Kobiet w stanie wojennym po prostu nie było – taki obraz można uzyskać, przyglądając się przekazom medialnym ostatnich dni. Debaty w telewizji toczą mężczyźni, o męskich dokonaniach. Odczarowaniem męskiej historii mają się zająć herstoryczki. – Męskocentryczna narracja do wydarzeń sprzed lat sprawiła, że zapomina się zupełnie o roli kobiet – uważa feministka Anna Dryjańska.
Dyskusja o roli kobiet w stanie wojennym zaczęła się wraz z publikacją książki Danuty Wałęsy. To dzięki niej wiele osób dostrzegło, że "Solidarność" to nie tylko wielkie nazwiska, oraz przede wszystkim, nie tylko mężczyźni.
Choć postać Danuty Wałęsy urosła już do rangi symbolu, kobiet które były anonimowymi bohaterkami stanu wojennego było znacznie więcej. – Nas było mnóstwo – mówi działaczka "Solidarności" Ludwika Wujec. Jak twierdzi, kobiety w czasie stanu wojennego były nie tylko aktywnymi działaczkami, ale także zapleczem działającym dla domów rodzinnych. – Bardzo trudnym zapleczem – dodaje Wujec.
– Kilka miesięcy temu prezydent odznaczył żony działaczy opozycji. Zrobił to nie dlatego, że gotowały obiad, chociaż to też było bardzo potrzebne, ale dlatego, że bycie żoną aktywnego działacza to w sposób naturalny uczestniczenie w podziemiu – zauważa żona Henryka Wujca. Działaczka wskazuje, jak ważne zadania spoczywały właśnie na kobietach. To kobiety musiały bowiem wchodzić w role mężów, gdy ci trafiali do więzień. Musiały przekazywać informacje, bo wiedziały jak i komu trzeba je dostarczyć. To kobiety znały wszystkie domowe skrytki. – Byłyśmy pomostem, podczas gdy mężczyźni ukrywali się lub byli w pudle – mówi Wujec.
Kobiety wchodziły w rolę zastępców. Znały i utrzymywały kontakty, które nie mogły zostać zawieszone na czas nieobecności ich mężów. – To cała armia kobiet, o których się nie pamięta. Na te wszystkie żony i dorosłe córki patrzy się jedynie przez pryzmat kury domowej, a to były "towarzyszki pracy i walki", choć może to określenie nie pasuję już do dzisiejszych czasów – mówi żona Henryka Wujca.
Internowano według stereotypów
Stereotypowy podział ról społecznych można było zauważyć w działaniach władz PRL. Te również niedoceniany roli kobiet i skupiały się przede wszystkim na działalności mężczyzn. To sprawiało, że właśnie panie miały zdecydowanie większe możliwości w działalności konspiracyjnej, gdyż nie były tak mocno narażone na ujawnienie. – My miałyśmy większą swobodę, więc przejęłyśmy mnóstwo zadań – wspomina Ludwika Wujec.
Żona Henryka Wujca pracowała w Agencji Prasowej Solidarności. Również wiele innych kobiet działało w tym czasie w solidarnościowych redakcjach. – Największe w skali kraju pismo "Tygodnik Mazowsze" został założony właśnie przez kobiety. To były i są bardzo piękne postacie. Już w niepodległej Polsce podejmowały legalną pracę w zawodzie, mam na myśli choćby Helenę Łuczywo, Joannę Szczęsną i mnóstwo innych dziennikarek i pisarek – wymienia Wujec.
Ludwika Wujec przywołuje także kobiety świata sztuki, które działały w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Powołanie tej organizacji było odpowiedzią na internowanie działaczy politycznych i ludzi kultury. – Główny ciężar pomocy internowanym dźwigały kobiety, takie jak Maja Komorowska, jeżdżąca do więzień na rowerze, Ania Trzeciakowska z PEN clubu, czy Ania Fedorowicz, która zorganizowała "paczkarnię" – wspomina opozycjonistka.
"Oni siedzieli w pudle, my toczyłyśmy wojnę"
Aktywnie działających kobiet podczas stanu wojennego było mnóstwo. Jednak walczyły one głównie w podziemiu, a do świadomości społecznej przebiły się osoby, które za swoje czyny trafiły na salę sądową i do celi. Wtedy właśnie kobiety, bardzo często bezimienne bohaterki wchodziły w nową, niezwykle trudną rolę. – Oni siedzieli w pudle, a my toczyłyśmy wojnę o to, żeby im to życie w pudle ułatwić. Aby nasi mężowie mieli świadomość, że rodziny o nich pamiętają – wspomina Ludwika Wujec.
Czytaj także: Na zakupach mężczyźni i kobiety zachowują się stereotypowo. One emocjonalnie, oni egoistycznie
Żona internowanego stawała przed swego rodzaju wyzwaniem, a nie było możliwości, by mu nie podołały. – To była cała logistyka robienia paczek. Ich ciężar, rozmiar i liczba były ograniczone. Trzeba było opracować każdy gram, aby dostarczyć mężom i ojcom jak najwięcej dobra w postaci witamin, a zarazem dobrego smaku. Domowego smaku. Dodatkową trudnością było to, że w sklepach były puste pułki – mówi Wujec.
