
Bokser Damian Jonak w sobotę wieczorem wygrał kolejną swoją walkę i jest o krok od starcia o mistrzostwo świata. Ci, którzy oglądali galę w Polsacie, na jego plecach widzieli wielki napis "Solidarność". Jonak jest związkowcem, nie wstydzi się tego. Nawet przemawiał przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. O swoich przekonaniach mówią też inni zawodnicy - jedni oficjalnie, inni w rozmowach prywatnych. - Sportowcy w tego typu sprawach powinni być subtelni - mówi Przemysław Babiarz.
Byli jeszcze inni. Przemysław Babiarz, dziennikarz TVP, wspomina w rozmowie z naTemat: - Pamiętam, jak pięcioboista Janusz Pyciak-Peciak miał odwagę zaprotestować, gdy dowiedział się, że Polska ma zbojkotować igrzyska w Los Angeles w 1984 roku. Albo cztery lata wcześniej, Moskwa i ten słynny gest Władka Kozakiewicza. Gest, który później stał się symbolem.
Dziś mamy inny system polityczny i zupełnie innych sportowców. Zawodników, którzy w kontraktach mają klauzulę (tak, takie coś naprawdę istnieje), że nie mogą wypowiadać się publicznie w kwestiach politycznych. Szczególnie dzisiaj, gdy polska scena jest tak podzielona, gdy po obu stronach są tak duże emocje, te ograniczenia są częste. Poza tym wielu sportowców po prostu się boi wyrażać własną opinię. Bo ludzie zapamiętają i potem będą się czepiać. Kuba Kosecki, jeden z najlepszych polskich ligowców, był niedawno gościem Patryka Mirosławskiego w programie "As Wywiadu". Zapytany o politykę powiedział, że owszem wie, w jakiej tata jest partii, ale polityką kompletnie się nie interesuje i w żaden sposób nie wiąże z nią swojej przyszłości.
- Jakby to był prezydent, to bym nie odebrała - mówi z lekkim uśmiechem. I zaraz potem dodaje: - Tylko tego nie pisz.
Mistrz "Solidarności"
Swoim poglądom często daje wyraz środowisko polskich bokserów. Widać, że ich wzrok jest ideologicznie skierowany raczej na prawo.
Jonak swoje sympatie manifestuje nie tylko na ringu. W internecie dostępny jest film z 29 marca tego roku, jak bokser przemawia w czasie protestu związkowców, skierowanego przeciwko podnoszeniu przez rząd wieku emerytalnego. "Nie wstydzę się tego, że jestem członkiem Solidarności. Życzę wam jutro wytrwałości i tego, aby rząd wreszcie ustąpił" - mówi. Obok niego stoi Dawid "Cygan" Kostecki, też bokser. Człowiek, który miał w tym roku walczyć z wielkim Royem Jonesem Juniorem, ale nie byłoby mu to dane, bo poszedł siedzieć. Kostecki też przemawia, mówi o tym, że zarówno on, Jonak, jak i związkowcy, mają do stoczenia walkę: - My wygramy nasze walki, a wy tu wywalczycie to, czego chcecie i do czego dążycie.
Ze swoimi poglądami nigdy nie krył się też Tomasz Adamek. 10 kwietnia 2010 roku zastał go w USA. - W sobotę około 8 rano włączyłem komputer, by się dowiedzieć, co się dzieje w kraju i oniemiałem - opowiadał "Rzeczpospolitej". Później wydzwaniał do znajomych polskich księży. Pytał, jak mogło dojść do tak wielkiej tragedii. Tragedii, która kompletnie nie mieściła się w jego głowie.
Prawie rok później stoczył walkę, która też była dla niego symboliczna. Rywalem był Kevin Mc Bride, człowiek, który wcześniej pokonał Mike'a Tysona. Ale nie to było najważniejsze. Kluczowe dla Polaka było to, że walka zaczynała się nad ranem polskiego czasu,10 kwietnia 2011 roku. - Zrobię wszystko, aby w sposób godny uczcić to wydarzenie - mówił wtedy Adamek. I zrobił. Wygrał. Ta walka otworzyła mu drogę do starcia o mistrzostwo świata.
Jakiś czas temu gruchnęła wieść, że w pierwszym szeregu Marszu Niepodległości pójdzie Artur Szpilka. Też bokser, człowiek szczery i pewny siebie. Niedawno w wywiadzie powiedział, że nie widzi polskiego boksera, z którym mógłby dziś przegrać. W tej sytuacji przegrał z brakiem rozsądku. O całej sytuacji tak opowiedział w rozmowie z "Newsweekiem": "Zadzwonił ktoś i pyta, czy jestem za Marszem Niepodległości. Co miałem odpowiedzieć? Że przeciw? Oczywiście jestem za, tak jak za niepodległością w ogóle i za Polską jestem". Do zmiany zdania i wycofania się z deklaracji namówił go promotor Andrzej Wasilewski. Przekonał Szpilkę, że tu wcale nie chodzi o Polskę. Bokser poczytał, zobaczył, że ma odbyć się kilka marszów i zrezygnował z poparcia.
O "ruskich" było też dużo do przeczytania na stronie internetowej… sióstr Radwańskich. Agnieszka i Ula grały, osiągały niezłe wyniki, tymczasem tam pojawia się wpis, krytykujący raport MAK, broniący pamięci o generale Andrzeju Błasiku. I dodatkowo zachęcający do obejrzenia filmu "Mgła". Wpisy umieszczał ojciec zawodniczek Robert Radwański, podkreślający w wywiadach, że kluczowe jest dla niego wychowywanie dzieci w duchu patriotyzmu.
„Rzucanie niepopartych dowodami oskarżeń wobec zmarłych jest niezgodne z zasadami cywilizacji zachodniej, do której należymy" - czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na stronie Agnieszki i Urszuli Radwańskich.Prowadzi ją ojciec polskich tenisistek i ich trener - Robert Radwański. "Solidaryzujemy się z Rodzinami Załogi samolotu Tu-154M 101, który uległ katastrofie 10 kwietnia 2010" – pisze dalej w oświadczeniu. Radwańscy krytykują rząd za "brak adekwatnej reakcji na hańbiące potwarze wobec żołnierzy Wojska Polskiego". Odrzucają też "insynuacje wobec Załogi samolotu i śp. gen. Andrzeja Błasika". CZYTAJ WIĘCEJ
Najważniejsza jest subtelność
Chciała iść? Została przymuszona? Tego nie wiemy. Jednak czołowej tenisistce świata dostało się na Twitterze. "Bohaterka IV RP, A. Radwańska. Poszła zakamuflowana na manifestację w rocznicę smoleńską. Pytanie - czy była to odwaga, czy tchórzostwo?" - zastanawiał się Azrael, zarazem bloger naTemat. Ten sam Azrael, który po sukcesie na igrzyskach w Londynie Zosii Klepackiej pisał, że ta czyta podobno "Gazetę Polską". Czego nie potwierdziła.
