Bokser Damian Jonak w sobotę wieczorem wygrał kolejną swoją walkę i jest o krok od starcia o mistrzostwo świata. Ci, którzy oglądali galę w Polsacie, na jego plecach widzieli wielki napis "Solidarność". Jonak jest związkowcem, nie wstydzi się tego. Nawet przemawiał przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. O swoich przekonaniach mówią też inni zawodnicy - jedni oficjalnie, inni w rozmowach prywatnych. - Sportowcy w tego typu sprawach powinni być subtelni - mówi Przemysław Babiarz.
Kiedyś to wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Za komuny nasi sportowcy na różne sposoby wyrażali sprzeciw wobec opresyjnego systemu. Czołowych polskich himalaistów zaproszono swego czasu w rejon Elbrusa, na coś w rodzaju ćwiczeń dla wspinaczy z Europy Wschodniej. Jak spędzali wolne chwile? Na przykład tak: gromadzili się wspólnie i każdy musiał stanąć nad innymi i powiedzieć donośnym głosem "Breżniew, spierd…". Co ciekawe, robili to wszyscy. I wielu, między innymi Gruzinom, sprawiało to autentyczną radość.
Polityka? Nie interesuje mnie to
Byli jeszcze inni. Przemysław Babiarz, dziennikarz TVP, wspomina w rozmowie z naTemat: - Pamiętam, jak pięcioboista Janusz Pyciak-Peciak miał odwagę zaprotestować, gdy dowiedział się, że Polska ma zbojkotować igrzyska w Los Angeles w 1984 roku. Albo cztery lata wcześniej, Moskwa i ten słynny gest Władka Kozakiewicza. Gest, który później stał się symbolem.
Dziś mamy inny system polityczny i zupełnie innych sportowców. Zawodników, którzy w kontraktach mają klauzulę (tak, takie coś naprawdę istnieje), że nie mogą wypowiadać się publicznie w kwestiach politycznych. Szczególnie dzisiaj, gdy polska scena jest tak podzielona, gdy po obu stronach są tak duże emocje, te ograniczenia są częste. Poza tym wielu sportowców po prostu się boi wyrażać własną opinię. Bo ludzie zapamiętają i potem będą się czepiać. Kuba Kosecki, jeden z najlepszych polskich ligowców, był niedawno gościem Patryka Mirosławskiego w programie "As Wywiadu". Zapytany o politykę powiedział, że owszem wie, w jakiej tata jest partii, ale polityką kompletnie się nie interesuje i w żaden sposób nie wiąże z nią swojej przyszłości.
Ale nie wszyscy tak robią. Są tacy, którzy wyraźnie są po jednej ze stron i można to wyczytać między wierszami. Jakiś czas temu robiłem wywiad ze znaną polską sportsmenką. Rozmawiamy o jej dokonaniach, nagle wibruje jej telefon, ona to ignoruje.
- Odbierz, może prezydent dzwoni - rzucam.
- Jakby to był prezydent, to bym nie odebrała - mówi z lekkim uśmiechem. I zaraz potem dodaje: - Tylko tego nie pisz.
Mistrz "Solidarności"
Swoim poglądom często daje wyraz środowisko polskich bokserów. Widać, że ich wzrok jest ideologicznie skierowany raczej na prawo.
Damian Jonak jest jak dotąd niepokonany. W sobotę w katowickim Spodku wygrał kolejną swą walkę. Na punkty pokonał Belga Jacksona Bonsu. Gdy wcześniej przez pół godziny obijał go w ringu, kibic na jego plecach mógł wymalowany napis "Solidarność". Jonak od lat jest członkiem związku. Wspiera działaczy, a oni widzą w nim osobę, która najlepiej jak tylko można, przed całą sportową Polską, promuje ruch "Solidarności". Przed jedną z jego wcześniejszych walk w Spodku, na stronie związku można było znaleźć krótki tekst, zatytułowany: "Zobacz mistrza z Solidarności w akcji". Poniżej fragment tego apelu: "Kibicujmy wspólnie naszemu koledze, który zawsze otwarcie przyznaje się do członkostwa w Solidarności i swych związkowych sympatii".
Tak walczy Jonak:
Jonak swoje sympatie manifestuje nie tylko na ringu. W internecie dostępny jest film z 29 marca tego roku, jak bokser przemawia w czasie protestu związkowców, skierowanego przeciwko podnoszeniu przez rząd wieku emerytalnego. "Nie wstydzę się tego, że jestem członkiem Solidarności. Życzę wam jutro wytrwałości i tego, aby rząd wreszcie ustąpił" - mówi. Obok niego stoi Dawid "Cygan" Kostecki, też bokser. Człowiek, który miał w tym roku walczyć z wielkim Royem Jonesem Juniorem, ale nie byłoby mu to dane, bo poszedł siedzieć. Kostecki też przemawia, mówi o tym, że zarówno on, Jonak, jak i związkowcy, mają do stoczenia walkę: - My wygramy nasze walki, a wy tu wywalczycie to, czego chcecie i do czego dążycie.
Oniemiał po Smoleńsku
Ze swoimi poglądami nigdy nie krył się też Tomasz Adamek. 10 kwietnia 2010 roku zastał go w USA. - W sobotę około 8 rano włączyłem komputer, by się dowiedzieć, co się dzieje w kraju i oniemiałem - opowiadał "Rzeczpospolitej". Później wydzwaniał do znajomych polskich księży. Pytał, jak mogło dojść do tak wielkiej tragedii. Tragedii, która kompletnie nie mieściła się w jego głowie.
