nt_logo

"Nie jesteś gruba, jesteś piękna!". Jeszcze raz to usłyszę, a nie ręczę za siebie – to najgorsze zło

Ola Gersz

05 sierpnia 2022, 19:18 · 5 minut czytania
"Nie jesteś gruba, jesteś piękna" – słyszałam to wiele razy. Tyle że dobrze wiem, że nie jestem brzydka, tak samo jak dobrze wiem, że jestem gruba. Co ja i inne grube osoby czujemy, gdy słyszymy to nieśmiertelne zdanie? Że nie można być jednocześnie pięknym i grubym. Gówno prawda.


"Nie jesteś gruba, jesteś piękna!". Jeszcze raz to usłyszę, a nie ręczę za siebie – to najgorsze zło

Ola Gersz
05 sierpnia 2022, 19:18 • 1 minuta czytania
"Nie jesteś gruba, jesteś piękna" – słyszałam to wiele razy. Tyle że dobrze wiem, że nie jestem brzydka, tak samo jak dobrze wiem, że jestem gruba. Co ja i inne grube osoby czujemy, gdy słyszymy to nieśmiertelne zdanie? Że nie można być jednocześnie pięknym i grubym. Gówno prawda.
Piękno i grubość wcale się nie wykluczają Fot. Unsplash / Jade Destiny

Przez 10 minut musiałam wysłuchiwać, jak moja koleżanka (rozmiar S) narzekała, że jest gruba. Przytyła kilka kilogramów w pandemii i nie mieści się w ulubione dżinsy. Na moją radę, żeby – zamiast się frustrować, że nie może zapiąć guzika – kupiła spodnie w większym rozmiarze, parsknęła śmiechem. – A w życiu, to byłaby porażka! – krzyknęła.


– Wiesz, na mnie sklepach w ogóle mało co pasuje, bo w Polsce mają w dupie grube osoby – zauważyłam, mocno już poirytowana (noszę rozmiar XXL). Wtedy moja szczuplutka, atrakcyjna, smukła, ubrana w szorty koleżanka, która przed chwilą stwierdziła, że, cytuję, "czuje się jak wieloryb", krzyknęła: "No co ty! Nie jesteś gruba, jesteś piękna".

Już nieważne, że kolejny raz szczupła dziewczyna nazwała siebie grubą w obecności osoby grubej (grubej fizycznie i realnie, a nie grubej w stylu "czuję się grubo, bo zjadłam dwa ptysie z kremem / przytyłam trzy kilogramy / nie mam płaskiego brzucha i robią mi się fałdki, gdy siadam / nie potrafię zaakceptować swojego ciała z powodu opresyjnej kultury, w której żyjemy), co jest po prostu totalnym brakiem wyczucia i empatii. Nie jesteś gruba i nie masz pojęcia, jak to jest być grubą osobą w Polsce czy gdziekolwiek indziej.

Ale słowa "nie jesteś gruba, nie jesteś piękna" przelały czarę. Powiem Wam, dlaczego nie chcemy tego słuchać. Nigdy więcej.

Grube, czyli wstrętne

Ludzie boją się grubości, nie lubią jej. Społeczeństwo nauczyło nas, że mało jest gorszych rzeczy niż bycie "grubasem", a do fizycznego stanu dorobiono ideologiczną otoczkę. Nadwaga i otyłość kojarzą się więc z lenistwem, upadkiem i życiową przegraną.

Strach przed przytyciem jest w wielu z nas tak dominujący, że stawiamy na szali nasze zdrowie fizyczne i psychiczne, byle tylko nie zasilić grona "grubych świń" (jak wiele z nas było nazywanych w dzieciństwie przez życzliwe matki, gdy sięgałyśmy po drugi kawałek tortu). Niektórzy wciąż oszukują się, że chodzą na siłownię dla zdrowia, podczas gdy nawet nie zdają sobie sprawy, że najbardziej obawiają się, że ktoś wytknie ich palcem na ulicy i wypowie straszne słowo na "g". Największy upadek, życiowa klęska.

