Zatrważające wyniki kontroli NIK w kancelarii Morawieckiego. Chodzi o "dzieła" ojca Rydzyka
Alicja Skiba
28 czerwca 2022, 12:09·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 czerwca 2022, 12:09
Rząd może mieć problemy. Najwyższa Izba Kontroli podczas corocznej kontroli Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odkryła poważne nadużycia. Do fundacji, z którą powiązany jest o. Tadeusz Rydzyk miały trafić 3 mln zł, prosto z KPRM. "Nieprzestrzeganie procedur" - uzasadnił NIK.
Urzędnicy NIK, których cytuje "Rzeczpospolita" powiedzieli, że nieprawidłowości dotyczą m.in. przekazania 3 mln zł na fundację Lux Veritas, z którą powiązany jest toruński duchowny. Środki na budowę ok. 100 postumentów z nazwiskami kilkunastu tysięcy Polaków ratujących Żydów podczas wojny, miały zostać przekazane w sposób sprzeczny z wewnętrznymi regulacjami KPRM.
- Zrobiono to pomimo opinii wewnętrznej komórki działającej przy kancelarii premiera, która ostrzegała, że konieczności pilnego przekazywania środków nie ma - stwierdzili kontrolerzy NIK.
Dotacja nie zyskała pozytywnej opinii zespołu działającego przy samym KPRM. Kancelaria premiera na ten sam cel wydała bowiem już wcześniej 8 mln zł. Tymczasem środki powinny być przekazane, by "uniknąć poważnych strat" oraz w sytuacji nagłej.
CIR wydał ponad 2,2 mln zł na zakup czasu antenowego
Kontrolerzy NIK mieli też zastrzeżenia do kampanii społecznej dotyczącej Polskiego Ładu. Zdaniem instytucji dyrektor Centrum Informacyjnego Rządu, zawierając warte ponad 2,2 mln zł umowy na zakup czasu antenowego i przestrzeni reklamowej, przekroczył swój zakres upoważnienia do zaciągania zobowiązań.
Zdaniem Izby, nie do końca prawidłowo wydano ponad 100 tys. zł na usługi doradztwa wizerunkowego. Dokonano też zakupu maseczek ochronnych za kwotę 65 tys. zł. To tylko część zastrzeżeń zawartych w raporcie NIK.
KPRM zarzuty stawiane przez kontrolerów odparł, nazywając stanowisko izby "enigmatycznym".
Ostatnio przytaczyliśmy słowa byłego skarbnika PiS Stanisława Kostrzewskiego, który ujawnił strategie działania partii, z której odszedł. Ocenił, że jego zdaniem premier Mateusz Morawiecki "nie jest dobrym bankowcem".
- Jak byłem prezesem, to już nie wszystko. A jak się jest premierem, a jeszcze nie daj Boże prezesem NBP i nie ma się świadomości, że wypowiedziane przez siebie słowo waży ileś tam milionów albo miliardów, to niestety nie mamy ze sobą nic wspólnego - stwierdził.
- On jest specem od erystyki. Ja z nim prowadziłem wiele rozmów i moje zdanie, które zresztą przekazałem panu prezesowi, było negatywne w sensie gospodarczym. Nie można wyjść i mówić "będzie milion aut elektrycznych" - powiedział.
Były skarbnik, w odpowiedzi na pytanie o zasilanie PiS-u pieniędzmi z państwowych spółek ocenił również, że nic takiego formalnie nie istnieje:
- Ale sztuka polega na czymś innym: że nagle trzech ludzi z jakiejś spółki wpłaca po dozwolonej kwocie, np. 15 tys. zł na rzecz kampanii wyborczej. I koniec. Mnóstwo takich wpisów, o których ja wiedziałem, ale już będąc na emeryturze, dotyczyło premiera Morawieckiego. Było wpisane, że to właśnie na kampanię pana premiera. To już jest błąd w sztuce - dodał.
Dodał, że ruch ten z pewnością zostałby wyciągnięty przez opozycję, gdyby ta doszła do władzy.