Instalacja LPG w samochodzie nigdy nie kusiła bardziej niż w czasach, kiedy ceny paliw przekraczają 7 zł za litr. Możecie ją zamontować za 5,9 tys. zł, wybierając SsangYonga Korando. Sprawdziliśmy, czy to sposób na szalejącą drożyznę na stacjach benzynowych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeszcze niedawno na hasło SsangYong w Polsce ludzie dopytywali: ale co to jest? Trzeba przyznać, że koreańska marka konsekwentnie stara się trafić do świadomości polskich kierowców. Efekt? Na ulicach SsangYong już nie budzi takiego zaskoczenia, jak choćby jeszcze trzy lata temu, kiedy testowałem model XLV. Wtedy sam nie wierzyłem, że to może być całkiem dobry samochód dla rodziny.
Tym razem dłużej zatrzymamy się przy Korando, który dla mnie jest dowodem, że SsangYong idzie w dobrym kierunku. Dokładniej w takim, by przekonać klientów na naszym rynku i trochę porozpychać się między bardziej znanymi konkurentami. Mój redakcyjny kolega już w 2019 r. zachwalał, że Korando wygląda jak auto dla Europejczyka. To był czas, kiedy SsangYong dopiero się u nas rozkręcał.
Tym razem ja wskoczyłem za kierownicę Korando i trochę się śmiałem, że dostałem wersję na trudne czasy, bo w moim modelu była już instalacja LPG. To moduł firmy EuropeGAS, który dostaniecie w autoryzowanym serwisie marki. Koszt założenia wynosi 5900 zł i co ważne – założenie instalacji nie ma wpływu na 5-letnią gwarancję. Czy to się opłaca? O tym za chwilę.
Na razie zobaczcie na Korando z zewnątrz. Jak na wielkiego SUV-a o długości prawie 4,5 metra Korando nie przytłacza, a nawet przyciąga wzrok chromowanymi elementami. Światła też wyglądają nowocześnie, powiedziałbym nawet… zaskakująco stylowo i pasują do całej linii auta.
Nie wymagałem od SsangYonga konstrukcyjnego szaleństwa. Dostałem mniej więcej to, czego się spodziewałem, ale bardziej zaskakujące okazało się wnętrze. Testowałem wersję Quartz – taką ze środkowej półki w katalogu, która pod względem wyposażenia wypada bardzo na plus.
W środku jest przestronnie, a fotele okazały się na tyle wygodne, że bez trudu zniesiecie dłuższą podróż. Na jakość wykończenia można kręcić nosem, pod palcami wyczujecie twardy plastik. Pewne kompromisy były tu jednak oczywistością, biorąc pod uwagę cenę. Już ze wspomnianą instalacją LPG moje Korando kosztowałoby nieco ponad 140 tys. zł. A na pokładzie miałem choćby dwustrefową klimatyzację czy podgrzewane fotele i kierownicę. SsangYong potrafi ciąć koszty, a jednocześnie oferuje bogato wyposażone samochody.
Z niedoróbek przemilczeć nie mogę chyba tylko działania multimediów, które wizualnie dałoby się uprościć i pokazać w atrakcyjniejszej formie. W czasach łączenia smartfonów z naszymi autami to naprawdę robi różnicę i ułatwia życie.
Dyskusyjna dla wielu osób może być też pojemność bagażnika. Na papierze to 551 litrów, ale trzeba pamiętać, że przez zbiornik na gaz dolna część staje się bezużyteczna. Spakowanie większych walizek na dłuższy wyjazd dla kilku osób może okazać się problematyczne. Nawet na zdjęciu widać, że ten kufer nie jest zbyt pakowny.
SsangYong Korando z LPG – co pod maską?
Koreańczycy nie kombinowali z napędem. W Korando znalazła się benzynowa jednostka 1.5 o mocy 163 KM i 280 Nm. W aucie, które waży około 1,5 tony można oczekiwać, że taki zestaw pozwoli się… żwawo rozbujać. W rzeczywistości Korando nie lubi wysokich obrotów, a leniwy 6-biegowy automat nie ułatwia życia.