"Gruby" to obraza, przezwisko, słowo zakazane. Mimo że jest zwyczajnym epitetem opisującym wygląd zewnętrzny, to nikt nie wypowie słowa "gruby" na równi z "chudy", "niski" czy "wysoki". Gdy wprost zaczęłam nazywać siebie osobą grubą, ludzie nie wiedzieli, jak reagować. Byli w szoku, zaprzeczali, zmieniali temat. Praktycznie nikt nie nazwał tak mnie w mojej obecności (a mówię o neutralnym deskryptorze "gruby", nie o obeldze, w jaką można to słowo zamienić, chociażby przez kontekst czy zamianę na "grubasa"), bo słowo to ma w Polsce aż tak pejoratywny wydźwięk.

Gdy osoby grube nazywają siebie "grubymi", ludzie mają jeszcze jedną reakcję: wspomniane "nie jesteś gruba, jesteś piękna". Zwykle nie mają nic złego na myśli, chcą wesprzeć, pocieszyć, tak jakbyśmy tego wsparcia i pocieszenia koniecznie potrzebowali (owszem, często potrzebujemy, ale wcale nie zawsze).

Ludzie nie mogą znieść, że ktoś bliski, ktoś, kogo lubią i kochają "tak brzydko o sobie mówi". Przecież nie mogą na to pozwolić! Dlatego szybko biegną z zaprzeczeniem, mimo że... naprawdę jesteś gruba. Oni czują, że byli uprzejmi i zrobili ci przyjemność, a ty jesteś wku*wiona. Niby chcieli dobrze, ale wyszło słabo.

Jednak to wcale nie wasza wina, ludzi szczupłych. To wina kultury, która wmówiła nam wszystkim, że grube jest brzydkie, wypaczone, obrzydliwe i niewartościowe, a jedyną dopuszczalną u kobiety normą jest szczupłość (podobnie wpojono nam, że włosy na ciele są "be").

"Nie jesteś gruba, jesteś piękna", ugh

Próba pocieszenia jest czymś zupełnie ludzkim. Gdy twoja przyjaciółka nazwie siebie głupią, powiesz jej: "Skąd! Jesteś jedną z najmądrzejszych osób, jakie znam". Zwykle mamy dobre intencje, tyle że w przypadku grubości to niestety nie jest takie proste.

Dlaczego? Z dwóch powodów. Twoja przyjaciółka, która nazywa siebie grubą, naprawdę wie, że jest gruba. Zaprzeczanie jest zwyczajnym kłamstwem, które tylko ją skonfunduje i zirytuje oraz sprawi, że zacznie się zastanawiać, czy może ci w ogóle ufać. A po drugie, mówiąc: "nie jesteś brzydka, jesteś piękna", dajemy do zrozumienia, że piękno i grubość się wykluczają. W końcu kultura nauczyła nas, że nie można być ładną i otyłą (albo ładną i nienormatywną w każdy inny sposób), a my w to uwierzyliśmy.

Tymczasem jest to, za przeproszeniem, gówno prawda. Owszem, w fatfobicznej Polsce piękno jest szczupłe, ale, niespodzianka, piękno wcale nie ma wagi. Mówiąc, że jesteśmy grube, wcale nie mówimy: "Jesteśmy brzydkie". Gdy stwierdzamy, że jesteśmy grube, po prostu stwierdzamy, że jesteśmy grube. Większość pewnych siebie grubych dziewczyn dobrze wie, że jest piękna (a niestety droga do takiego myślenia o sobie wcale nie jest łatwa, i to niezależnie od rozmiaru).

Jeśli nie wierzycie, że grube osoby mogą być atrakcyjne, znowu zapraszam na TikToka, obecnie chyba najbardziej inkluzywną platformę. Piękne, seksowne, świetne ubrane kobiety w rozmiarze XXL i wyżej pokazują, że grubość może być ponętna i olśniewająca. Że twój rozmiar nie mówi nic ani o twojej osobowości, ani życiu seksualnym, ani karierze, ani nawet zdrowiu. Tłuszcz to po prostu tłuszcz.

