcą go zniszczyć. Niby wiedzą jak, ale nie do końca. I znając twórców pewnie będzie to dziki koncept.
Homelander z kolei przeżywa swoją niespełnioną miłość z krypto-faszystką Stormfront i tak jakby dokonuje... emancypacji. Nadal tej nędznej kreatury nie da się lubić, ale jako postać jest coraz bardziej złożona, nieobliczalna i przez to przeraźliwie fascynująca. Antony Starr, który go portretuje, również robi to coraz lepiej, a plastyczność jego twarzy nie pozwala nam się oderwać od ekranu. Tym castingiem trafili w dziesiątkę.
Seans każdego kolejnego odcinka "The Boys" daje frajdę, choć może to słowo nie za dobrze tu pasuje. Jest rozwałka i eksplozje ciał rodem z najkrwawszych filmów gore. Doceniamy też tak krytyczne spojrzenie na Amerykanów widziane oczyma samych Amerykanów. Czujemy ten dreszczyk obcowania z czymś nieprzyzwoitym, wykraczającym poza serialowe normy czy ogólnie rozum i godność człowieka. Dajcie mi tego więcej!
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.