Marcin Janusz trafił do reprezentacji Polski już kilka lat temu, ale jakoś zawsze był na bocznym torze. Wszystko zmieniło się wiosną, gdy Nikola Grbić dokonał małej rewolucji w składzie i postawił na chłopaka z Nowego Sącza. Teraz to on będzie kierował grą biało-czerwonych, choć wielu nie wierzyło, że może sobie poradzić. MŚ to dla niego pierwszy tak poważny egzamin. Jeżeli się uda, zostanie numerem jeden na lata. I zagra na pianinie "Bohemian Rhapsody".
Reklama.
Reklama.
Pierwszym rozgrywającym reprezentacji Polski w MŚ będzie Marcin Janusz.
28-letni siatkarz z Nowego Sącza dostał kredyt zaufania od Nikoli Grbicia.
Selekcjoner mu zaufał, choć wielu pukało się w głowę, że to poważny błąd.
Marcin Janusz jest z Nowego Sącza i ma 28 lat. Uprzejmy, skromny, czasem trochę zbyt grzeczny. Jak na siatkarza i reprezentanta Polski rzecz jasna. Ostatni rok w jego wykonaniu, to nieustanna wspinaczka na siatkarski szczyt. I to w ekspresowym tempie, bo przecież dokładnie rok temu oglądał występy Biało-Czerwonych w telewizji.
Wówczas postawiła na niego Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, więc szykował się do najważniejszej roli w życiu: pierwszego rozgrywającego klubowych mistrzów Europy. Wyzwanie było ogromne, przecież zespół właśnie wygrał LM, a potem po prostu się rozpadł. Nikt nie wyobrażał sobie, że znów może rozdawać karty w elicie i wygrywać.
Wielu pukało się w czoło i mówiło: ten chłopak nie da sobie rady.
Ale Marcin Janusz zakasał rękawy i robił swoje. Wiosną prowadził zespół do triumfu w Pucharze Polski, PlusLidze, a potem finale Ligi Mistrzów. Kędzierzynianie zdobyli potrójną koronę, a rozgrywający był pewnym punktem drużyny i grał tak, jakby od lat rywalizował o najwyższe cele. A przecież to wszystko było nowe, musiał się szybko uczyć. Poradził sobie świetnie. I w nagrodę wybrano go najlepszym siatkarzem sezonu w Polsce.
W międzyczasie w polskiej kadrze doszło do trzęsienia ziemi, a nowy trener Nikola Grbić podziękował kilku zawodnikom za współpracę. W tym gronie znalazł się Fabian Drzyzga, dwukrotny mistrz świata, od lat numer jeden na pozycji numer jeden. Dla selekcjonera jego czas dobiegł końca, co wywołało w Polsce prawdziwą burzę.
– Trener nie widział mnie w kadrze. Powiedział mi, że ma swój pomysł na tę drużynę beze mnie. Gdzie leży prawda? Może się kiedyś dowiemy, a może nie. Tak to wygląda – mówił rozgoryczony siatkarz mediom. Pojawiły się spekulacje, że źle wpływa na kolegów. I zarzuty, że jest bez formy. W obronę wziął go ojciec, były siatkarz i trener naszej kadry, Wojciech Drzyzga. – Fabian nie jest nadętą primadonną, która chodzi i psuję atmosferę – grzmiał.
Obaj zgodnie przyznali, że Fabian Drzyzga w drużynie powinien się znaleźć.
Ale Nikola Grbić, jeden z najwybitniejszych rozgrywających w historii siatkówki, uważa inaczej. Miał już swój pomysł na Biało-Czerwonych i nie zamierzał się tłumaczyć z trudnej decyzji. Postawił na innych, dostał też wsparcie PZPS-u. - Każdy trener ma prawo do swojej wizji zespołu – powiedział prezes Sebastian Świderski. Serb znalazł nową jedynkę: Marcina Janusza.
– Kadra to marzenie każdego chłopaka, który zaczyna grać w siatkówkę. Żeby być w reprezentacji i żeby wyjść na parkiet w szóstce, grać o najwyższe cele. Ja dostałem taką szansę i postaram się ją wykorzystać. Od dziecka oglądałem siatkówkę i zawsze się nią interesowałem. Pamiętam Spodek. To był jakiś mecz reprezentacji i to było ważne, a nie to z kim akurat gramy – mówi nam siatkarz, którego kariera nagle nabrała rozpędu.
Choć lepiej będzie napisać, że sprintem wdarł się na szczyt. I to od razu na Rysy, choć lepiej będzie wstawić w tym miejscu jakiś z Beskidu Sądeckiego. Bo to z Nowego Sącza jako 17-latek wyjechał do Bełchatowa. A potem Częstochowy. Kielc. Znów Bełchatowa. I wreszcie do Gdańska, gdzie wziął go pod skrzydła były trener polskiej kadry Andrea Anastasi. Był już wtedy kadrowiczem, zadebiutował latem 2018 roku, szansę dał mu Vital Heynen.
Ale poza tym, że uchodził za wielki talent i że w drużynie narodowej się przewijał, zawsze był gdzieś z boku. I dziś słyszy co rusz, że brakuje mu doświadczenia w kadrze i gry o najwyższe cele. To niestety prawda, Marcin stara się od początku sezonu to wszystko nadrobić i ma świadomość, że z każdym kolejnym meczem będzie mu łatwiej. A pracusiem jest ponoć niebywałym.
- Wszystko dzieje się naprawdę szybko, ale tak chyba w sporcie jest. Jeśli pojawia się okazja, to trzeba wyjść na parkiet i ją wykorzystać. Czuję teraz, że mamy jako zespół osiągnąć coś w mistrzostwach świata. Na pewno jesteśmy pozytywnie nastawieni do tego, co przed nami. Znamy swoją wartość, ale wiemy, że jest kilka drużyn, które grają najlepszą siatkówkę na świecie – mówił skromnie siatkarz i po prostu robi swoje.
