Organizator pielgrzymki wstrząśnięty wypadkiem. On też miał być w autokarze
Michał Koprowski
06 sierpnia 2022, 21:21·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 sierpnia 2022, 21:21
Jarosław od dziewięciu lat prowadzi biuro podróży "U brata św. Józefa". Był organizatorem pielgrzymki do Medjugorje i również miał brać w niej udział. – To dla mnie bardzo bolesna sprawa. Tym bardziej że dzisiaj właśnie pochowałem swoją mamę. Wracam teraz z pogrzebu i jadę na policję. Jest to naprawdę dla mnie trudne, ale nieznane są wyroki pana Boga, których doświadczamy – mówi mężczyzna.
Reklama.
Reklama.
6 sierpnia nad ranem autokar z polskimi pielgrzymami do Medjugorje uległ tragicznemu wypadkowi w Chorwacji
Pojazd zjechał do rowu na autostradzie A4 Zagrzeb - Gorican między Jarkiem Bisaškim a Podvorecem. W wyniku wypadku zginęło 12 osób, 32 zostały ranne
Jarosław, organizator wyjazdu, również miał uczestniczyć w pielgrzymce. Nie pojechał, ze względu na pogrzeb mamy
Pielgrzymi wyruszyli z Częstochowy
Jarosław przekazał w rozmowie z dziennikiem "Fakt", że pielgrzymi spotkali się na Jasnej Górze w piątek ok. godz. 15:00. Następnie po modlitwie wszyscy wyruszyli autokarem w stronę Medjugorje – miasta znajdującego się w Bośni i Hercegowinie.
W autokarze, który uległ tragicznemu wypadkowi, miał być także Jarosław. Mężczyzna musiał jednak odwołać swój wyjazd w planowym terminie z uwagi na pogrzeb mamy.
– Część osób dojechała do Częstochowy we własnym zakresie. Podwiozłem część grupy z Warszawy do Częstochowy, ale ze względu na pogrzeb mamy, nie pojechałem z pielgrzymami. Miałem do nich dołączyć potem, miałem wykupiony bilet lotniczy – mówi.
Pielgrzymi mieli dotrzeć do celu w sobotę po południu. Jarosław zapewnia w rozmowie z dziennikiem, że co trzy godziny miały odbywać się przerwy. Mężczyzna wprawdzie nie jest duchownym, ale znajomi nazywają go "bratem Jarosławem". Jest osobą świecką, która odpowiada za organizację pielgrzymek do Medjugorje.
Pomaga mu w tym siostra zakonna z Jedlni, którą poznał w tamtejszej kaplicy. – Siostra miała listę uczestników. Ona z nimi jechała. Ja opłaciłem ubezpieczenia, noclegi w pensjonacie – wymienia Jarosław.
Współpraca z firmą przewozową z Płońska przy organizacji pielgrzymek ma być wieloletnia. Jarosław podkreśla, że to "rzetelna firma". W piątek trasę rozpoczął jeden z trzech kierowców. Został zmieniony już na granicy z Czechami. W całej podróży nie planowano postoju na nocleg.
Niestety pielgrzymi nie dotarli do Medjugorje. – W sobotę o szóstej rano otrzymałem informację o wypadku. Teraz jadę na policję na przesłuchania. Proszę o modlitwę za uczestników pielgrzymki – mówi Jarosław.
"To było jak z horroru"
Po wypadku zaczęły pojawiać się kolejne informacje. Chorwacki portal net.hr opublikował rozmowę ze strażakiem, który uczestniczył w akcji ratunkowej na miejscu tragicznego wypadku.
– To było straszne, jak z horroru. Wyciągaliśmy zmarłych, było ich ponad 10. Autobus wjechał do rowu i cała jego przednia część złamała się na pół. Wyglądało to tak, jakby uderzył w ścianę – relacjonował Ivan Ivančan.
Strażak dodał, że jeden z kierowców wyleciał przez przednią szybę autokaru, a drugi był w środku. – Nie doświadczyłem czegoś takiego, odkąd jestem strażakiem, a mam 60 lat (...) Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby wyciągnąć ofiary i rannych – podkreślał.