Śmierć od zawsze fascynowała i przerażała. Nie wiadomo o niej zbyt wiele, poza tym, że nikt jej nie uniknie. Słyszymy różne teorie i obietnice odnośnie życia po śmierci. Co myślą o śmierci Polacy? Chcą umrzeć niespodziewanie, bez ostrzeżenia, we śnie. Dlaczego? Bo żyjemy tak, jakbyśmy mieli nigdy nie umrzeć.
O postrzeganiu śmierci, strachu i tym, dlaczego wciąż nas fascynuje rozmawiamy z dr. hab. Bartłomiejem Dobroczyńskim z Uniwersytetu Jagiellońskiego, historykiem psychologii, zajmującym się relacjami między duchowością a psychiką.
Od początków ludzkości minęło sporo czasu. Wciąż boimy się śmierci?
Dr hab. Bartłomiej Dobroczyński: Na tak postawione pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Śmierć to rzecz, z którą chyba nigdy się nie oswoiliśmy. Na przestrzeni
Z nowego raportu CBOS wynika, że 71 proc. Polaków chciałoby umrzeć niespodziewanie, najlepiej we śnie i we własnym łóżku. Mniejsze przywiązanie do życia wydają się mieć osoby mniej wykształcone i niezbyt zamożne, o poglądach lewicowych. Z kolei religijni Polacy chcieliby mieć czas na pozałatwianie swoich spraw, pożegnanie z bliskimi, rozwiązanie osobistych konfliktów, znalezienie miejsca na cmentarzu i przyjęcie ostatniego sakramentu. W jednym ankietowani byli zgodni - na łożu śmierci nie obchodziłby większości z nas wygląd zewnętrzny i estetyka. CZYTAJ WIĘCEJ
lat podejmowano różne wysiłki by ten stan zmienić - mówię tu o koncepcjach religijnych czy dziełach filozofów. To, jak się obchodzimy ze śmiercią, zależy od kilku czynników.
Tak, to jeden z nich. Śmiercią zawsze zarządzały religie. Dawniej chrześcijaństwo uczyło, by tęsknić do chwili, w której umrzemy. Bowiem, jak pisał święty Paweł: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Zatem śmierć niosła wyzwolenie i nadzieję na szczęście wieczne. Inne religie, takie jak buddyzm również traktują życie jako okres przygotowań do śmierci. Na przykład w Tybetańskiej Księdze Umarłych, zawarte są wskazówki jak postępować ma człowiek, w chwili kiedy umiera. Bo musi wtedy dokonywać ważnych wyborów, które zdecydują o jego dalszym losie.
Dalajlama powiedział kiedyś, coś takiego: „Podnieca mnie myśl o śmierci, nareszcie będę mógł sprawdzić to, co całe życie praktykuję”. Jan Paweł II również mówił: "Pozwólcie mi odejść do domu Ojca". Jednak pomimo jego dzielności, proces umierania papieża nie kojarzył się z niczym przyjemnym. On męczył się i cierpiał w widoczny sposób, co nie nadaje perspektywie śmierci atrakcyjności w dzisiejszych czasach. Warto dodać, że raport CBOS-u pokazuje pewien paradoks.
To znaczy?
W popularnej modlitwie katolickiej wypowiadano słowa "od nagłej i niespodziewanej śmierci uchroń nas Panie". Skoro zatem tak duży odsetek badanych chce jednak umrzeć bez świadomości i niespodziewanie, to mamy tu dowód na postępującą laicyzację - jej realny wymiar, niezależny od deklarowanej przynależności do Kościoła. Zakrawa to na absurd, ale oznacza, że współcześni Polacy najchętniej wybierają coś, czego dawniej katolicy najbardziej się obawiali.
Rzeczywiście brzmi to absurdalnie…
Oczywiście pewna liczba ludzi religijnych nie obawia się śmierci. Jednak powołam się na to, co powiedział kiedyś prof. Zbigniew Mikołejko. Stwierdził, że Polacy są jednym z najmniej religijnych narodów. U nas religia pełni inną funkcję. Służy do społecznej identyfikacji. Ostatnimi czasy nie widać wielkich polskich teologów. Pod tym względem jesteśmy trochę jak sieroty.
