Brudna toaleta to miejsce, w którym kazano ronić pacjentce wrocławskiego szpitala na Brochowie. Kobieta miała zostać do niej skierowana, gdy okazało się, że płód obumarł. Dostała leki, po których z jamy macicy miał wydostać się zarodek. Ponieważ chciała oddać szczątki do badania genetycznego, by te nie wpadły do toalety, kazano jej - według jej relacji - "złapać je rękami".
Reklama.
Reklama.
Sprawa pacjentki ze szpitala na wrocławskim Brochowa ujrzała światło dzienne po dwóch latach od zdarzenia.
Kobieta zebrała się na odwagę i opowiedziała swoją historię w Radiu Wrocław, by zwrócić uwagę na skalę problemu i brak godności w stosunku do kobiet po stracie.
Organizacje zajmujące się udzielaniem wsparcia kobietom w ciąży, zwracają uwagę na problem z dostępem do opieki i wparcia dla kobiet po stracie
Do sprawy doszło w szpitalu na wrocławskim Brochowie. To tam miała jej zostać udzielona pomoc w wydaleniu płodu z ciąży, którą straciła w dziesiątym tygodniu.
Kobiecie podano leki, po których organizm miał oczyścić się z płodu. Kiedy akcja się zaczęła, pacjentka z ogromnym bólem miała zostać skierowana do brudnej i zaniedbanej toalety.
Jak opisuje wrocławianka, ból był tak silny, że musiała trzymać się ścian. Mimo to nie było z nią nikogo, kto mógłby udzielić jej jakiejś pomocy czy wsparcia. Położne jedynie kierowały pacjentki do toalet, gdy którejś zaczynała się akcja.
Płody w toalecie
Zmuszanie kobiet do ronienia w toaletach nie jest wyłącznie kwestią higieniczną czy estetyczną, ale przede wszystkim sprawą godności.
Poroniony płód można przekazać do badań genetycznych, które mogą pomóc ustalić przyczyny poronień, zwłaszcza jeśli nie jest to pierwsza sytuacja utraty przez kobietę ciąży.
Zgodnie z polskim prawem, rodzice mogą także pochować szczątki swojego nienarodzonego dziecka, bez względu na to, na którym etapie ciąży doszło do poronienia.
Szpitalna toaleta, jak podkreśla wrocławianka, to miejsce, które odziera matki z godności, bo te, które chcą zatrzymać płód, muszą ratować szczątki przed tym, by nie wpadły do wnętrza toalety.
– Kiedy jakaś kobieta chciałaby zabrać płód (...) musimy go łapać rękami. To jest nie do pomyślenia – mówiła w Radiu Wrocław pacjentka z Wrocławia.
"Wszystko zgodnie z procedurami"
Szpital im. Falkiewicza na wrocławskim Brochowie, w którym doszło do opisanego przez pacjentkę poronienia, odniósł się do zarzutów.
W odpowiedzi na pytania rozgłośni, placówka odpowiedziała między innymi, że jeśli dochodzi do samoistnego poronienia, nie ma możliwości przewidzenia, w którym momencie dojdzie do wydalenia zarodka lub płodu.
Szpital zadeklarował, że lekarze i położne sprawują ciągłą opiekę nad roniącymi kobietami. Zaznaczono również, że od momentu, w którym doszło do zdarzenia z udziałem wskazanej kobiety, do dyspozycji pacjentek jest powiększony (z jednej do dwóch osób) zespół psychologów. Pełna treść oświadczenia dostępna jest tutaj.