Dwanaście lat temu temu Daniel Olbrychski wtargnął do Zachęty z szablą i zaatakował nią instalację Piotra Uklańskiego "Naziści". Powód? Artysta wykorzystał w niej zdjęcie Olbrychskiego w mundurze hitlerowskiego żołnierza, którego rolę odtwarzał w jednym z filmów. Prawie w rocznicę tego wydarzenia Uklański powraca do Zachęty z kolejną, przekrojową wystawą, której część stanowią "Naziści". Czeka nas powtórka ze skandalu?
Po ówczesnym ekscesie Daniela Olbrychskiego i wielodniowej burzy, która przeszła przez cały kraj, minister kultury zdecydował się zmusić szefostwo Zachęty do zamknięcia wystawy. Jeżeli Polacy wciąż nie mają odrobiny dystansu i zrozumienia dla sztuki, i tym razem wystawę Uklańskiego powinien mieć na wszelki wypadek na oku minister Bogdan Zdrojewski.
Ta ekspozycja to bowiem mieszanka wszystkich jego najmocniejszych prac. Jak donosi "Gazeta Wyborcza", której dziennikarzom udało się podpatrzeć ostatnie przygotowania do otwarcia wystawy, całość składa się m.in. z "Nazistów", a także innej głośnej pracy kontrowersyjnego artysty - "Dance Floor", którą pierwszy raz przedstawił szesnaście lat temu. Do tego "Nazistów" zdobi jeszcze wielkie styropianowe godło Polski i podpis... "Polska Über Alles". Dopełnieniem jest głośny rap płynący z głośników.
Przepis na kontrowersje gotowy. Hanna Wróblewska, dyrektor Zachęty, twierdzi jednak, że teraz będzie inaczej niż przed laty. "Nie oczekuję skandalu, bo wydaje mi się, że pewne rzeczy po tych 12 latach już się nie powtórzą. [...] Polska publiczność jest już inna, bardziej dojrzała niż wtedy, gdy prezentowaliśmy tu po raz pierwszy 'Nazistów', figurę papieża Maurizio Cattelana czy obierającą ziemniaki Julitę Wójcik" - twierdzi w rozmowie z "Wyborczą".
Coś się w nas zmieniło?
- Podejście Polaków do sztuki, w ogóle ich gust, na pewno się w tym czasie zmienił - przyznaje w rozmowie z naTemat Zdzisław Pietrasik, szef działu kulturalnego tygodnika "Polityka". - Ataku na wystawę z pewnością nie przypuści już także Daniel Olbrychski, który przez te lata stał się człowiekiem bardziej statecznym, rozsądnym i rozważnym. Sądzę również, że nie będzie też do tego innych kandydatów - ocenia. Zdaniem publicysty, w ciągu minionych kilkunastu lat Polacy zrozumieli już, że wielu artystów podchodzi do sztuki niekonwencjonalnie.
Pietrsik podkreśla, że dawno minęły czasy, gdy jedna wystawa, jedno dzieło sztuki potrafiły oburzyć cały kraj. Jeżeli zdarzają się jakieś kontrowersje, to mają one charakter jednostkowy, lokalny. - Z reguły stoją za tym wąskie grupy, albo pojedyncze osoby. Jacyś działacze partyjni, albo miejscowy radny. Czasem oburzają się na takie rzeczy środowiska prawicowe. Ale skala tego oburzenia jest znacznie mniejsza, niż w roku 2000 - tłumaczy dziennikarz.
Dziś, podobnie jak na całym świecie, żaden minister już wystaw nie nakazuje zamykać, a protest tylko służy wzrostowi zainteresowania sztuką. - To całkiem niezła promocja, jeśli tylko nie dochodzi do rękoczynów, czy niszczenia dzieł - twierdzi Pietrasik.
Szef działu kultury w "Polityce" przypomina, że świetnie obrazuje to przykład filmu Władysława Pasikowskiego "Pokłosie". - W pierwszy weekend wejście miał dość słabe. Dopiero, gdy rozpętała się cała afera wokół niego i oskarżenia o antypolskość, ludzie poszli do kin się przekonać, czy rzeczywiście tak jest - mówi. W tym przypadku (prawie) nikt przecież nie starał się wycofać filmu z dystrybucji, a Polacy woleli przekonać się sami, jak to z antypolskością Pasikowskiego i Stuhra jest naprawdę.
- Wyrabia się już w nas taki zdroworozsądkowy odruch, że gdy ludzie się na coś oburzają, nie wierzymy im ślepo, a staramy się sami ocenić, wyrobić sobie własne zdanie. Straciliśmy łatwowierność w polityce i życiu społecznym, to także dotyczy sztuki, kultury. Stąd ta skłonność do oburzania się nie jest już tak gwałtowna i spontaniczna jak kiedyś - podsumowuje Zdzisław Pietrasik.
Straciliśmy łatwowierność w polityce i życiu społecznym, to także dotyczy sztuki, kultury. Stąd ta skłonność do oburzania się nie jest już tak gwałtowna i spontaniczna jak kiedyś.