Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Popkulturowa część internetu w tym tygodniu nie mogła wyjść z podziwu, że Tom Hardy pomiędzy licznymi rolami jeszcze znajduje czas na trenowanie jiu-jitsu. Zaskoczyło to wszystkich tych, którzy po pracy mają tylko siłę na obejrzenie serialu, ale i wielu widzów, bo wcześniej nie była to jakaś taka powszechna wiedza. Ciekawe, ile ma jeszcze dla nas niespodzianek w rękawie (nie tylko kimona).
W 1998 roku wygrał konkurs "Find Me a Supermodel" brytyjskiej telewizji "The Big Breakfast" i dzięki temu zgarnął kontrakt w agencji. Nie został profesjonalnym modelem, choć do dziś jest jednym z najprzystojniejszych żyjących mężczyzn.
Również w tym samym roku dostał się szkoły teatralnej Drama Centre w Londynie. Trafił też wtedy na plan "Kompanii Braci" oraz "Helikoptera w ogniu". I już tak został w tej branży rozrywki z korzyścią dla siebie i wszystkich.
Kariera Hardy'ego nie jest jednak związana tylko z produkcjami wojennymi. Jeżeli chcecie poznać jego umiejętności, które nieraz są niedostrzegalne w rozbuchanych blockbusterach, to obejrzyjcie "Bronsona" z 2008 roku.
Można powiedzieć, że to film jednego aktora i zagrał tak, że nawet pierwowzór postaci – Charles Bronson (nie mylić z aktorem z "Życzenia śmierci"), uznawany za najbardziej brutalnego brytyjskiego przestępcę w historii, był nim oczarowany.
Tom Hardy grał w wielu popularnych produkcjach i tych uznawanych za kultowe. W zasadzie trudno oglądać współczesne kino i się na niego nie natknąć. I pewnie każdy ma swoją ulubioną kreację.
Moją, w sumie mało odkrywczą, jest postać Bane'a w "Mrocznym Rycerzu". Nie tak łatwo jest grać, gdy trzy czwarte twarzy zasłania maska, a jednak udało mu się stworzyć jednego z najbardziej przerażających i charyzmatycznych psychopatów w kinie.
Tom Hardy ma też za sobą mroczną przeszłość. Na samym początku kariery był uzależniony od cracku (to forma kokainy, którą się pali w fifce) i alkoholu. Próbował w ten sposób walczyć z dystymią – depresją nerwicową. – Nie chciałem, by ktoś wiedział, że straciłem kontrolę, ale nie mogłem tego ukryć. Ciało w końcu się poddaje. Byłem kompletnie kaput. Miałem szczęście, że nie dostałem zapalenia wątroby ani AIDS – wyznał w wywiadzie.
Pomimo tego, że pochodził z dobrego domu (matka Anne Hardy – malarka, ojciec Edward "Chips" Hardy – pisarz), wyleciał ze szkoły z internatem za kradzież. Miał wtedy 14 lat. Aktor poszedł na odwyk w 2003 roku (rok wcześniej zagrał Shinzona w "Star Trek: Nemesis"). Zaczął szukać pomocy po tym, jak obudził się na ulicy w Soho w kałuży krwi i wymiocin.
Zrobiłem coś szczególnie ohydnego, co pozwoliło mi się obudzić. Musiałem coś stracić. Czasami musisz stracić coś, co jest dla ciebie więcej warte niż picie.
Tutaj chciałbym sprostować słowa aktora – nie trzeba stoczyć się na samo dno, by wyjść z uzależnienia. Pomocy warto zacząć szukać wcześniej m.in. dzwoniąc na bezpłatny, ogólnopolski telefon zaufania.
Od czasu upadku Tom Hardy jest trzeźwy. Jednak po latach w rozmowie z "Mirror" wyznał, że nadal się boi utraty kontroli i zrujnowania wszystkiego, co zbudował i nad czym pracował. Aktor nie poddaje się i do tego stara się pomagać innym.
