Kazimiera Szczuka bezpardonowo atakuje posła PiS i byłego agenta CBA Tomasza Kaczmarka. W opinii publicystki, zdjęcia "Agenta Tomka" z koleżeńskich imprez funkcjonariuszy CBA ujawnione przez "Gazetę Wyborczą" "wyglądają jak z agencji towarzyskiej, jak historie z półświatka".
- Balangi, walizka pieniędzy i agent rozebrany do rosołu, pokazujący brzuszek, klatę i majteczki. To jest tak obsceniczne, że kompromituje nas wszystkich. Żyjemy w państwie, w którym takie "cuś" jak agent Tomek działało na najwyższym szczeblu tajemnic państwowych. Ja się wstydzę, bo to działało w ramach systemu demokratycznego. To jest taki rzyg, który możemy zobaczyć - stwierdziła Kazimiera Szczuka w audycji "Sterniczki" na antenie I Polskiego Radia. Popularna publicystka i działaczka feministyczna ironizowała, że agent "spocił się do tej kasy" i być może właśnie dlatego na zdjęciach jest półnagi.
W dalszej części swojej krytyki skierowanej w obecnego posła PiS Szczuka porównała stosowane przez niego w czasie pracy w CBA metody do tych, po które w PRL sięgali ubecy. Tak jej zdaniem było na przykład w sprawie posłanki PO, Beaty Sawickiej.
- To jest tak, jak ludziom z opozycji demokratycznej w PRL ubecy przynosili na przesłuchania wieści, że żona sypia z tym i z tym. Tak było. Wiadomo było, że ten człowiek może pęknie z rozpaczy. To są przekroczenia, choć to nie jest wybijanie zębów i paznokci, ale rozjeżdżanie przez aparat policyjny tej najbardziej intymnej strony życia - uczuciowej, tej prywatnej. U tych facetów ze służb był ten plan, choć oni powoływali się na najwyższe wartości, jak walka z korupcją, przejrzystość i państwo wolne od układu. A stosowali metody z takiego klozetu, z ubeckiego asortymentu - oceniła Kazimiera Szczuka.
Na antenie Polskiego Radia dodała również, iż "w demokratycznym państwie działania CBA nie byłyby możliwe", a sprawa Sawickiej i jej późniejsza głośna konferencja, podczas której zalała się złami, dowidzi, iż "doszło do naruszenia zasady, której nie umiem zdefiniować, bo ona pochodzi z patriarchatu, ale jest jakąś zasadą przyzwoitości".
- Stało się coś straszliwego. Służby specjalnie wysyłają chłopaka, który kupuje markowe majtki, drogie marki papierosów i perfumy. Uruchomiona zostaje romantyczna historia po to, żeby tę namierzoną kobitę zniszczyć. [...] Jeżeli to robił uwodziciel dla swojej przyjemności, kłamać i "gubiąc kobietę", jak to się dawniej mówiło, to był łajdak. Ale tu działał nie dla swojej przyjemności, żeby ją zdobyć, posiąść, porzucić. Robił to - mówiąc w skrócie - ubek, na zlecenie, za pieniądze podatników - stwierdziła Szczuka.
Publicystka dodała, iż w jej opinii takie metody CBA były tym bardziej obrzydliwe, ponieważ demaskować korupcję próbowano na osobach słabych emocjonalnie, a nie chciwych. - To ludzie odebrali jako hańbę dla tego antyukładu pisowskiego. Okazało się, że płacimy na to, żeby facet sobie kupił rolexa, wyperfumował się i robił w trąbę jakąś panią, która być może jest naiwna i która potem płacze - podsumowała.