Dynamika nie jest tu mimo wszystko największym problemem. Na to można przymknąć oko, bo nikt nie kupuje Korando, by bić rekordy startów spod świateł. Bardziej zwróciłem uwagę na spalanie, które okazało się wyjątkowo wysokie. Na ekspresówce miałem ok. 10 litrów, przy autostradowej prędkości wyłapałem na ekranie zużycie dochodzące do 11 l.
No ale co z tym gazem? Przecież miało być oszczędnie! Trzeba tu wyjaśnić, że silnik w Korando ma bezpośredni wtrysk paliwa. To oznacza, że razem z LPG spalacie benzynę, co ma przekładać się m.in. na dłuższą żywotność silnika. Jeśli chodzi o liczby, pokażę wam to na przykładzie trasy z Warszawy do Krakowa. Po przejechaniu około 300 km wyszło mi, że spaliłem średnio niecałe 10 l/100 km gazu i około 2 l/100 km benzyny.
Trasę za kierownicą Korando zrobiłem w czasie, kiedy ceny na stacjach przekraczały już granice absurdu. Przyjmijmy, że tankowałem benzynę za 7,90 zł i gaz za 3,40 zł. Podróż do Małopolski wyniosła mnie więc ok. 150 zł. Policzmy jeszcze, jak by to wyszło bez instalacji LPG. Chwilowe spalanie samej benzyny w trasie wahało się w okolicach 8 l, zatem dałoby to ok. 190 zł. W kieszeni zostało mi więc 40 zł. Doliczając do tego powrót do Warszawy (też przyjmijmy ok. 300 km, choć trochę zjechałem z trasy), wyjdzie łącznie 80 zł.
Takie oszczędności nie robią wielkiego wrażenia, ale nie wydam tu werdyktu, czy instalacja LPG zwróci się szybciej, czy wolniej. Każdy musiałby rozstrzygnąć sam, ile kilometrów przejeżdża miesięcznie oraz czy są to krótkie odcinki, czy trasy przez całą Polskę. Może i oszczędności są symboliczne, ale przy obecnej sytuacji na rynku nie mamy gwarancji, że za chwilę ceny paliw znowu nie pójdą drastycznie w górę. Może więc Korando w gazie jest… bezpiecznikiem dla naszego portfela na niepewne czasy? Jak widzicie, to kwestia bardzo indywidualna.
Jeździłem SsangYongiem przez tydzień. W tym czasie głównie liczyłem, jak wygląda spalanie, a momentami nie było to łatwe. Wskaźnik poziomu gazu po lewej stronie kierownicy potrafił wariować. Instalacja zrobiła mi też psikusa w czasie tankowania. Zbiornik w teorii ma 40 litrów pojemności, a mi udało się przy jednym podejściu zatankować 23 litry... i nic więcej.
Potem w czasie jazdy wskaźnik pokazywał, że mam mniej więcej połowę zbiornika, po czym wracał do pojemności 3/4 butli. Momentami trudno było się w tym połapać i oszacowanie spalania sprawiało problem. Wyglądało to tak, jakby samochód i instalacja LPG buntowały się przeciwko sobie.
Zostawmy na razie te wyliczenia, bo muszę jeszcze wspomnieć o prowadzeniu. A Korando jeździ tak, że naprawdę nie miałem sumienia czepiać się na siłę. Połykałem kolejne kilometry lokalnymi, dziurawymi drogami i nie narzekałem na zawieszenie. Jazda SsangYongiem może nie jest ekscytująca, ale po prostu przyjemna. Niezależnie od tego, czy poruszacie się z użyciem gazu, czy bez.
Czy wydałbym ok. 140 tys. zł na Korando z LPG w wersji Quartz? Cena jest wyjątkowo atrakcyjna, a przecież da się jeszcze taniej, jeśli wybierzemy skromniejszą wersję Crystal. No i zbiornik na LPG bez utraty gwarancji to opcja, która kusi.
Niestety musiałem ostudzić entuzjazm tych, którzy myśleli, że jeśli auto jest na gaz, to będzie można śmiać się z cen paliwa. Mimo to, Korando będzie kojarzyć mi się z rozsądkiem. Jeśli bowiem robicie rocznie 20-30 tys. kilometrów, to taki SUV z butlą na gaz wydaje się sensownym wyborem.
Więcej moich testów znajdziesz na profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.