"Pam i Tommy" to serial o słynnej seks-taśmie, który możemy obejrzeć na Disney+. Główna część historii rzecz jasna wydarzyła się naprawdę, ale w produkcji znajdziemy mnóstwo scen, które wyglądają na zmyślone. Co w serialu o Pameli Anderson i Tommym Lee jest fikcją, a co jest na faktach? Odpowiedź na to też będzie zaskakująca.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Pam i Tommy" to serial Hulu, który miał premierę 2 lutego 2022 roku, ale od niedawna możemy go obejrzeć w Polsce na Disney+
W role tytułowe wcielili się Lily James ("Kopciuszek", "Mamma Mia!") i Sebastian Stan (Zimowy Żołnierz z "Kapitana Ameryki")
Serial oparty jest na historii wycieku seks-taśmy Pameli Anderson i Tommym Lee opisanej w artykule "The Rolling Stone"
Wiele scen wydaje się zbyt szalonych, by były prawdziwe. A wbrew pozorom dużo z nich miało miejsce
O tej seks-taśmie słyszał każdy, ale pewnie nikt się nie spodziewał, że można ukręcić z tego 8-odcinkowy serial. "Pam i Tommy" jest świetną produkcją, która pokazuje nie tylko samą kradzież kasety, ale i głośny związek Pameli Anderson i Tommy'ego Lee (aktorzy są tak świetnie ucharakteryzowani, że czasem mamy wrażenie, że grają ich pierwowzory) i spory, dla niektórych nostalgiczny, wycinek świata z połowy lat 90.
Tak jak "Stranger Things" oddaje klimat lat 80., tak "Pam i Tommy" przenosi nas do końcówki XX wieku za pomocą mody, muzyki (ścieżka dźwiękowa jest wręcz perfekcyjna) i zabawnych smaczków w postaci np. odkrywania przez bohaterów potęgi internetu, który wtedy dopiero raczkował.
Jest w nim też sporo dramatów, a także żonglowania chronologią wydarzeń, które sprawiają, że nie jest zwykłym serialem true crime, ale czymś więcej. Dalsza część tekstu naturalnie zawiera spoilery, dlatego polecam wrócić tu po seansie na Disney+, do którego zresztą gorąco zachęcam.
"Pam i Tommy" jest oparty na faktach, ale ma dużo szalonych scen. 5 rzeczy, które naprawdę się wydarzyły.
Serial fabularny rządzi się swoimi prawami i nawet oparcie go na prawdziwej historii może czasem nie wystarczyć. Scenarzyści często dodają fikcyjne postacie lub sceny, by opowieść była bardziej dynamiczna lub efektowna. Historię pikantnej kasety wypełnionej momentami z udziałem Pameli Anderson i Tommy'ego Lee możemy przeczytać w artykule "Pam and Tommy: The Untold Story of the World’s Most Infamous Sex Tape" z 2014 r.
I już na pierwszy rzut oka widać, że twórcy Evan Goldberg i Seth Rogen (wcielił się też w postać złodzieja Randa Gauthiera) wiernie oddali reportaż "The Rolling Stone". W serialu "Pam i Tommy" jest jednak kilka scen, które wydały mi się przegięte. I pewnie nie tylko mi, więc sprawdziłem, jak było naprawdę. I wiecie co? Zdecydowana większość nawet najbardziej niedorzecznych akcji miała miejsce.
1. Rand Gauthier serio przebrał się za psa, by dostać się do willi Tommy'ego Lee. Jest jednak kilka nieścisłości.
Rand Gauthier był w prawdziwym życiu elektrykiem, a nie cieślą (ale zagrał też w ok. 50 pornosach jako Austin Moore, np. "Big Boob Bikini Bash" czy "Anal Virgins"). To jednak on ukradł potężny sejf z willi Tommy'ego Lee w Malibu w ramach zemsty i rekompensaty. Nie dostał 20 tysięcy dolarów zapłaty za przebudowę sypialni w willi, a także nie odzyskał swoich narzędzi. Do tego perkusista Motley Crue groził mu bronią (ale Rand nie był wtedy sam, jak w serialu, lecz ze swoim współpracownikiem), gdy chciał wcześniej pokojowo odzyskać sprzęt.