Religijność to jedno. Co jeszcze wpływa na postrzeganie śmierci?
Rozwój nauki. Szczególnie w drugiej połowie XIX wieku, gdy nauka zaczęła odnosić coraz większe sukcesy, pociągnęła za sobą zmianę w naszym pojmowaniu śmierci i umierania. Teoria ewolucji, postęp technologiczny, ofensywa ateizmu wywarły na ludzkość wielki wpływ. Wyjaśnienia religijne wciąż istniały, lecz perspektywa rajskiego życia po śmierci zaczęła być coraz bardziej wątpliwa.
Pewien znajomy buddysta powiedział mi kiedyś, że Polacy mają prawo obawiać się śmierci. Dlatego, że, jego zdaniem, kler nie potrafi do niej przygotować, księża nie do końca wiedzą, o czym mówią. Kolokwialnie rzecz ujmując, to tak jakby iść do obcego lekarza, który nie bardzo zna się na tym, co robi. Po prostu wątpimy w to, co obiecywano nam zastać, gdy już umrzemy. To kolejny powód, dla którego ludzie obawiają się śmierci.
Rozumiem, że to nie wszystko…
Warto jeszcze wspomnieć wszechobecny kapitalizm korporacyjny i popkulturę. Dziś każdy musi być piękny, młody, prowadzić bujne życie seksualne, mieć mnóstwo adoratorów czy adoratorek, technologicznych gadżetów. Każdy chce być FC Barceloną, a nie piłkarską reprezentacją Polski. W tym kontekście trudno się dziwić, że coraz mniej przekonują nas obietnice chrześcijaństwa. Rajskie rozkosze nie są już dla nas tak atrakcyjne. Myślę, że gdyby tak przenieść św. Augustyna do naszych czasów, dać mu posłuchać muzyki z odtwarzacza mp3 czy posurfować po internecie, to pomyślałby, że jest w raju.
Oczywiście na świecie jest dużo nieszczęścia, temu nikt nie zaprzeczy. Ale codziennie spotykamy się z wieloma dobrodziejstwami nauki i techniki. Dawniej raj wyobrażano sobie jako "wieczną ucztę", bo ludzie często chodzili głodni, nie mieli możliwości zdobycia odpowiedniej ilości pożywienia. Dziś mamy tego aż w nadmiarze i często się marnuje, choć nadal są ludzie umierający z głodu. Podobnie wygląda sytuacja z bliskimi w naszym życiu. Zmieniło się poczucie bliskości. Ludzie są bardziej skłonni poświęcić związek dla kariery czy lepszej pracy. Mamy inne priorytety.
Po prostu szkoda nam umierać…
Tak. Przypomniał mi się hinduski epos "Mahabharata". Jeden z bohaterów mówi co jest największym cudem na ziemi. Otóż wiemy, że wszyscy jesteśmy śmiertelni. A tymczasem żyjemy tak, jakbyśmy nigdy nie mieli umrzeć.
Czyli impreza zamiast modlitw, żałobnych szat i czekania na śmierć?
Można i tak powiedzieć. Ta atmosfera oczekiwania na śmierć, życia wiecznego jaką kreśli chrześcijaństwo jest dzisiaj mało atrakcyjna. Kojarzy się z półmrokiem, podniosłą atmosferą, wyważonymi i patetycznymi pieśniami. Koncert Madonny czy Lady Gagi jest dla wielu znacznie bardziej pociągający. Dlatego unikamy myślenia o śmierci. Jednak zdecydowany strach czujemy myśląc o samym procesie umierania.