Sumiennie i krok po kroku zmierza do celu. – Marcin dokonał wielkiego postępu. Od turnieju w Gdańsku, przez finały w Bolonii do teraz. A przecież wygrał LM wiosną i został mistrzem Polski, to jest wielka sprawa. Rozumiem, że może nie być mu łatwo, zwłaszcza z punktu widzenia emocji i głowy, wiele się przecież zmieniło. Nie jest łatwo od razu do tego nawyknąć, ale on bardzo się stara i ciężko pracuje – chwalił go Nikola Grbić.
Serb postawił na chłopaka z Nowego Sącza i to pod jego skrzydłami Marcin Janusz ma być numerem jeden. Mistrzostwa świata? Wiadomo, są ważne. Ale nasz rozgrywający dopiero zaczyna przygodę międzynarodową, a ma zbierać szlify przez najbliższe dwa lata. Jego cel, odległy, ale już i tak bardzo bliski, to igrzyska w Paryżu. Stąd tak duży kredyt zaufania.
- Trener na mnie stawia. Ja nie jestem typem zawodnika, który stara się rozstawiać wszystkich po kątach. Mam w drużynie doświadczonych zawodników, którzy wszystko wygrali. Kluczem do sukcesu jest współpraca. Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży. Atmosfera jest bardzo dobra, choć musieliśmy coś przegrać po drodze, by być w tym miejscu. Słabsze momenty? Potrafimy sobie z nimi radzić i to jest ważne. Jest dużo zamieszania dookoła, staramy się od tego odcinać i robić swoje — mówił Janusz.
I przyznaje, że trema przed MŚ już się pojawiła. - Czy grasz w reprezentacji rok, czy dziesięć lat, to stres zawsze się pojawia. Szczególnie przy takiej imprezie, jak mistrzostwa świata. Różnicę robi to, jak sobie zawodnik ze stresem radzi. Dla mnie na razie dużo rzeczy jest nowych i nie ukrywam, że wielu rzeczy musiałem nauczyć się od nowa. Jest presja, każdy mecz w reprezentacji dużo mi daje. Mistrzostwa świata to dla mnie pierwsza tak duża impreza w karierze – przypomniał.
Znajdzie się na oczach wszystkich. Będą oceniać, będą podpowiadać, będą wytykać błędy. I klepać po plecach. Ale też chwalić, bo ten chłopak może się okazać naszym wielkim atutem. Gra swoje, nie ryzykuje bez potrzeby i realizuje dokładnie plan trenera. Rozgrywa znakomicie. Ma też inne zalety: świetnie zagrywa, blok, obrona. Rywale jeszcze dobrze go nie znają, a gra nieszablonowo i ciekawie.
- Marcin robi postępy i ten proces trwa cały czas, rozwija się jako siatkarz. To był jeden z powodów, dla których chciałem, żeby dołączył do kadry, żeby pomóc mu w rozwoju i czasem coś podpowiedzieć w trakcie gry. Obserwujemy go wszyscy, czasem ktoś zobaczy to, co umknęło mnie. Staramy się przygotować go do mistrzostw świata najlepiej, jak to możliwe. Tak samo jak każdego siatkarza – przypomniał Nikola Grbić.
A sam siatkarz jest gotowy, by zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem i postawić kolejny ważny krok w karierze. – Dojrzeliśmy i to zdecydowanie. Gdy czasem nie idzie, a potrafisz zachować spokój w końcówce, to jest cecha wysokiej formy i pewności siebie. Trener nam wpaja, że trzeba do każdej kolejnej akcji podchodzić z czystą głową, koncentrować się na tym, co przed nami. To jest klucz do tego, żeby wygrywać. Ta filozofia do nas dociera i się sprawdza.
Wielu dziś puka się w czoło i mówi: ten chłopak nie da sobie rady.
Jeżeli się sprawdzi, na lata będzie numerem jeden. I spełni swój kolejny sen, tym razem olimpijski. - Kadra, cała ta otoczka, do tego duża presja. To wszystko jest nowe, ale mam poczucie, że idziemy w dobrym kierunku. Mamy ogromny potencjał i możemy grać jeszcze lepiej. Widać różnicę między tymi meczami w Lidze Narodów a tym, co prezentujemy teraz – tak opowiadał o formie zespołu. O sobie mówi mało i niezbyt chętnie. Jakby nie wypadało.
- Dla mnie indywidualne wyróżnienia nie są najważniejsze. Ważne, że jako drużyna rośniemy i że jako drużyna idziemy do góry. Bardzo się cieszę, że wygrywamy, że nasza gra wygląda, tak jak wygląda. I że potrafimy rozwiązywać trudne momenty w naszej grze. Nawet jak nam nie idzie, potrafiliśmy wychodzić z opresji - cieszył się z postawy biało-czerwonych Marcin Janusz. A my cieszymy się, że ten chłopak wreszcie dostał swoją szansę.
I mamy przekonanie, że ją wykorzysta. Łatka wielkiego talentu wreszcie została odczepiona, wszyscy już wiedzą, że to numer jeden pełną gębą. Kto z nim trenował, ten wie jak bardzo jest pracowity, sympatyczny, skromny. Dla wielu to wzór siatkarza i kolegi, choć on skromnie powie, że robi swoje. A gdy poprowadzi kadrę do medalu MŚ, będzie mógł w domu zagrać na pianinie – bo to jego pasja – ulubione "Bohemian Rhapsody" zespołu Queen.