Hemoroidy - konflikt z matką; chore nerki - problemy finansowe; nowotwór prawej piersi - strach przed odejściem mężczyzny. Tak Totalna Biologia - pseudonauka zyskująca popularność i w Polsce - wyjaśnia przyczyny dolegliwości fizycznych. Repertuar "leczenia" ma szeroki - od wągrów i pocenia stóp aż po białaczkę i raka trzustki.
Reklama.
Reklama.
Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej naTemat.pl
Sprawa Olivii Pilhar
Erika i Helmut może i są trochę dziwni, ale nie można powiedzieć, że nie dbają o dzieci. Na razie mają ich troje. Wiosną 1995 roku Olivia - ich środkowa córka - zaczyna skarżyć się na bóle brzucha. Gdy zaczyna tracić na wadze, decydują się wziąć ją do lekarza, mimo że mają ograniczone zaufanie do nauki. W końcu należą do ugrupowania religijnego Fiat Lux (łac. "Niech stanie się światłość") wierzącego, że sprzymierzeni z Jezusem kosmici uratują wiernych z apokalipsy.
Lekarze diagnozują u sześciolatki guz Wilmsa - dziecięcy nowotwór nerki. Rokowania są dobre - przeżywalności wynosi 90 proc. Problem polega na tym, że niechętni medycynie Pilharowie konsultują się z innymi członkami ugrupowania Fiat Lux.
Tak trafiają do doktora Rykego Geerda Hamera. To znaczy - właściwie już nie doktora. Kilka lat wcześniej odebrano mu prawo wykonywania zawodu, choć jest jeszcze przed serią procesów, które skończą się dla niego więzieniem.
Hamer twierdzi, że nowotwór Oliwii jest wynikiem nierozwiązanych konfliktów w ich domu i doradza coś na kształt chałupniczej psychoterapii z udziałem pozostałej dwójki dzieci. W jej efekcie guz ma zniknąć.
Gdy Pilharowie wypisują córkę ze szpitala, sprawa trafia do prokuratury, która w przyspieszonym trybie odbiera im prawa do dalszego decydowania o Olivii. Tyle że Erika i Helmut są pod przemożnym wpływem Hamera. Uciekają z dziećmi do Hiszpanii, żeby kontynuować “leczenie” dziewczynki pod jego okiem.
O sprawie zaczyna rozpisywać się europejska prasa. Już wcześniej o Pilharach było głośno w Austrii, ale trochę na prawach ciekawostki. Teraz oburzenie opinii publicznej narasta na tyle, że do negocjacji z rodzicami włącza się nawet prezydent Austrii Thomas Klestil.
Gdy po dwóch miesiącach udaje się ściągnąć Olivię do kraju, dziewczynka waży zaledwie 18 kilo. Mieściłaby się w normie dla swojego wieku, gdyby nie fakt, że zmiana nowotworowa waży ponad 4.
Brzuch sześciolatki jest wydęty do niebotycznych rozmiarów - guz, który od czasu diagnozy powiększył się dziesięciokrotnie, zajmuje większość jamy brzusznej, uciskając płuca i jelita - Olivia nie może się wypróżnić i ma problemy z oddychaniem. Poza tym: nadciśnienie, niedrożność dróg żółciowych i całkowicie niesprawna nerka.
Prosto z lotniska trafi do szpitala, ale lekarze załamują ręce. Szanse na przeżycie ma niewielkie - 10, może 15 proc. Czeka ją ekstremalnie trudna operacja wycięcia guza, a jeśli przeżyje - sesje chemioterapii i radioterapii, które przy takim wyniszczeniu organizmu same w sobie są zagrożeniem.
Sześciolatka spędzi w szpitalu niemal rok i jakimś cudem się wyliże. Słuch o niej zaginie aż do 2008 roku, gdy pełnoletnia już Olivia pojawi się na castingu dla modelek.
Dziennikarze pytają o leczenie sprzed lat. Ku ich konsternacji dziewczyna stwierdza, że przymusowa operacja była zbędna, a potem się zacina. Boi się, że znów będą źle pisać o rodzicach, a ona jest im wdzięczna. Tak jak oni pozostają wdzięczni Hamerowi, który nigdy nie usłyszy w tej sprawie zarzutów innych niż udzielanie porad medycznych bez uprawnień.
