Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.
Pierwszy weekend w tym roku, który upłynął pod znakiem upałów. No aż prosiło się o zaplanowanie wypadu ze znajomymi. Zebraliśmy grupę i zaczęliśmy myśleć, jak możemy spędzić "jednodniowe wakacje". Kąpielisko było oczywistym wyborem biorąc pod uwagę prognozy pogody.
I tu zaczęły się schody. Mamy ograniczone możliwości finansowe, jeden upalny dzień do wykorzystania, a wszędzie roi się od Polaków. Wszystkie kąpieliska w Warszawie odpadają. W stolicy szanse na chwilę spokoju nad wodą są równe zeru.
Czytaj także: Drożyzna wpłynęła na wakacyjne plany Polaków. Wiadomo, gdzie pojedziemy w 2022 roku
No chyba, że jesteście tym typem "imprezowicza", który razem z kolegami daje Trzaskowskiemu tysiąc powodów do zakazania picia nad Wisłą. W takim przypadku nie tylko znajdziecie okazję do relaksu, ale i do "dobrej" zabawy.
Ale do rzeczy! Wybraliśmy kąpielisko w Zielonce. Daleko od Warszawy, ale można sprawnie przedostać się samochodem. Żeby zminimalizować szanse na spotkanie lokalnej dziatwy, dresów i awanturujących się rodzicow postawiliśmy na kąpielisko niestrzeżone.
Na początku złapał mnie delikatny nerw. Im bliżej miejsca docelowego byliśmy, tym więcej pojazdów stawało na naszej drodze. Obawy o spaleniu miejscówki na szczęście się nie potwierdziły.
Czytaj także: 10 najbardziej rajskich plaż w Europie. Lazurowa woda, drinki i palmy. Tutaj w końcu odpoczniesz!
Zaszyliśmy się w szuwarach, rozłożyliśmy koc przed samym wejściem do wody, nasmarowaliśmy się kremem z filtrem i mogliśmy cieszyć się chwilą. Niestety, moje szczęście nie trwało długo.
Wchodzę do wody i pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to dwie puste butelki po browarze, dryfujące w zaroślach. Zapomniałem, że żyjemy w kraju, gdzie alkohol zaatakuje cię nie tylko na stacji benzynowej, ale także w metrze, na przystanku i... w wodzie.
Chwilę później naszą miejscówkę wyhaczył kompletnie nawalony typ. Uznał, że genialnym pomysłem będzie zbiegnięcie z górki prosto do lodowatej wody. Kilka sekund później leżał twarzą w błocie tuż obok naszego koca.
Czytaj także: Najlepsze spływy kajakowe w Warszawie i okolicy. Trasy dla początkujących i zaawansowanych kajakarzy
Kiedy udało mi się uspokoić, skupić się na szumie drzew, śpiewie ptaków i dobiegających z oddali okrzykach dresów, dostałem wiadomość od mieszkającej w Zielonce siostry ciotecznej. "Wczoraj, jak byłam tam na spacerze, to koleś wymiotował do wody" – czytam.
Wymioty z pewnością spowodowało zatrucie sałatką.
Godzina 16.00 – wychodzimy z wody i zmierzamy do auta. Żeby do niego dojść musimy minąć rzeszę pijanych ludzi. Przekrój społeczny? Dresiki, które zapomniały, że GTA to gra, a nie otaczający ich świat oraz matki z dziećmi. W skrócie – Polska w pigułce.
Gdyby wtedy na kąpielisku doszło do pokazowego morderstwa, nikt nie mógłby złożyć wiarygodnych zeznań. W zasadzie to wszyscy byli tak pijani, że pewnie nikt by nie zauważył.
Czytaj także: Mielno odpowiada na "paragony grozy". "Media kreują własną rzeczywistość"
Na krótkim odcinku zaczepiło nas dwóch facetów. Pierwszy bełkocząc usilnie próbował nawiązać kontakt z psem naszego przyjaciela. Drugi podszedł do koleżanki i zaczął patrzeć jej w piersi, bezczelnie pytając, czy może pooglądać jej tatuaże (hehe wiecie, taka zasłona dymna, na pewno sie nie skapnie, gdzie naprawdę chce popatrzeć).
Pozwolicie, że o słynnym załatwianiu potrzeb w wodzie już nie wspomnę. To jednak ciekawe, że oficjalnie wszyscy to krytykujemy, a zjawisko wciąż jest powszechne, jeśli nie nagminne.
Miejskie kąpieliska z założenia miały być genialnym rozwiązaniem dla osób, które szukają scenariuszy spędzenia lata lub weekendu w mieście. W praktyce stały się enklawą dla osób, które nie potrafią zachować się w miejscu publicznym.
Czytaj także: "Będą Rosjanie? Nie, to jednak sobie daruję. Pojadę do Grecji". Biura podróży o priorytetach Polaków
I nie, nie chodzi o to, że osoby spędzające czas nad wodą mają odpoczywać w milczeniu i bez alkoholu. Ale wymioty, sikanie i wrzucanie butelek do wody, zaczepianie innych dziewczyn etc. można by sobie odpuścić.
I szczerze powiem, nie dziwi mnie, że nikt nic z tym nie robi. Nie wiem, czy mamy wystarczającą liczbę "dołków" i "wytrzeźwiałek". Swoją drogą, gdyby służby postanowiły zatrzymać któregoś z bardziej dokazujących plażowiczów, moglibyśmy zostać świadkami wakacyjnego wydania zamieszek w stylu Marszu Niepodległości.
Czytaj także: https://natemat.pl/416254,wakacje-2022-dokad-wyjezdzaja-polacy-jakie-ceny-za-turcje-grecje-cypr