Ludwika Wujec
Ludwika Wujec Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Reklama.
Dyskusja o roli kobiet w stanie wojennym zaczęła się wraz z publikacją książki Danuty Wałęsy. To dzięki niej wiele osób dostrzegło, że "Solidarność" to nie tylko wielkie nazwiska, oraz przede wszystkim, nie tylko mężczyźni.
Danuta Wałęsa
Fragment książki "Marzenia i tajemnice"

– Musiałam być samodzielna, zająć się szóstką dzieci i domem, wszystkim. Dzięki tym doświadczeniom, kiedy 13 grudnia męża niemal na rok zabrakło, w pewien sposób łatwiej było twardo stąpać po ziemi. A może byłam w jakimś półśnie, odrętwieniu i w szóstym miesiącu ciąży myślałam tylko o dziecku, które ma się niebawem urodzić?


Choć postać Danuty Wałęsy urosła już do rangi symbolu, kobiet które były anonimowymi bohaterkami stanu wojennego było znacznie więcej. – Nas było mnóstwo – mówi działaczka "Solidarności" Ludwika Wujec. Jak twierdzi, kobiety w czasie stanu wojennego były nie tylko aktywnymi działaczkami, ale także zapleczem działającym dla domów rodzinnych. – Bardzo trudnym zapleczem – dodaje Wujec.
Ludwika Wujec
Opozycjonistka w czasach PRL

To była cała logistyka robienia paczek dla więźniów. Ich ciężar, rozmiar i liczba były ograniczone. Trzeba było opracować każdy gram, aby dostarczyć mężom i ojcom jak najwięcej dobra w postaci witamin, a zarazem dobrego smaku. Domowego smaku.

– Kilka miesięcy temu prezydent odznaczył żony działaczy opozycji. Zrobił to nie dlatego, że gotowały obiad, chociaż to też było bardzo potrzebne, ale dlatego, że bycie żoną aktywnego działacza to w sposób naturalny uczestniczenie w podziemiu – zauważa żona Henryka Wujca. Działaczka wskazuje, jak ważne zadania spoczywały właśnie na kobietach. To kobiety musiały bowiem wchodzić w role mężów, gdy ci trafiali do więzień. Musiały przekazywać informacje, bo wiedziały jak i komu trzeba je dostarczyć. To kobiety znały wszystkie domowe skrytki. – Byłyśmy pomostem, podczas gdy mężczyźni ukrywali się lub byli w pudle – mówi Wujec.
Czytaj także: Kobieta w kuchni. Bo gotowanie jest sexy, czy po prostu tam jej miejsce?

Kobiety wchodziły w rolę zastępców. Znały i utrzymywały kontakty, które nie mogły zostać zawieszone na czas nieobecności ich mężów. – To cała armia kobiet, o których się nie pamięta. Na te wszystkie żony i dorosłe córki patrzy się jedynie przez pryzmat kury domowej, a to były "towarzyszki pracy i walki", choć może to określenie nie pasuję już do dzisiejszych czasów – mówi żona Henryka Wujca.
Internowano według stereotypów
Stereotypowy podział ról społecznych można było zauważyć w działaniach władz PRL. Te również niedoceniany roli kobiet i skupiały się przede wszystkim na działalności mężczyzn. To sprawiało, że właśnie panie miały zdecydowanie większe możliwości w działalności konspiracyjnej, gdyż nie były tak mocno narażone na ujawnienie. – My miałyśmy większą swobodę, więc przejęłyśmy mnóstwo zadań – wspomina Ludwika Wujec.
Żona Henryka Wujca pracowała w Agencji Prasowej Solidarności. Również wiele innych kobiet działało w tym czasie w solidarnościowych redakcjach. – Największe w skali kraju pismo "Tygodnik Mazowsze" został założony właśnie przez kobiety. To były i są bardzo piękne postacie. Już w niepodległej Polsce podejmowały legalną pracę w zawodzie, mam na myśli choćby Helenę Łuczywo, Joannę Szczęsną i mnóstwo innych dziennikarek i pisarek – wymienia Wujec.
Ludwika Wujec przywołuje także kobiety świata sztuki, które działały w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Powołanie tej organizacji było odpowiedzią na internowanie działaczy politycznych i ludzi kultury. – Główny ciężar pomocy internowanym dźwigały kobiety, takie jak Maja Komorowska, jeżdżąca do więzień na rowerze, Ania Trzeciakowska z PEN clubu, czy Ania Fedorowicz, która zorganizowała "paczkarnię" – wspomina opozycjonistka.
"Oni siedzieli w pudle, my toczyłyśmy wojnę"
Aktywnie działających kobiet podczas stanu wojennego było mnóstwo. Jednak walczyły one głównie w podziemiu, a do świadomości społecznej przebiły się osoby, które za swoje czyny trafiły na salę sądową i do celi. Wtedy właśnie kobiety, bardzo często bezimienne bohaterki wchodziły w nową, niezwykle trudną rolę. – Oni siedzieli w pudle, a my toczyłyśmy wojnę o to, żeby im to życie w pudle ułatwić. Aby nasi mężowie mieli świadomość, że rodziny o nich pamiętają – wspomina Ludwika Wujec.

