Tomasz Kaczmarek, były agent CBA, obecnie poseł PiS, tłumaczy się ze zdjęć z akcji, które zostały opublikowane w "Gazecie Wyborczej. Argumentuje, że nie zauważył, że ktoś robił mu zdjęcia, a koszuli nie miał dlatego, że był zestresowany przed akcją. Dodaje też, że sam ma zdjęcia z imprezy, w której bierze udział Paweł Wojtunik, obecny szef CBA. Zapewnił jednak, że nigdy ich nie opublikuje.
Tomasz Kaczmarek, znany jako agent Tomek, tłumaczył się w "Kontrwywiadzie RMF FM" ze zdjęć, które pojawiły się w "Gazecie Wyborczej". – To sytuacje specyficzne. Byłem ostatnią osobą w CBA, która dysponowała tymi pieniędzmi, musiałem je przeliczyć – wyjaśniał. – Nie będzie wstydem, jak przyznam, że byłem zestresowany, koszula była odwieszona, nie chciałem jej spocić – relacjonował. Przyznał, że zdjęcia są prawdziwe, ale powstały ze złamaniem prawa.
Poza obroną Tomasz Kaczmarek postanowił też zaatakować. – Wczoraj dostałem zdjęcia z imprez Pawła Wojtunika, obecnego szefa CBA. Myślę, że on wie, o co chodzi. Ale pomimo różnic jakie nas dzielą może być spokojny, bo nigdy ich nie udostępnię – zapewniał.
Kaczmarek zapewnia, że nie widział osoby, która z telefonu komórkowego robi zdjęcia. – W związku z wykonywaniem mandatu posła otrzymałem kilka dni temu informacje, kto zrobił zdjęcia, złożyłem 5 zawiadomień do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta – powiedział. – Wierzę, że osoby odpowiedzialne poniosą konsekwencje. Także dziennikarze "Gazety Wyborczej", bo popisali się niekompetencją i głupotą – dodał.
Były agent CBA tłumaczył też inne głośne akcje, w których brał udział. – W sprawie Kwaśniewskich prokurator nie kwestionował ich wypowiedzi i zachowań, zakwestionował mechanizmy zdobywania materiału dowodowego - wyjaśniał poseł PiS. Według niego ta sama prawidłowość dotyczy sprawy prowadzonej wobec Weroniki Marczuk. – W mojej ocenie materiał dowodowy wskazuje na to, że Jolanta Kwaśniewska powinna mieć postawiony zarzut prania brudnych pieniędzy – mówił.
Agent Tomek odniósł się też do zarzutu postawionego przez posła PO Marka Biernackiego, który ocenia, że sprawę wobec Weroniki Marczuk prowadzono tylko dlatego, żeby dotrzeć do Leszka Millera. Słowa Biernackiego nazwał kłamstwem. Powiedział, że rozważa możliwość pozwania go do sądu. Pytany przez słuchaczy zapewnił, że nie używał podrabianych legitymacji dziennikarskich. Wyjaśniał też, że służby nie "podrabiają", ale "produkują zgodnie z obowiązującym prawem". Na zarzuty o wykorzystywania pracy do pławienia się w luksusie odparł, że tego wymagała praca. – Chyba pan nie myśli, że byłbym wiarygodny w środowisku skorumpowanych biznesmenów, chodząc w dresie i jeżdżąc maluchem – argumentował.