Pewnie usłyszę zaraz nieśmiertelne: jeśli tak, to czemu tyle grubych osób chce się odchudzać? To głupie pytanie, a odpowiedź jest prosta: bo każdy chciałby być szczupły. Móc na luzie kupować ubrania, chodzić na ulicy bez lęku i nie bać się, że zapadnie się pod tobą rozkładane krzesło. Bycie szczupłym jest wygodniejsze i łatwiejsze. Ale świat nie jest jednolity, wszyscy wyglądamy różnie i zamiast płakać, wolimy poczuć się dobrze w swojej (nawet tymczasowej) skórze.

Jednak wcale nie zamierzam kogoś przekonywać, że grubość jest atrakcyjna. Każdy ma własne gusta i preferencje. To czysto subiektywne kwestia, bo kto decyduje, co jest ładne, a co brzydkie? Możemy jedynie mówić za samych siebie. Mówiąc "grube kobiety nie są ładne" wcale nie wyrażasz więc faktu, ale formułujesz swoje osobiste przekonanie. I w porządku, ale nie traktuj go jako prawdy objawionej.

Najwyższa pora rozbić więc w proch opresyjny mit urody, która ma swoje utarte ideały i próbuje nam wmawiać, czym jest piękno, a czym nie jest. Piękno ma tyle twarzy, ile kobiecość czy męskość i w końcu powinno stać się inkluzywne, rozszerzyć definicję. Przestańmy więc mówić do grubych osób, że nie są grube, ale piękne, bo mogą być i takie, i takie. Po prostu.

Gruba i co z tego?

Stawanie w kontrze do kultury nie jest łatwe i rozumiem, że wiele osób nie wie, jak się zachować w otoczeniu osoby, która wprost mówi o swojej grubości. Czasem jest pewna siebie i ma w nosie urodowe standardy, a czasem płacze, czuje się źle w swojej skórze i nienawidzi swojego ciała. Obie te sytuacje nie są łatwe, bo nie nauczyliśmy się na nie reagować. Byliśmy zajęci walką z grubością.

Co mówić, czego nie mówić? Nie zaprzeczajmy słowu "gruby", ale nie idźmy też w drugą skrajność – nie obrażajmy. Nie bądźmy fatfobami. Nie łączmy urody z wagą. Tak, "byłabyś ładniejsza, gdybyś schudła" albo "jesteś piękna jak na grubą osobę" też nie wchodzą w grę. Bądźmy po prostu ludźmi, czy to takie trudne? Możecie pochwalić urodę czy styl grubej osoby, nie mieszając do tego jej tkanki tłuszczowej. Naprawdę się da.

Oczywiście nie chodzi, abyśmy każdej grubej osobie mówili wprost, że jest gruba. Ale jeśli sama nam to mówi, to dlaczego nie potraktować tego jako okazji, aby pokazać, że nie jesteśmy fatfobami?

Osobiście, gdy z kimś o tym rozmawiam i włączam tryb "żalę się", to najczęściej chciałabym usłyszeć coś w stylu: "no i co z tego?". Marzy mi się, aby ktoś dał mi do zrozumienia, że grubość jest ok i nie wpływa na moją wartość, a świat ma gdzieś, ile ważę. Mógłby wskazać moje atuty, wymienić moje osiągnięcia albo wskazać, do czego jest zdolne moje ciało. Nie chcę słyszeć, że "nie jesteś gruba", bo jestem.

Przestańmy traktować słowo na "g" jak obelgę i broń. Rozbrójmy je, zneutralizujmy. Jeśli chcemy opisać czyiś wygląd, naprawdę możemy użyć przymiotnika "gruby". A jeśli chcesz rzucić do kogoś epitetem "gruby wieprz" albo świerzbi cię, by powiedzieć, "patrz, jaka grubaska", to zastanów się, kto cię skrzywdził, że aż tak boisz się tłuszczu. Jeśli nie umiesz mówić o grubości w sposób, który nie jest bolesny i krzywdzący, to lepiej nie mów nic.