Adamek zawsze był religijny, przywiązany do tradycji oraz idei patriotyzmu. Nie wstydził się przyznać, że wspierał ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdy dwa tygodnie po katastrofie przyszło mu walczyć, na ring szło się ciężko. Myśli były gdzie indziej. Ale wygrał po świetnym starciu z Chrisem Arreolą i potem wygraną zadedykował tym, którzy tragicznie zginęli pod Smoleńskiem.
Adamek na antenie "Nowego Dziennika":
Prawie rok później stoczył walkę, która też była dla niego symboliczna. Rywalem był Kevin Mc Bride, człowiek, który wcześniej pokonał Mike'a Tysona. Ale nie to było najważniejsze. Kluczowe dla Polaka było to, że walka zaczynała się nad ranem polskiego czasu,10 kwietnia 2011 roku. - Zrobię wszystko, aby w sposób godny uczcić to wydarzenie - mówił wtedy Adamek. I zrobił. Wygrał. Ta walka otworzyła mu drogę do starcia o mistrzostwo świata.
Babiarz wyraźnie broni postaw takich, jak ta Adamka. - Sportowiec, jak każdy dorosły człowiek, jest obywatelem tego kraju, tak? A zatem, jak każdy dorosły człowiek, ma też prawo wyrażać swoje poglądy polityczne - mówi, a potem dodaje: - Choć jest oczywiste, że po takiej deklaracji napotka konsekwencje.
Tu nie chodzi o Polskę
Jakiś czas temu gruchnęła wieść, że w pierwszym szeregu Marszu Niepodległości pójdzie Artur Szpilka. Też bokser, człowiek szczery i pewny siebie. Niedawno w wywiadzie powiedział, że nie widzi polskiego boksera, z którym mógłby dziś przegrać. W tej sytuacji przegrał z brakiem rozsądku. O całej sytuacji tak opowiedział w rozmowie z "Newsweekiem": "Zadzwonił ktoś i pyta, czy jestem za Marszem Niepodległości. Co miałem odpowiedzieć? Że przeciw? Oczywiście jestem za, tak jak za niepodległością w ogóle i za Polską jestem". Do zmiany zdania i wycofania się z deklaracji namówił go promotor Andrzej Wasilewski. Przekonał Szpilkę, że tu wcale nie chodzi o Polskę. Bokser poczytał, zobaczył, że ma odbyć się kilka marszów i zrezygnował z poparcia.
Co nie oznacza, że zmienił swoje poglądy. W wywiadach przyznaje, że zawsze będzie bronił cierpiących Polaków. Że gdyby był na Moście Poniatowskiego przed meczem Polska - Rosja, to by bronił swoich rodaków przed atakiem "ruskich".
Obejrzyjcie film "Mgła"
O "ruskich" było też dużo do przeczytania na stronie internetowej… sióstr Radwańskich. Agnieszka i Ula grały, osiągały niezłe wyniki, tymczasem tam pojawia się wpis, krytykujący raport MAK, broniący pamięci o generale Andrzeju Błasiku. I dodatkowo zachęcający do obejrzenia filmu "Mgła". Wpisy umieszczał ojciec zawodniczek Robert Radwański, podkreślający w wywiadach, że kluczowe jest dla niego wychowywanie dzieci w duchu patriotyzmu.
A same dzieci? Ula, młodsza i póki co mniej utytułowana, nie chce wracać do całej sprawy. Powiedziała "Gazecie Wyborczej", że nie chce zajmować się polityką. Agnieszka uważa podobnie, pragnie wyrażać się tylko na korcie. Do ojca miała żal za to, co pisał na stronie. Jednak pojawiła się u jego boku na obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej. Tyle tylko, że robiła wszystko, by ukryć twarz, by nikt jej nie poznał. Założyła szal, a głowę próbowała zakryć kapeluszem.
Fragment tekstu zec strony dziennik.pl:
„Rzucanie niepopartych dowodami oskarżeń wobec zmarłych jest niezgodne z zasadami cywilizacji zachodniej, do której należymy" - czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na stronie Agnieszki i Urszuli Radwańskich.Prowadzi ją ojciec polskich tenisistek i ich trener - Robert Radwański. "Solidaryzujemy się z Rodzinami Załogi samolotu Tu-154M 101, który uległ katastrofie 10 kwietnia 2010" – pisze dalej w oświadczeniu. Radwańscy krytykują rząd za "brak adekwatnej reakcji na hańbiące potwarze wobec żołnierzy Wojska Polskiego". Odrzucają też "insynuacje wobec Załogi samolotu i śp. gen. Andrzeja Błasika". CZYTAJ WIĘCEJ
Najważniejsza jest subtelność
Chciała iść? Została przymuszona? Tego nie wiemy. Jednak czołowej tenisistce świata dostało się na Twitterze. "Bohaterka IV RP, A. Radwańska. Poszła zakamuflowana na manifestację w rocznicę smoleńską. Pytanie - czy była to odwaga, czy tchórzostwo?" - zastanawiał się Azrael, zarazem bloger naTemat. Ten sam Azrael, który po sukcesie na igrzyskach w Londynie Zosii Klepackiej pisał, że ta czyta podobno "Gazetę Polską". Czego nie potwierdziła.
Na koniec Babiarz: - Wie pan, co w takich sytuacjach jest najważniejsze? To, żeby sportowiec był człowiekiem subtelnym. Ta cecha zawsze robi nam dobrze. W dzisiejszym świecie, gdy mamy tak biegunowy podział w polityce, sportowcy nie muszą za wszelką cenę wygłaszać swoich poglądów. Ale jeśli coś trafia ich w samo serce, na przykład sprawa usunięcia krzyża z sejmu, albo to ostatnie zdarzenie - rzucenie farbą w wizerunek Matki Boskiej na Jasnej Górze - wtedy taki człowiek nie powinien się bać. Powinien powiedzieć, co o tym wszystkim sądzi.