Jak jednak obszedł kamery, które zresztą sam zamontował? Założył na siebie białe futro tybetańskiego jaka i przeczołgał się na czworaka przez teren posiadłości do garażu. Chciał w ten sposób udawać psa, którego miała para. I jakby to nie było szalone, to mu wyszło i zdarzyło się naprawdę. Misterny plan, nad którym myślał całe wakacje 1995 roku, został opisany właśnie w artykule "The Rolling Stone".
Podejrzewa się też, że elektryk nie działał sam, bo targanie ważącego ponad 200 kilo sejfu w pojedynkę to nie lada sztuka. W środku, wbrew temu, co było pokazane na ekranie, nie znalazł broni (choć raport policyjny mówił co innego), ale faktycznie był tam pewien "artefakt". I wcale nie chodziło o białe bikini, które Pamela miała na ślubie.
2. Tak, Tommy Lee poderwał Pamelę Anderson liżąc ją po policzku, ale nie próbujcie go naśladować.
Tommy Lee i Pamela Anderson poznali się w dość nietypowych okolicznościach. Muzyk był z ziomkami w klubie Sanctuary w Los Angeles - pili szampana, łykali ecstasy i wtem podeszła do niego kelnerka, mówiąc "Tommy, masz tu szota Goldschlagera. Dla ciebie od Pameli Anderson". Muzyk napił się i poszedł do loży gwiazdy "Słonecznego patrolu", wcisnął się między jej koleżanki, chwycił ją za twarz i "polizał od brody aż do skroni".
"Była tak piękna, że nie chciałem jej nawet zbezcześcić swoimi zbereźnymi myślami. Wgapiałem się w nią całą noc, a ona patrzyła się na mnie" - wspominał w autobiografii zespołu Motley Crue"Brud" (jest też jej całkiem fajna filmowa ekranizacja na Netfliksie). Miał szczęście, że te końskie zaloty Pameli się spodobały, a potem sama polizała w ten sposób koleżankę. Nie polecam jednak powtarzać tego w klubie, bo nie jesteście gwiazdami rocka z milionami sprzedanych płyt.
3. Tommy Lee gadał ze swoim wackiem, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Wiadomo, że penisy nie mówią, ale ta surrealistyczna scena wydarzyła się... w głowie Tommy'ego Lee. Jest bardzo dosłownym przeniesieniem anegdoty z biografii muzyka zatytułowanej "Tommyland". "Bardzo chciałbym przypisać sobie ten pomysł, ale po prostu zaadaptowałem rozdział z pamiętnika" - przyznał producent Robert Siegel w "Variety".
Aktor Sebastian Stan podszedł do sprawy profesjonalnie i potraktował to jako "rozmowę z kumplem", któremu zwierzamy się z rozterek sercowych. W tym wypadku Tommy Lee gadał z wackiem (dubbingował go Jason Mantzoukas) o tym, że zakochał się w Pameli. Po czterech dniach znajomości, to też fakt, pobrali się 19 lutego 1995 roku, ale z seksem nie czekali do ślubu - to akurat było naciągnięte na potrzeby serialu.
4. Pamela Anderson mogła zagrać w "Tajemnicach Los Angeles", a jej idolką jest Jane Fonda.
Historia Pameli Anderson to najbardziej dramatyczny wątek serialu. Owszem, była sławna na cały świat i do dziś pozostaje ikoną popkultury, ale upublicznienie taśmy z tak intymnymi momentami było dla niej ciosem. Dziś w sumie takie wycieki nie robią już na nikim większego wrażenia, a część jest wręcz zaplanowana. W serialu jest też pokazane, że w wyniku skandalu poroniła. To pół-prawda. Aktorka faktycznie nie donosiła ciąży z Tommym, ale miało to miejsce przed głównymi wydarzeniami z "Pam i Tommy". W 1996 roku urodziła Brandona Thomasa, a rok później Dylana Jaggera.
