Posiada jedną z najsilniejszych artylerii w Europie i przeznacza 2 proc. PKB na obronność, czyli więcej niż wiele krajów NATO. Choć niewielka Finlandia członkiem Sojuszu jeszcze nie jest, Rosji się nie boi. – Od dekad przygotowywaliśmy się do rosyjskiego ataku i jeśli do niego dojdzie, postawimy zaciekły opór – takie zapewnienie złożył generał Timo Kivinen, główny dowódca Fińskich Sił Zbrojnych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Finlandia, mająca ponad 1300 km granicy z Rosją, położyła nacisk na wysoką gotowość do obrony militarnej po II wojnie światowej
Liczący obecnie 5,5 mln mieszkańców kraj jako jeden z niewielu zachodnich demokracji nie zrezygnował po zimnej wojnie z powszechnego poboru do armii
Kandydat do NATO posiada też jedną z najsilniejszych artylerii w Europie
– Systematycznie rozwijaliśmy naszą zdolność do militarnej obrony, szczególnie pod kątem takiego rodzaju działań wojennych, jakie Rosja prowadzi obecnie w Ukrainie – powiedział w wywiadzie dla agencji Reutera generał Timo Kivinen, główny dowódca Fińskich Sił Zbrojnych.
"Finlandia jest gotowa na atak Rosji"
Jak dodał, jeśli Rosja zdecydowałaby się na atak, Finowie są w stanie go odeprzeć, a jego kraj "postawi zaciekły opór". Kivinen podkreślił również, najważniejszym czynnikiem, obok sprzętu wojskowego, jest "motywacja Finów do walki".
– Od dekad przygotowywaliśmy się do rosyjskiego ataku i jeśli do niego dojdzie, postawimy zaciekły opór – zapewnił naczelny dowódca sił zbrojnych.
Finlandia, mająca ponad 1300 km granicy z Rosją, położyła nacisk na wysoką gotowość do obrony militarnej po II wojnie światowej, w wyniku której życie straciło ponad 90 tys. jej obywateli. Po agresji ZSRR (1939-1940) kraj stracił też około 10 proc. swojego terytorium, ale udało się obronić niepodległość.
Obecnie Finowie posiadają jedną z najsilniejszych artylerii w Europie. Liczący ok. 5,5 mln mieszkańców kraj – jako jeden z niewielu – po zimnej wojnie nie zrezygnował także z powszechnego poboru do armii. Fińskie Siły Zbrojne na wypadek wojny mogą liczyć na 280 tys. żołnierzy. W rezerwie pozostaje natomiast ok. 870 tys. osób.
Trzy czwarte mężczyzn i ponad jedna trzecia kobiet, które mogą zgłaszać się do armii dobrowolnie, deklaruje gotowość do wzięcia udziału w zbrojnej obronie kraju – wynika z przywoływanego przez Reutersa sondażu przeprowadzonego po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Ten nadbałtycki kraj przeznacza ponadto 2 proc. swojego PKB na obronność, czyli więcej niż wiele krajów NATO. Pod koniec ubiegłego roku, jak przypomina amerykańska agencja, władze w Helsinkach zdecydowały się także zamówić od USA 64 myśliwce F-35.
Decyzja skandynawskich krajów była skutkiem wojny w Ukrainie. Wobec zagrożenia ze wschodu zdecydowano się na błyskawiczne działanie w celu poprawy bezpieczeństwa. I mogło się wydawać, że akcesja obu państw będzie jedynie formalnością.
Według Kivinena członkostwo w NATO mógłby poprawić zdolność do wczesnego reagowania, gdyby Finlandia była częścią wspólnej przestrzeni powietrznej. Kraj mógłby także skorzystać z "efektu odstraszającego", jaki zapewnia NATO. – Niemniej jednak główna odpowiedzialność za obronę Finlandii będzie spoczywać na Finlandii – zaznaczył generał.