Pamiętam, że parę lat temu na ścianie kurii w Krakowie było takie graffiti: "Nie boję się śmierci, tylko umierania". Ta wnikliwa sentencja skłania do refleksji. Nie zaskakuje mnie, że większość Polaków chciałaby umrzeć niespodziewanie. Wszyscy wiemy, jaka jest nasza służba zdrowia. Wiele problemów oddajemy w ręce specjalistów. W tym kwestie zdrowotne. Widząc, jak niektórzy cierpią na łożu śmierci, automatycznie czujemy strach. Leżenie w szpitalu, czekanie na nieuchronny koniec, męka, pocieszenia innych, które nie brzmią przekonująco. To wszystko nie wygląda dobrze. W tym przypadku daje o sobie także znać lekkomyślny stosunek Polaków do zdrowia.
Lekkomyślny? Pojawiały się raporty robiące z Polaków wręcz hipochondryków…
80 proc. wydatków na zdrowie większość Polaków wydaje w 2-3 ostatnich latach swego życia. Czyli, że wcześniej nie dbamy o siebie, pijemy alkohol, palimy papierosy, źle się odżywiamy. Nie stosujemy żadnej profilaktyki. Nie robimy badań okresowych. Opamiętujemy się, gdy zaczynają się poważne problemy.
Skoro coraz częściej w ten sposób na to patrzymy, czy to nie poskutkuje zaostrzeniem debaty o eutanazji?
Wydaje się to wielce prawdopodobne. Na początku pojawią się postulaty o zaprzestanie uporczywej terapii w przypadkach beznadziejnych. Potem być może ujawni się zapotrzebowanie na aktywną pomoc w umieraniu. To skutek laicyzacji. Bo perspektywa cierpienia w szpitalnym łóżku odstrasza.
Podejście do śmierci jest silnie uwarunkowane kulturowo. Można wyodrębnić taką, która się umierania nie boi?
Chyba niewielu jest ludzi, którzy umierania się nigdy nie boją. Mogę sobie jednak wyobrazić kogoś kto żyje wewnątrz spójnego systemu interpretacyjnego - buddystę, katolika, szamana - którzy w śmierci widzą wyzwolenie i oczekują jej z nadzieją. Podobnie członkowie pierwotnych społeczności, jak Indianie z dorzecza Amazonki, nie powinni być perspektywą śmierci specjalnie przestraszeni.
Lecz wszystko sprowadza się do punktu wyjścia - tak naprawdę o śmierci nie wiemy nic.
Tak. Trzeba jednak odróżnić psychologię od ontologii. Nie wiemy, czy jest życie po śmierci. Ale na poziomie psychologicznym, podejścia człowieka do śmierci, posiadamy pewną wiedzę i na niej musimy polegać. Innej nie mamy.
Wspominał pan, że religia przygotowuje do śmierci. Skąd w nas zatem ten pościg za nieśmiertelnością, widoczny chociażby w mitologiach. Czyli nie każdy tak się z tą religią zgadzał.
W dzisiejszej popkulturze szukanie nieśmiertelności pokazywane jest jako coś, co ma swoją cenę. Filmy czy seriale o wampirach, przekonują, że wprawdzie one same nie umrą, ale można je zabić. Sugeruje się nam, że nieśmiertelność nie jest do końca taka wspaniała, jak się początkowo wydaje. W końcu wszystkim człowiek może się znudzić. Na przestrzeni lat powstało wiele koncepcji i sposobów na wydłużanie życia, jednak nawet najstarsi w końcu umierają. Mamy teorię reinkarnacji, ale też nie jest do końca atrakcyjna, bo nie pamiętamy swego poprzedniego życia.
To ludzie, którzy dzięki długotrwałym praktykom posiedli sporą wiedzę na temat umysłu i jego funkcjonowania. Lecz to cząstkowy odsetek populacji. Mistycy zresztą inaczej postrzegają nieśmiertelność. Dla nich celem jest „śmierć” jeszcze tu, za życia, po to, by wtedy gdy przyjdzie na nich czas, byli wolni od strachu. Oni ćwiczą swój umysł tak, aby śmierć ich nie dotykała. W Biblii czytamy, że musi umrzeć człowiek stary i narodzić się człowiek nowy. Jest taka słynna sentencja, która głosi: „jeśli umrzesz zanim umrzesz, to nie umrzesz kiedy umrzesz”. Ale taka perspektywa jest dla większości z nas niedostępna.