W "Pam i Tommy" obserwujemy też jej niespełnione ambicje aktorskie oraz to, że przez wszystkich była traktowana jak stereotypowa blondynka z dużymi piersiami (np. w programie Jaya Leno, w którym pojawiała się kilka razy, ale żadna z wizyt nie przebiegała jak w serialu, choć też były żarciki podpitego wuja z wesela). Nie wiadomo, czy jej przemowa w "Słonecznym patrolu" była wycięta (szukałem w amerykańskich mediach, jednak nic nie znalazłem), ale jej filmografia nie jest imponująca.
Rola w "Żylecie" miała być dla niej przełomowa, niestety produkcja została zmiażdżona przez krytyków. Skandal z kasetą przekreślił na pewien czas jej dalszą karierę. Straciła szansę na występ w "Austinie Powersie" i "Tajemnicach Los Angeles" (Kim Basinger za rolę, która mogła przypaść Pameli, dostała potem Oscara) w 1997 roku, co było dobrze pokazane w serialu.
W wywiadzie z "Elle" powiedziała, że uwielbia dawne ikony piękna, ale nie była to tak płomienna wypowiedź jak w serialu i pochodzi z 2015 r. "Inspirują mnie ludzie tacy jak Jane Fonda czy Brigitte Bardot, które zrobiły również coś jako aktywistki. Lubie je za to, że są pięknymi ludźmi i aktywistkami" - przyznała. Pamela Anderson określa się mianem feministki (wsparła też... Partię Razem), a także brała udział w kampaniach społecznych, m.in. w walce z AIDS czy o prawa zwierząt w Rosji. Udało jej się też zagrać w pewnym sensie ze swoją idolką: w krótkometrażówce "Connected" z 2015 roku, gdzie Jane Fonda była aktorką głosową.
5. Seth Warshavsky to nie fikcyjna postać, ale ojciec seks-kamerek, który przyczynił się do dystrybucji taśmy w internecie.
Seks-kamerki w czasach, kiedy zwykła strona internetowa ładowała się kilka sekund? Ten wątek z serialu był dla mnie chyba najbardziej nierealistyczny, podobnie jak i postać Setha Warshavsky'ego, którego nazwisko brzmiało też podejrzanie swojsko. To jednak autentyczny pionier porno-biznesu (na dowód strona na Wikipedii), który dorobił się w czasach bańki dot-comowej z przełomu wieków.
Na jego nieistniejącej już stronie "Club Love" (clublove.com) można było po opłaceniu abonamentu oglądać rozbierające się i dotykające się dziewczyny (w śmiesznie niskiej rozdzielczości) na żywo, a po dopłacie nawet do nich zadzwonić. I to wszystko w latach 90. Facet, który wtedy miał 25 lat i mnóstwo za uszami, wyprzedził epokę: nie tylko jeśli chodzi o seks-kamerki, ale i streaming czy reklamę internetową.
I to prawda, że w 1997 r. umieścił też na swoim portalu "Club Love" seks-taśmę Pameli i Tommy'ego, by podbić kliki (to była też jedna z pierwszych stron VOD, bo trzeba było zapłacić za oglądanie seks-taśmy). Chciał nawet od nich wykupić prawa autorskie, nie zgodzili się, a potem go pozwali. Sąd nakazał firmie Warshavsky'ego zapłacić im po 74 tysiące dolarów na głowę, ale nigdy nie ujrzeli tych pieniędzy. Za to nagranie znane też jako "Pam & Tommy Lee: Stolen Honeymoon" można do dziś bez problemu znaleźć w sieci.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.