Germańska Nowa Medycyna
No właśnie, bo ta historia zaczyna się tak naprawdę od Rykego Geerda Hamera. Twórcy koncepcji tzw. nowej medycyny kwestionującej wszelkie dokonania w tej dziedzinie po 1945 roku. Ale przede wszystkim - autora systemu pseudonaukowego ochrzczonego “Germańską Nową Medycyną”, na której w znacznej mierze oparto Totalną Biologię.
Systemy te mają to do siebie, że są na tyle łopatologiczne, że nie trzeba ich tłumaczyć w “sporym uproszczeniu”. Podstawą jest tu przekonanie, że wszelkie choroby (ale też np. skaleczenia czy alergie) są zaplanowaną (choć podświadomą) reakcją mózgu na doznane traumy lub nierozwiązane konflikty.
Fundamentem tego rozumowania ma być dość sensowne (choć w innych kontekstach) założenie, że człowiek jako organizm żywy dąży do przetrwania. Poza tym: korelacja między samopoczuciem psychicznym a fizycznym. I mniej więcej na tym zaczyna się i kończy to, co przy odrobinie dobrej woli można by uznać za podstawy naukowe Totalnej Biologii.
Hamer w swoich praktykach zajmował się głównie nowotworami - jego zdaniem kontrolowanymi przez mózg inicjujący powstawanie komórek rakowych w miejscach "symbolizujących" obszary życia, w których występuje nierozwiązany konflikt.
No a skoro zachorowanie leży w gestii mózgu, w tej (charakterystycznej zresztą dla pseudonauki) paralogice i mózg jest w stanie pokonać nowotwór (tak, bez leczenia). Wystarczy tylko uświadomić sobie źródło konfliktu i go przepracować.
Dr Izabela Pawłowska, psycholożka i psychoterapeutka: – Jeśli metoda jest niepotwierdzona naukowo, to żaden psycholog nie może stwierdzić, że ona pomaga. Miejmy na uwadze, że w Polsce każdy może otworzyć ośrodek terapeutyczny i każdy może nazwać się psychoterapeutą czy ekspertem. Chorzy i zdesperowani ludzie szukają w niekonwencjonalnych metodach leczenia nadziei, której odmawia im medycyna konwencjonalna.
Choroba programowana i grzyby jedzące raki
Dzisiejsi adepci (konsultanci?) Totalnej Biologii do korzystania ze zdobyczy współczesnej medycyny starają się nie zniechęcać - a przynajmniej nie oficjalnie, bo w artykułach czy komentarzach ich autorstwa między wierszami można wyczytać, że nie są raczej jej zwolennikami.
Na grupach zrzeszających polskich wiernych (trudno określić inaczej ludzi wierzących w teorie, na które nie ma żadnych dowodów) można spotkać się np. z opiniami, że operacyjne usunięcie guza nie pozwala rozwiązać konfliktu, który jest przyczyną choroby. I tu ciekawostka: nowotwór to po prostu stadium uleczania duszy. Choroba nie jest bowiem błędem natury, ale "najlepszym rozwiązaniem mózgu na utrzymanie organizmu przy życiu".
Jak na metodę pretendującą do bycia nową medycyną przystało, nie ma tu mowy o żadnych "cudach". Zapytacie, jak w takim razie choroby ustępują. Ano dzięki ekhmm drobnoustrojom, a raczej (za Hammerem) "czwartemu prawu natury", czyli "programowi mikrobów".
Takie grzyby np. zjadają nowotwory. Wirusy odbudowują uszkodzone tkanki. W tym tercecie są i bakterie - pomocnicy grzybów i nowotworów (bardzo wielofunkcyjne!). Reasumując: faza jak na grzybach (choć nie rakożernych).
COVID-19: choroba strachu
Mimo że Hammer nie żyje od kilku lat (zmarł w Norwegii, gdzie udało mu się nie mieć procesu w przeciwieństwie do Niemiec, Francji czy Hiszpanii), znalazł licznych następców, którzy rozwijają jego teorie i wyjaśniają konflikty stojące za hemoroidami, a nawet zgagą i wągrami.
Adepci nowej medycyny rozpracowali oczywiście i COVID-19. Otóż przyczyną zachorowania jest tu lęk przed utratą dość szeroko rozumianej własności - od majątku, przez zdrowie aż po bliskich. Duszności? Gorączka? Wspaniale - to już faza naprawcza konfliktu.