Udziela się charytatywnie – jest m.in. ambasadorem The Prince's Trust, który wspiera młodzież przed wykluczeniem, a oprócz tego wraz z żoną Charlotte Riley są patronami brytyjskiej organizacji pomagającej osobom zmagającym się z rakiem jelita grubego. Pomaga nie tylko ludziom, ale i zwierzętom. Był twarzą kampanii PETA zachęcającą do adopcji oraz sama ratuje psiaki. Słynie z bycia wielkim miłośnikiem czworonogów – swojego buldoga (wcześniej miał też drugiego psa, ale niestety odszedł) zabiera na ścianki i wywiady, tak jakby nie chciał z nim się nigdy rozstawać.
Bardzo często jest tak, że sportowcy, kulturyści lub mistrzowie sztuk walki zostają potem aktorami w kinie akcji. Nie mówię tu o osobach, które trenowały, dajmy na to, piłkę nożną (jak np. Matt Smith z "Doktora Who" i "Rodu smoka"), ale o czempionach danej dyscypliny jak Chuck Norris, Arnold Schwarzenegger czy The Rock.
Zdecydowanie rzadziej zdarza się sytuacja odwrotna – by gwiazdor Hollywood został potem utytułowanym sportowcem. I do tego dalej grał w filmach. Powodów może wiele i nie chodzi tylko o brak czasu, ale i pieniądze i sławę. Tom Hardy jednak nie jest jednak taki małostkowy.
Przed rolą w filmie "Wojownik", w której wcielił się byłego marine próbującego swoich sił w MMA, musiała wypracować odpowiednią sylwetkę. Przypakował 12 kilo masy mięśniowej, poddając się morderczym treningom. Przydało się mu to w kolejnych kreacjach, ale także wpłynęło na autentyczność produkcji - "Wojownik" jest uznawany za jednym z najlepszych filmów o sportach walki.
Codziennie trenowałem boks przez dwie godziny, dwie godziny Muay Thai, dwie godziny jiu-jitsu, a następnie dwie godziny choreografii i dwie godziny podnoszenia ciężarów przez siedem dni w tygodniu przez trzy miesiące. Więc proszę cię, trzeba naprawdę tego chcieć. To było zatem wyzwanie.
Jiu-jitsu tak mu się spodobało, że trenował je dalej – w jego odmianie z Brazylii (uprawiają ją także Keanu Reeves i Ashton Kutcher). "Brazylijskie Jiu Jitsu rozwinęło się z technik walki w parterze zaczerpniętych z Judo. Sportowcy traktują rzuty na podłoże raczej jako początek walki niż jej zakończenie" - czytamy na stronie lepszytrener.pl.
W 2020 roku Hardy zdobył niebieski pas (drugi poziom – czarny pas to poziom piąty), a rok wcześniej biały. Nie było więc sytuacji, że nagle przyznano wyróżnienie celebrycie. Pasy pasami, ale w zeszły weekend 44-letni Tom Hardy wziął udział w turnieju, a internet oszalał na jego punkcie.
Zawody REORG Open Jiu-Jitsu & Parajiu-jitsu Championship odbyły się w ostatnią sobotę w Aldersley Leisure Village w Wielkiej Brytanii. Impreza skierowana jest dla amatorów tej dyscypliny, a jej celem jest zebranie pieniędzy dla m.in. weteranów wojennych (Hardy jest też ambasadorem REORG). Aktor zdominował zawody. Zdobył dwa złote medale w obu kategoriach, w których wystartował.
Jego przeciwnik, 40-letni weteran wojenny, Danny Appleton, musiał się poddać (drugi pojedynek aktor też wygrał przez poddanie), bo w innym razie Hardy pewnie złamałby mu rękę. Nie wiedział, że przyjdzie mu walczyć ze znanym aktorem.
- To było surrealistyczne. Robiłem, co mogłem, ale muszę przyznać, że był o wiele silniejszy ode mnie. Jest silnym i utalentowanym facetem – powiedział Appleton wywiadzie dla "LADBible". Będzie mieć anegdotę do opowiedzenia i nie rozpacza, bo przegrać w jiu-jitsu z Tomem Hardym, to trochę jak wygrać.
Czytaj także: https://natemat.pl/305867,tom-hardy-zagral-ikonicznego-gangstera-kiedy-premiera-capone-zwiastun