We wtorek w Budapeszcie rozpoczęły się protesty przedsiębiorców, którym Fidesz od września szykuje rewolucję podatkową. Stracą niemal wszyscy właściciele małych firm, czyli około 300 tysięcy Węgrów. Zapytaliśmy politologa doktora Dominika Héjja o genezę protestów oraz o ogólną sytuację ekonomiczną Węgrów. Jedno jest pewne, nie mają lekko.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W ubiegły wtorek parlament Węgier uchwalił reformę podatkową, która zwiększy obciążenia fiskalne niemal wszystkich małych przedsiębiorców
Z tego powodu na ulice Budapesztu wyszli sami poszkodowani, którzy sprzeciwiają się polityce Fideszu
W sobotę protestujących było około 6 tysięcy
Hungarysta, doktor Dominik Héjj w rozmowie z naTemat.pl mówi, że nie ma wątpliwości, że w taki sposób rząd Orbana chce zdobyć pieniądze na finansowanie tarcz antykryzysowych i innych wydatków państwa
Fidesz przykręca śrubę przedsiębiorcom
Węgrzy zdecydowanie nie mają powodów do zadowolenia. Galopująca inflacja, słaby kurs forinta oraz wszechobecna drożyzna sprawiają, że ich sytuacja jest nie do pozazdroszczenia nawet przez Polaków.
Rząd Fideszu w poszukiwaniu pieniędzy chce sięgnąć do kieszeni małych przedsiębiorców. We wtorek węgierski parlament przyjął zmiany w prawie podatkowym, które zaostrzają warunki korzystania przez małe firmy z uproszczonego systemu podatkowego (KATA).
Do jej pory płacili oni miesięcznie podatek w wysokości 120 lub 60 euro plus niewielki podatek biznesowy (120 euro rocznie) oraz składkę na izbę handlową wynoszącą 12,26 euro. Z początkiem września się to zmieni.
Niższego podatku dla małych przedsiębiorstw nie będą mogły płacić osoby uprawiające wolne zawody, jak graficy, muzycy, terapeuci czy filmowcy oraz wszyscy freelancerzy, którzy wykonują pracę na rzecz firm, a nie osób prywatnych. To oznacza, że ich koszty wzrosną mniej więcej dwukrotnie.
Przedsiębiorcy wychodzą na ulice Budapesztu
Według szacunków niezależnych węgierskich mediów zmiany dotknąć mogą około 300 tysięcy z 400 tysięcy małych przedsiębiorców. Z tego powodu już we wtorek na ulice Budapesztu wyszło 1,5 tysiąca osób. Z kolei w sobotę było to już 6 tysięcy.
Na zdjęciach protesty te wyglądają imponująco, ale czy mają jakieś znaczenie polityczne? Jak wygląda obecna sytuacja ekonomiczna Węgrów? Z tymi pytaniami zwróciliśmy się do hungarysty, doktora DominikaHéjja.
Adam Nowiński, naTemat.pl: Wie pan, ile teraz trzeba zapłacić za paliwo na Węgrzech?
Doktor DominikHéjj: Nieustająco po 480 forintów, chyba że dla obcokrajowców, to już ponad 8 zł za litr.
Pytam o to, ponieważ po wyborach pisał pan na Twitterze, że Orban odchodzi od swoich obietnic wyborczych, czego wynikiem będzie paliwo za nawet ponad 10 zł.
Tak, pamiętam, ale wtedy chodziło o widmo nieprzedłużenia tarcz antykryzysowych obejmujących ceny paliw. Ostatecznie jednak rządowi Fideszu udało się przedłużyć jej trwanie, dlatego Węgrzy nadal mogą płacić mniej na stacjach benzynowych.
Co nie zmienia faktu, że dla wszystkich innych obcokrajowców ceny benzyny są bardzo wysokie z powodu słabego kursu forinta. Rząd wskazuje także inne czynniki, m.in. wojnę w Ukrainie.
Ale nie tylko wysokie ceny paliw na Węgrzech są problemem. Wysoka inflacja, najwyższa od 24 lat uderza w gospodarstwa domowe, wspomniany przez pana słaby forint osłabia gospodarkę. Jak z tymi problemami radzi sobie Viktor Orbán?
