
Szybki i odważny skrzydłowy. Prekursor holowania piłki w narożniku. Darczyńca, angażujący się w rozwój miasta. Zdobywca ważnych bramek w istotnych meczach. Ale też człowiek, który na pewnym etapie życia trochę się pogubił .NaTemat prezentuje różne oblicza i poplątane losy Włodzimierza Smolarka.
Numer jedenaście
CZYTAJ WIĘCEJ
Pochodzi z Aleksandrowa Łódzkiego. Ale to właśnie w Uniejowie, oddalonym o 30 kilometrów, Smolarek jest lokalnym bohaterem, darczyńcą. - To się zaczęło przez zwykły zbieg okoliczności. Poznaliśmy się przy jakiejś okazji i po prostu zaczęliśmy rozmawiać. O Uniejowie, o możliwościach, jakie tu tkwią. Włodek się zainteresował, potem już nakręcił i chciał tu wiele robić - mówi Kaczmarek w rozmowie z naTemat.
To jest tak. Oglądasz mecz, widzisz gościa zdobywającego gola ręką i słyszysz komentatora. "Drugi Maradona", "druga Ręka Boga". Albo inna sytuacja. Zawodnik jednej drużyny nagle w trakcie gry wybija piłkę poza boisko bo leży jego przeciwnik. I słyszymy w telewizji o geście Garrinchy.
Wszystko zaczęło się w 1982 roku, na mundialu w Hiszpanii. Polska grała akurat z ZSRR i do awansu do półfinału wystarczał jej remis. Tak ważny mecz, w dodatku z tak wtedy szczególnym rywalem. Na trybunach transparenty "Solidarności" a na boisku Włodzimierz Smolarek, który… No właśnie. - To były wielkie emocje. Było 0:0 i taki wynik dawał nam awans do najlepszej czwórki a eliminował Rosjan - wspomina z rozmowie z naTemat Józef Młynarczyk, który stał wówczas w bramce - To właśnie wtedy Włodek otrzymał piłkę i pobiegł do narożnika. Na początku nie byłem pewien po co. Ale potem patrzę, a on trzyma piłkę przy nodze, holuje ją, zastawia. Robi to tak umiejętnie, że nie da się mu jej odebrać. Można sfaulować, można wybić na aut albo rzut rożny. Ale nic więcej. On wtedy ukradł dużo jakże cennego dla nas czasu. To było niesamowite.
Mijają cztery lata, znów mistrzostwa, tym razem w Meksyku. Kluczowy mecz z mocną Portugalią, z zespołem który dwa lata wcześniej był w czwórce w Europie. Trudne, wyrównane spotkanie. Aż do 68. minuty kiedy Smolarek dostaje piłkę na lewym skrzydle i z ostrego konta pokonuje bramkarza. Polska wygrywa 1:0, dzięki czemu potem mogła się zmierzyć z wielką Brazylią. To był jedyny gol drużyny Piechniczka na tamtym turnieju i zarazem ostatnia bramka Polaków na mundialu w XX wieku.
W ostatnim czasie wyglądał na trochę zmęczonego, nie widziałem radości w jego oczach. Ale tak bywa. Natomiast wiadomość o śmierci mnie poraziła. To był prawdziwy chłop, pierwszy do treningu, natomiast troszkę zdystansowany poza boiskiem. Kiedy piliśmy piwo, on głównie obserwował, nie odzywał się. Przemawiał na murawie. Zostaną po nim piękne wspomnienia i to słynne utrzymywanie piłki w narożniku boiska.
I w Polsce i na Zachodzie Smolarek senior grał w silnych klubach. Była Legia Warszawa, było siedem lat w łódzkim Widzewie, z którym osiągał liczne sukcesy. Dwa razy był mistrzem Polski, zdobył też puchar kraju, a w Pucharze Europy Widzew doszedł do półfinału. Młynarczyk, który ze Smolarkiem grał również i w tamtej ekipie: - My byliśmy drużyną, stanowiliśmy na boisku jedność. To nam gwarantowało sukcesy. Ale dobrze, nie ukrywam, że były takie momenty, kiedy drużynie nie szło. Wtedy nasza taktyka była dość prosta. Idzie piła do Włodka i on już będzie wiedział co ma z nią robić.
Tym większy szok, bo przecież słynął z dobrego zdrowia. Poza boiskiem to był skromny facet, ale na boisku stawał się niesamowity, pewny siebie. Wierzył we wszytko, co robi. Ambicja wręcz kipiała i dlatego wyciągnął ze swojej kariery maksimum
Ale wtedy też trochę się pogubił. W mediach zaczęły o nim krążyć różne opowieści. Nie były za bardzo przychylne. Mówiło się, że ma pewne problemy.


