Agnieszka Głazek to naczelniczka poczty w Pacanowie w województwie świętokrzyskim. Grozi jej zwolnienie dyscyplinarne po tym, jak wdała się w dyskusję z ministrem ds. samorządu Michałem Cieślakiem. – Nogi się pode mną ugięły. Nie wiedziałam, co powiedzieć – przekazała w rozmowie z TVN24.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Minister Michał Cieślak poskarżył się na pracownicę Poczty Polskiej z Pacanowa, która żaliła się mu na drożyznę w Polsce
Przełożony Agnieszki Głazek zapowiedział jej, że za czyn, którego się dopuściła, jest tylko jedna kara - zwolnienie dyscyplinarne
Naczelniczka poczty w Pacanowie zapowiada, że jeśli tak się stanie, pójdzie z tym do sadu pracy
Do rozmowy między Agnieszką Głazek a ministrem Michałem Cieślakiem doszło 3 czerwca na poczcie w Pacanowie. Kobieta wymieniała z koleżankami z pracy poglądy na temat coraz wyższych cen paliwa i innych produktów.
Usłyszała, jak koleżanka zwróciła się do klienta słowami "panie pośle". Okazało się, że był to minister rządu PiS Michał Cieślak, poseł tej partii w województwie świętokrzyskim i członek Partii Republikańskiej.
Okoliczności sprzeczki z Michałem Cieślakiem naczelniczka poczty relacjonowała w rozmowie z TVN24. - Przyszedł pan poseł do nas do urzędu, ja zaczynam pracę od 13, ale przychodzę wcześniej, żeby się przygotować do obsługi klientów. Przyszłam do pracy sfrustrowana, zła jak osa, ponieważ wróciłam ze sklepu, gdzie robiłam zakupy, wróciłam z CPN-u, gdzie tankowałam samochód, przeraziłam się tą drożyzną i człowiek był już trochę podminowany - opowiadała.
- Ale zaczęliśmy rozmawiać, (...), no i w tym momencie, jak rozmawialiśmy, przyszedł pan poseł po odbiór listów - opisywała. Na początku go nie rozpoznała, ale usłyszała, jak tytułuje go koleżanka z pracy.
- Skojarzyłam nazwisko, skojarzyłam człowieka i po prostu odezwaliśmy się do niego, żeby się odniósł do cen, do tej drożyzny, że to jest nie do pomyślenia, żeby wszystko tak dużo kosztowało, że tak jak teraz to jeszcze nie było, że człowiek ledwo wiąże koniec z końcem, że jako zwykli obywatele zaczynamy się liczyć z każdym groszem - opowiadała.
- Pan poseł mi powiedział, że nie jest w stanie nic poradzić, że teraz względy wojny, a wcześniej pandemia, że mieli do wyboru albo podwyższać ceny, albo ratować przedsiębiorców. Mówię: jak to nie możecie nic zrobić? Przecież to za waszych rządów są te podwyżki - mówiła dalej.
Opisywała, że zwracała uwagę ministrowi Cieślakowi, że jego sytuacja nie jest taka sama, ponieważ zarabia więcej od niej. Minister miał odpowiedzieć, że "nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pani też kandydowała i startowała".
Może cię zainteresować: Wpadka Poczty Polskiej? Chodzi o przesyłki humanitarne dla Ukrainy
Agnieszka Głazek opowiedziała TVN24, co wydarzyło się w następstwie rozmowy z ministrem. Już kilkanaście minut potem dostała telefon, że ma stawić się do dyrektora w Kielcach. Ten zakomunikował jej, że jest zwolniona z pracy w trybie dyscyplinarnym.
- Nogi się pode mną ugięły. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mówię do pana dyrektora: - Ale za co? Przecież nic nie zrobiłam - relacjonowała. Jak wyjaśnił przełożony, chodzi o rozmowę z ministrem "na tematy polityczne".
Jak "argumentował" dyrektor, za czyn, którego się dopuściła jest tylko jedna kara - zwolnienie dyscyplinarne. - Bo tyle lat, ile on pracuje, to się jeszcze nie spotkał z taką skargą i niestety dostał polecenie od prezesa (Tomasza - red.) Zdzikota, dostał telefon z Warszawy, że dla takich osób nie ma miejsca - mówiła kobieta.
Zobacz też: Poseł PiS chce wykorzystać w Polsce wojsko. Usiądźcie, zanim przeczytacie po co...
Dyrektor miał jeszcze zapytać, czy prawdą jest, że Agnieszka Głazek używała wulgaryzmów w rozmowie z ministrem, co ten napisał w skardze. - Żadnych wulgaryzmów tam nie było, były to emocje, ale żadnych wulgaryzmów, bo na co dzień staram się nie używać wulgarnego języka i w miejscach publicznych też wulgaryzmów nie było - zapewniła.
Agnieszka Głazek opowiedziała, że na pewno nie będzie już naczelnikiem poczty, a jeśli zostanie zwolniona dyscyplinarnie, pójdzie z tym do sądu pracy. - Zostałam poinformowana, że po powrocie z urlopu na pewno nie mogę się stawić do pracy w Urzędzie Pocztowym w Pacanowie, bo tam już nie pracuję. A co ze mną będzie, to decyzję podejmą już kadry (...). Na pewno nie jestem już naczelnikiem w Pacanowie - powiedziała.
Jak informowaliśmy już w naTemat, po tym jak o tej bulwersującej sprawie napisano w mediach, głos zabrał sam minister Michał Cieślak. Polityk w oświadczeniu przyznał, że doniósł na naczelniczkę do samego prezesa Poczty Polskiej.
W opublikowanym na Twitterze oświadczeniu świętokrzyski poseł klubu PiS i minister ds. samorządu zarzuca, że zachowanie kobiety "nie licuje z powagą piastowanego urzędu". Jak twierdził, naczelniczka poczty używała w rozmowie z nim wulgaryzmów.
Jak wyraził się minister Cieślak, zdaje sobie sprawę, że wszyscy żyjemy w ogromnym napięciu, mierząc się ze skutkami wojny w Ukrainie i efektami dwóch lat pandemii COVID-19. "Rozumiem, że każdy może mieć gorszy dzień, dlatego poprosiłem o wyrozumiałość Prezesa Poczty o wyrozumiałość dla Pani Naczelnik" - czytamy na profilu twitterowym ministra.