"Zgodnie z wiedzą Medycyny Germańskiej mikroby, grzyby, bakterie oraz wirusy aktywują się dopiero w fazie naprawczej i służą regeneracji tkanki. Koronawirus nie jest tutaj wyjątkiem" - pisze niejaki Piotr Kmieć (specjalizacjami pseudonaukowymi mógłby obdzielić ze trzy Tamary).
Specjalista od czakr, meridian i gęstości subtelnych (takie tam sześć ciał niefizycznych człowieka) doradza zachować spokój, ponieważ panika nasili konflikt, co może doprowadzić do śmierci. Niestety Kmieć nie zdradza, dlaczego COVID-19 najciężej przechodzą antyszczepionkowcy, którzy przecież wirusa się nie boją. Albo jak to się stało, że zaczął rozprzestrzeniać się po Chinach, zanim informacja o nim trafiła do mediów.
No i dobra - to, że długotrwały stres ma wpływ na organizm - w tym na obniżenie odporności - zostało akurat udowodnione. Ale są przecież jeszcze inne przypadłości.
Weźmy taką alergię - problem żywo mnie interesujący ze względu na uczulenie na pyłki traw. Z największej polskiej strony poświęconej Totalnej Biologii dowiaduję się, że to wynik kontaktu z alergenem, który kojarzy się z rozłąką.
Jakaś miła osoba podała nawet przykład rzeczonych pyłków - chłopak rzuca dziewczynę na łące et voila - alergia gotowa! Niestety nie miałam chłopaka jako 10-latka, nikt nie umarł, koleżanka nie wyjechała do innego miasta. Ale wznieśmy się ponad tak oczywiste skojarzenia.
Kolejny przykład ze strony dotyczy alergii na orzechy - chrupiesz, chrupiesz, a tu wieść o śmierci chomika (sic!). Niestety nie miałam również chomika, ani nawet białych myszek, a szkoda. W zasadzie wolałabym przepracować ich śmierć, niż zamulać się kilka miesięcy w roku tabletkami na alergię.
Zaorane? No właśnie nie bardzo - w świecie fanatyków Totalnej Biologii fakt, że nie przypominam sobie żadnej rozłąki, nie oznacza, że jej nie doświadczyłam. Specjalista w temacie pomoże mi dojść do praprzyczyny programującej alergię za jedyne 250 złotych za godzinę.
Tycie od spojrzenia
Bardzo rozbudowane są rozważania o przyczynach nadwagi (lub problemu pt. nie mogę schudnąć). Deficyt kaloryczny? Problemy hormonalne? A gdzie tam. Jedną z możliwych przyczyn jest nadmiar agresji.
"Z obserwacji wynika, że w krajach, które nie są inwazyjne, nie atakują innych, ludzie nie mają problemów z nadwagą, natomiast np. USA atakuje inne kraje (...) W Polsce ostatnio również zwiększyła się liczba ludzi otyłych i ma to związek z obecną sytuacją".
Totalna Biologia nie ma (jeszcze!) wpływu na geopolitykę, radzi więc kobietom unikać konfliktów (przede wszystkim z partnerem), a także ubierać się i zachowywać bardziej kobieco - wzmożona aktywność w lewej półkuli wyłączy wtedy "program nadwagi".
Znalazło się miejsce i na mój ulubiony chałupniczy atawizm — walka nie jest kobiecym trybem, jest nim natomiast chowanie się — że zacytuję ekspertów: "chcemy być mniejsi, żeby wróg nas nie zauważył i chudniemy".
Kolejna z szeregu teorii nadwagi dotyczy samoakceptacji - i jakkolwiek można się zgodzić, że osobie, która czuje do siebie niechęć, będzie trudno coś zmienić (bo i po co pracować nad kimś, kogo postrzegamy jako beznadziejnego), rewelacje o tym, że konflikt nienawiści do własnego ciała doprowadza do przybierania na wadze kilku gramów przy każdym spojrzeniu w lustro, są cudownie absurdalne.
Oprócz chałupniczych atawizmów, inną charakterystyczną cechą rozumowania wyznawców totalnej biologii jest czerpanie "wiedzy" o przyczynach schorzeń z powiedzeń, przysłów, a nawet słów.
To kolejny przykład pseudologiki - w myśl zasady, że skoro używamy sformułowań w rodzaju "mieć coś w nosie" czy "żołądkować się", musi być w tym jakiś głęboki sens odnoszący się do funkcjonowania organizmu. Problemy z próchnicą - nie możesz się komuś "odgryźć", kumulujesz złość.