Rząd twierdzi, że inflacja i tak jest niska na Węgrzech, to niespełna 12 proc. Podkreślany jest wskaźnik dotyczący cen energii, który wynosi około 1 proc. ponieważ zasługi są na tym polu przypisywane władzy. Mówi się, że dzięki rządowi i jego działaniom jest ona tak niska.
Wskazuje się tutaj prowadzoną politykę mającą na celu zapewnienie dostaw gazu do kraju oraz opóźnienie unijnego embarga na ropę z Rosji w przypadku Węgier, a przy tym krytykuje się politykę sankcyjną Zachodu wobec Rosji.
Czyli propaganda na pełną skalę?
Tak, alenajnowsze wskaźniki pokazują, że Węgrzy, mimo tej umowy z Gazpromem, płacą jedną z najwyższych stawek w Europie. Ponadto nie mówi się o tym tak głośno, ale jeśli ktoś przekroczy średnie zużycie gazu, to zapłaci cenę rynkową, a ta jest 8 razy wyższa, czyli uderzy to w niektóre przedsiębiorstwa.
Oczywiście są też wymierne działania. Na przykład są zamrożone stopy procentowe dla kredytobiorców na poziomie tych z października 2021 roku, a osoby starsze czy też rodziny z dziećmi mogły od marca 2020 roku wziąć wakacje kredytowe i w ogóle nie płacić rat. No i mamy także stałą cenę 6 produktów spożywczych, która utrzymywana jest na poziomie z października 2021.
No tak, ale skoro rząd jest taki dobry, to dlaczego ludzie wychodzą na ulice? Czy to aby nie dlatego, że rząd, żeby opłacić te wszystkie tarcze, sięgnął za głęboko do kieszeni małych przedsiębiorców?
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak jest. Rząd potrzebuje pieniędzy i potrzebuje ich dość szybko. Proszę zwrócić uwagę, że wprowadzone niedawno zmiany w prawie podatkowym nie wchodzą w życie w styczniu 2023 roku z nowym rokiem podatkowym, ale już we wrześniu.
A wystarczyłoby porozumieć się z Unią ws. KPO...
Dokładnie tak, KPO jest cały czas zamrożony, a czasu na to porozumienie jest coraz mniej, bo jeśli do września plan ten nie zostanie zatwierdzony, to Węgry mogą stracić nawet 70 proc. przewidzianej kwoty.
Aczkolwiek Komisja Europejska zakomunikowała ostatnio, że są pewne postępy w negocjacjach i że strona węgierska trochę nagięła swoje stanowisko.
Przypomnijmy może, że spór z UE w przypadku Polski dotyczy praworządności, a w przypadku Węgier?
Jeśli chodzi o Węgry to także kwestia dostosowania prawa antykorupcyjnego do unijnych standardów. Węgierskie władze nietransparentnie wydatkowały unijne środki.
Pojawiają się też głosy, że wspomniane przez nas zmiany w prawie podatkowym nie przyniosą takich wpływów do budżetu, a wręcz przeciwnie, bo przedsiębiorcy ogłoszą upadłość...
...albo przejdą do szarej strefy. Czynników jest mnóstwo i trudno przewidzieć, w którą stronę te zmiany pójdą. Wszystko zależy także o decyzji przedsiębiorców z Budapesztu oraz tych spoza stolicy. Zauważmy, że standardowo protesty nie rozlały się poza Budapeszt.
Skoro jesteśmy już przy protestach, to spektakularnie wyglądają one na zdjęciach, a jak jest naprawdę? Czy będą one miały jakieś skutki polityczne?
Nie, absolutnie nic. Są – dla demokracji to dobrze, ale nic nie zmienią. Proszę spojrzeć, że nie wyszły one nawet z Budapesztu. O wiele większe poruszenie wywołały zmiany w kodeksie pracy, czyli tzw. ustawa niewolnicza w 2018 roku. Wtedy protestował nie tylko Budapeszt, a prezydent János Áder bardzo długo zwlekał z podpisem, czego przy obecnej ustawie podatkowej nie zrobiła Katalin Novák.