Paczkę trzeba było jeszcze jakoś dostarczyć. Całymi godzinami, a czasami dniami trzeba było czekać na widzenie, które trwało tylko pół godziny. Do więzienia trzeba było jeszcze jakoś dojechać. – To wszystko robiły "nazwiska", które nigdy trafiły do podręczników – zauważa Ludwika Wujec.
Stan wojenny to czas kobiet
Ostatnia rocznica wprowadzenia stanu wojennego pokazała, jak bardzo pamięć o nim została zdominowana przez mężczyzn. W telewizjach informacyjnych do znudzenia przypominano bohaterów tego okresu, nie wspominając o kobietach. Gośćmi zapraszanymi do studia byli również mężczyźni, wybierani rokrocznie z tego samego klucza. – Gdy to oglądam, zaczynam nienawidzić tej rocznicy. Mam jednak nadzieję że, coś się zmienia w kwestii kobiet z tamtego okresu – mówi Ludwika Wujec.
– Już samo to, że pan do mnie dzwoni z takim tematem to pewna wskazówka, że dziennikarze zaczynają "odfajkowywać" naszą rolkę w stanie wojennym. Nie zetknęłam się jednak w ostatnim czasie z żadną audycją dotyczącą roli kobiet, która byłaby komentowana przez skład mieszany. A przecież w życiu najczęściej funkcjonują składy mieszany, we wszystkich dziedzinach naszego życia – podsumowuje działaczka opozycji w PRL Ludwika Wujec.
Herstoryczki odczarowują męska narrację
Zupełnie nie dziwi mnie sytuacja, że stan wojenny jest komentowany w mediach
jedynie przez mężczyzn – mówi Anna Dryjańska, członkini Fundacji Feminoteka. Jak twierdzi, ten fenomen to nie tylko efekt seksizmu w mediach, bo wpisuje się w szersze zjawisko, jakim jest wykluczanie kobiet z historii. – Media zapraszają prawie wyłącznie mężczyzn do komentowania ważnych wydarzeń z przeszłości, co powoduje, że dominuje męska narracja na temat wydarzeń, nawet jeśli połowę ich uczestniczek stanowiły kobiety - uważa Dryjańska.
Według aktywistki feministycznej, proces ten trwa w Polsce co najmniej od 20 lat. – Po 1989 roku to mężczyźni obsadzili prawie wszystkie stanowiska polityczne w kraju, jak by tylko oni walczyli z komunizmem – uważa Dryjańska. Dwadzieścia lat męskocentrycznej narracji do wydarzeń sprzed lat sprawiło, że zapomina się zupełnie o roli kobiet. – Te zaś stanowiły nie tylko połowę członków w strukturach "S", ale także miały znaczący udział wśród liderów "Solidarności" – wskazuje Dryjańska.
Do "odczarowania" męskiej narracji polskiej historii przyczyniają się herstoryczki. To osoby, które wyspecjalizowały się w dziejach kobiet. Starają się one wypełnić lukę, która powstała przez pomijanie doświadczeń i roli kobiecej połowy społeczeństwa. – Wykluczanie kobiet w mediach i narracji historycznej, prezentowanej np. w podręcznikach, to procesy równoległe. Marginalizacja kobiet w historii nie jest jednak wyłącznie polskim problemem. To zjawisko o wielowiekowej tradycji. Ernestine Rose już w XIX wieku zwracała uwagę na to, że w Stanach Zjednoczonych mówi się jedynie o ojcach założycielach, a nie o matkach założycielkach. W XXI wieku w Polsce matki założycielki Solidarności, pomimo protestów Barbary Labudy czy Ludwiki Wujec, nadal są pomijane milczeniem – wskazuje Anna Dryjańska.
– Musiałam być samodzielna, zająć się szóstką dzieci i domem, wszystkim. Dzięki tym doświadczeniom, kiedy 13 grudnia męża niemal na rok zabrakło, w pewien sposób łatwiej było twardo stąpać po ziemi. A może byłam w jakimś półśnie, odrętwieniu i w szóstym miesiącu ciąży myślałam tylko o dziecku, które ma się niebawem urodzić?
Ludwika Wujec
Opozycjonistka w czasach PRL
To była cała logistyka robienia paczek dla więźniów. Ich ciężar, rozmiar i liczba były ograniczone. Trzeba było opracować każdy gram, aby dostarczyć mężom i ojcom jak najwięcej dobra w postaci witamin, a zarazem dobrego smaku. Domowego smaku.
Wykluczanie kobiet w mediach i narracji historycznej, prezentowanej np. w podręcznikach, to procesy równoległe. Marginalizacja kobiet w historii nie jest jednak wyłącznie polskim problemem. To zjawisko o wielowiekowej tradycji.