Moim ulubionym przykładem jest tu jednak astygmatyzm. Jedną z jego przyczyn może być lęk przed pokazaniem własnego cierpienia. Dlaczego? A-stygmatyzm, a więc stygmaty, a więc cierpienie. Kurtyna.
Debilu, lecz się sam
Łatwo pokpiwać sobie z rewelacji tego typu w teorii, gorzej, że jest i praktyka. Polskie grupy poświęcone Totalnej Biologii skupiają dziś nawet kilkaset tysięcy osób. Na części z nich kwitnie poradnictwo, które jeży włos na głowie.
Dziewczynie, u której wykryto HPV, lekarz zalecił usunięcie zmian z szyjki macicy i szczepionkę przeciw wirusowi. Jest w kropce - chciałaby "rozwiązać konflikt bez zabiegu". Problem polega na tym, że nie wie, jaki to konflikt. Od czego są jednak praktycy Totalnej Biologii.
Możliwe konflikty stojące za HPV: zmuszanie się do seksu, wstyd, frustracja, problemy w związku.
Rady: rzuć chłopaka ("ja odeszłam od byłego i HPV samo zniknęło"), spróbować nasiadówek (a zmiany szyjki macicy pewnie zjedzą grzyby), wybaczyć dawnemu partnerowi ("ja wybaczyłam i lekarka aż nie wierzyła").
Kolejny problem analizowany przez domorosłych medyków to wrzodziejące zapalenie jelita grubego (ale tylko odbytnicy).
Pacjentka: "Zastanawia mnie odbytnica, tylko ona jest zajęta, reszta jelita czyściutka, a więc konflikt musi być dawny, a może nawet rodowy. Tak mi podpowiada intuicja. Może warto pójść na ustawienia systemowe i wtedy znaleźć faktyczny konflikt? Co o tym wszystkim myślicie?"
A myślą sporo:
"Wszystkie objawy, które występują, mogą być postrzegane jako gówniana sprawa, kęs nie do strawienia itp. Czyli zapętlenie konfliktu. Zapalenie jest już fazą zdrowienia, trzeba przyjąć to na klatę i mieć zaufanie do swojego ciała, a nie z nim walczyć. Opór przed objawami itp. gra tutaj też dużą rolę."
"Jelito grube odpowiada na pytanie: komu nie chcesz wybaczyć, kto zrobił ci coś, co uważasz za 'ohydne'?"
Naprawdę strasznie robi się, gdy na grupie pojawiają pytania o osoby śmiertelnie chore. Zdesperowana kobieta pisze o mężu, który ma nawrót białaczki. Kolejni znajomi poznani w szpitalu umierają, a mężczyźnie zaczęła śnić się własna śmierć.
"Białaczka to faza naprawcza anemii, większa produkcja krwinek białych do regeneracji kości po konflikcie obniżonej wartości. Czy faktycznie znaleziono przyczynę utraty wartości? Jeśli tak - konflikt jest nierozwiązany, więc nastąpiło zapętlenie i konflikt nie może przejść przez fazę naprawczą i się domknąć. (...) Białaczka to faza naprawcza, a zatem powód do radości, a tu ciągle budzi niepokój, czyli nie ma zrozumienia, jak to działa."
Na głos rozsądku próżno liczyć. Jedna z komentujących pisze tylko, że chyba nie rozumie tej całej fazy naprawczej - ile ona ma trwać, aż człowiek umrze? W przypadku nowotworów pojawiają się za to głosy, że można by zmienić lekarza, ale bynajmniej nie po to, żeby szukać konsultacji. Czasem jest tak, że "u jednego ma się raka, a u innego nic nie ma".
Czytając te - pardon - szkodliwe wyrzygi, zastanawiam się, czy adepci szlachetnej pseudonauki, jaką jest Totalna Biologia słyszeli kiedyś o Michaeli Jakubczyk-Eckert, która pozostała wierna teoriom Hamera nawet, gdy jej klatka piersiowa była już wielką, ropiejącą raną.
Michaela konała w męczarniach i smrodzie własnego gnijącego ciała, odmawiając przyjmowania morfiny, którą odradzał Hamer. Zdjęcia jej wyniszczonego przez nieleczony nowotwór ciała można do dziś zobaczyć na stronie internetowej założonej przez jej bliskich ku przestrodze. To porażający widok, udokumentowany przez personel medyczny hospicjum, którzy nigdy nie widzieli ani nieleczonego raka piersi, ani takiego cierpienia. Michaela do końca wierzyła, że jest w "fazie naprawczej".