Czytaj także: Na zakupach mężczyźni i kobiety zachowują się stereotypowo. One emocjonalnie, oni egoistycznie
Żona internowanego stawała przed swego rodzaju wyzwaniem, a nie było możliwości, by mu nie podołały. – To była cała logistyka robienia paczek. Ich ciężar, rozmiar i liczba były ograniczone. Trzeba było opracować każdy gram, aby dostarczyć mężom i ojcom jak najwięcej dobra w postaci witamin, a zarazem dobrego smaku. Domowego smaku. Dodatkową trudnością było to, że w sklepach były puste pułki – mówi Wujec.
Paczkę trzeba było jeszcze jakoś dostarczyć. Całymi godzinami, a czasami dniami trzeba było czekać na widzenie, które trwało tylko pół godziny. Do więzienia trzeba było jeszcze jakoś dojechać. – To wszystko robiły "nazwiska", które nigdy trafiły do podręczników – zauważa Ludwika Wujec.
Stan wojenny to czas kobiet

Wykluczanie kobiet w mediach i narracji historycznej, prezentowanej np. w podręcznikach, to procesy równoległe. Marginalizacja kobiet w historii nie jest jednak wyłącznie polskim problemem. To zjawisko o wielowiekowej tradycji.

Ostatnia rocznica wprowadzenia stanu wojennego pokazała, jak bardzo pamięć o nim została zdominowana przez mężczyzn. W telewizjach informacyjnych do znudzenia przypominano bohaterów tego okresu, nie wspominając o kobietach. Gośćmi zapraszanymi do studia byli również mężczyźni, wybierani rokrocznie z tego samego klucza. – Gdy to oglądam, zaczynam nienawidzić tej rocznicy. Mam jednak nadzieję że, coś się zmienia w kwestii kobiet z tamtego okresu – mówi Ludwika Wujec.
– Już samo to, że pan do mnie dzwoni z takim tematem to pewna wskazówka, że dziennikarze zaczynają "odfajkowywać" naszą rolkę w stanie wojennym. Nie zetknęłam się jednak w ostatnim czasie z żadną audycją dotyczącą roli kobiet, która byłaby komentowana przez skład mieszany. A przecież w życiu najczęściej funkcjonują składy mieszany, we wszystkich dziedzinach naszego życia – podsumowuje działaczka opozycji w PRL Ludwika Wujec.
Herstoryczki odczarowują męska narrację
Zupełnie nie dziwi mnie sytuacja, że stan wojenny jest komentowany w mediach
jedynie przez mężczyzn – mówi Anna Dryjańska, członkini Fundacji Feminoteka. Jak twierdzi, ten fenomen to nie tylko efekt seksizmu w mediach, bo wpisuje się w szersze zjawisko, jakim jest wykluczanie kobiet z historii. – Media zapraszają prawie wyłącznie mężczyzn do komentowania ważnych wydarzeń z przeszłości, co powoduje, że dominuje męska narracja na temat wydarzeń, nawet jeśli połowę ich uczestniczek stanowiły kobiety - uważa Dryjańska.
Według aktywistki feministycznej, proces ten trwa w Polsce co najmniej od 20 lat. – Po 1989 roku to mężczyźni obsadzili prawie wszystkie stanowiska polityczne w kraju, jak by tylko oni walczyli z komunizmem – uważa Dryjańska. Dwadzieścia lat męskocentrycznej narracji do wydarzeń sprzed lat sprawiło, że zapomina się zupełnie o roli kobiet. – Te zaś stanowiły nie tylko połowę członków w strukturach "S", ale także miały znaczący udział wśród liderów "Solidarności" – wskazuje Dryjańska.
Do "odczarowania" męskiej narracji polskiej historii przyczyniają się herstoryczki. To osoby, które wyspecjalizowały się w dziejach kobiet. Starają się one wypełnić lukę, która powstała przez pomijanie doświadczeń i roli kobiecej połowy społeczeństwa. – Wykluczanie kobiet w mediach i narracji historycznej, prezentowanej np. w podręcznikach, to procesy równoległe. Marginalizacja kobiet w historii nie jest jednak wyłącznie polskim problemem. To zjawisko o wielowiekowej tradycji. Ernestine Rose już w XIX wieku zwracała uwagę na to, że w Stanach Zjednoczonych mówi się jedynie o ojcach założycielach, a nie o matkach założycielkach. W XXI wieku w Polsce matki założycielki Solidarności, pomimo protestów Barbary Labudy czy Ludwiki Wujec, nadal są pomijane milczeniem – wskazuje Anna Dryjańska.