nt_logo

Dad bod jest adorowane, a co z ciałem po ciąży? Mamuśka, "wracaj do formy", bo wstyd

Ola Gersz

27 sierpnia 2022, 15:31 · 4 minuty czytania
Dad bod robi furorę od kilku lat. Kobiety uważają facetów z piwnym brzuchem za seksownych tatuśków, a media prześcigają się w publikowaniu ich roznegliżowanych zdjęć z plaży. Pod spodem zachwyty i rozerotyzowane komentarze. Tymczasem Rihanna wychodzi na ulicę trzy miesiące po porodzie, a internauci nie zostawiają na jej ciele suchej nitki, bo gwiazda się "roztyła". Mom bod wciąż jest piętnowane, bo przecież kobieta ma wrócić do formy w trzy dni. Te podwójne standardy są i oburzające, i potwornie smutne.


Dad bod jest adorowane, a co z ciałem po ciąży? Mamuśka, "wracaj do formy", bo wstyd

Ola Gersz
27 sierpnia 2022, 15:31 • 1 minuta czytania
Dad bod robi furorę od kilku lat. Kobiety uważają facetów z piwnym brzuchem za seksownych tatuśków, a media prześcigają się w publikowaniu ich roznegliżowanych zdjęć z plaży. Pod spodem zachwyty i rozerotyzowane komentarze. Tymczasem Rihanna wychodzi na ulicę trzy miesiące po porodzie, a internauci nie zostawiają na jej ciele suchej nitki, bo gwiazda się "roztyła". Mom bod wciąż jest piętnowane, bo przecież kobieta ma wrócić do formy w trzy dni. Te podwójne standardy są i oburzające, i potwornie smutne.
Ciało mamuśki jest traktowane zgoła inaczej niż ciało tatuśka Fot. FaceToFace/REPORTER

"Dad bod oznacza: 'Czasami chodzę na siłownię, ale jednocześnie piję na umór w weekendy i lubię czasem zjeść osiem kawałków pizzy'. To nie mężczyzna z nadwagą, ale również nie z sześciopakiem" – pisała w 2015 roku Mackenzie Pearson w swoim humorystycznym eseju, który spopularyzował termin "ciało tatuśka". I to spopularyzował do tego stopnia, że dad bod doczekał się własnego artykułu w Wikipedii oraz popkulturowego unieśmiertelnienia w postaci Jima Hoopera z trzeciego sezonu "Stranger Things".


Dad bod? Yes, please!

Połączenie piwnego brzucha i misiowatości z siłą i formą Wikinga przyćmiło sześciopaki i kaloryfery. Okazało się, że kobiety to kręci. Wiele deklaruje wręcz, że woli przytulić się do miękkiego i ciepłego brzucha niż twardych mięśni.

"Kluczem zachwytu nad dad bod jest to, że jego posiadacz uznawany jest za wyluzowanego kolesia, z którym można od czasu do czasu iść na jogging, ale w słabszym dniu równie chętnie zamówi pizzę i poleży 6 godzin przed telewizorem. A przede wszystkim to, że jest pewny swojej atrakcyjności. Połączenie mięciutkiej struktury, siły wewnętrznej, pewności siebie i gwarancji przyjemnego spędzania czasu to odhaczona lista życzeń każdej kobiety" – pisała Aneta Zabłocka z sąsiedniej redakcji dadHero.

Dad bod szybko wszedł do mainstreamu. Od lat powstają o nim kolejne artykuły i letnie galerie słynnych posiadaczy tatuśkowatych ciał w samych slipach na plaży. Ciało tatuśka ugruntowało już swoją pozycję, chociaż można się spierać, czy komentarze podnieconych kobiet nie przekraczają cienkiej linii między podziwem a seksualizacją i uprzedmiotowieniem. Ale cóż, witamy w internecie.

Ciało tatuśka to triumf ciałopozytywności. Znormalizowało zwyczajne ciało faceta w średnim wieku, ojca i męża, który nie ma czasu i ochoty na treningi na siłowni i kupowanie proteinowych batoników. Można się tylko cieszyć, że nie trzeba wyglądać jak Chris Hemsworth czy Henry Cavill, aby być uważanym za atrakcyjnego. Co oczywiście nie oznacza, że wszyscy mówią o dad bod jednym głosem – w końcu fat shaming (niestety) nigdzie się jeszcze nie wybiera.

Chwila szczerości: sama też lubię dad bod, a sześciopaki osobiście mnie nie kręcą. Co nie oznacza, że któreś z tych ciał jest lepsze albo gorsze. Każde ciało jest absolutnie w porządku. Każde oprócz ciała po ciąży.

Ciało po ciąży? Nie okej

Cieszę się z normalizacji dad bod, ale co z ciałami po ciąży? Gdzie wychwalanie mom bod? Gdzie zachwyty nad seksownym ciałem mamuśki? Podwójne standardy dalej mają się dobrze i niestety mom bod nie jest trendem. W kulturowym mainstreamie wciąż jest ciałem, które szybko trzeba "doprowadzić do porządku".

Pokazuje to jeszcze świeża "afera" z ciałem Rihanny, która w maju urodziła syna. Gwiazda pokazała się na ulicy trzy miesiące po porodzie... i się zaczęło. Fakt, że Rihanna wyszła z domu, zanim "wróciła do formy" (co uważane jest za normę i obowiązek), zelektryzował niektórych bardziej niż niespodziewanie ogłoszona ciąża i jej odważne, niewiarygodnie seksowne ciążowe outfity.

Media pisały o jej grubości, chwaliły za odwagę i nazywały Riri inspiracją (serio, posiadanie ciała jest... inspiracją), a w sieci wybuchła wojna między tymi, którzy uprawiali perfidny body shaming, a tymi, którzy przytomnie zauważyli, że "hej, tak wygląda ciało po porodzie". Tyle że niektórzy faktycznie mogą tego nie wiedzieć, skoro jeszcze kilka lat temu gwiazdy chudły po ciąży na wyścigi. Dzisiaj, owszem, jest lepiej, coraz częściej widzimy cellulit i rozstępy, ale to wcale nie znaczy, że mom bod jest ok.

Największym absurdem jest fakt, że społeczeństwo zupełnie inaczej postrzega ciało w ciąży i ciało matki. Ciało ciężarnej jest święte i piękne, przyszła mama promienieje, a wszyscy dotykają jej ciała, niczym relikwii. Gdy jednak dokona się "cud życia", wcale nie jest już tak miło.

Świat chciałby, aby świeżo upieczona mama już w przeciągu kilku tygodni wyglądała, jakby nigdy nie była w ciąży. Ma to nawet swoją nazwę: "snapback culture". Kobiety mają więc pstryknąć palcem i migusiem "odzyskać" ciało przed porodem. Snapback culture ma gdzieś, że ciało w ciąży się zmienia. Że nosiło w sobie małego człowieka i naprawdę nieźle się namęczyło przez te kilka miesięcy. Że obwisłe piersi, duże brzuchy i rozstępy są normalne. Wcale nie chce tego wiedzieć, bo ciało kobiety ma być seksowne, a seksownym można być tylko na jeden sposób. Płaski brzuch, jędrne pośladki, koniec.

I chociaż ciałopozytywność, która zrobiła przez lata gigantyczną robotę, normalizuje ciało po porodzie, chociaż coraz częściej widzimy realistyczne "pospartum body" w mediach społecznościowych (w tym u celebrytów, jak u wspaniałej Ashley Graham), to wcale nie zanosi się na to, żeby mom bod zyskało taki status, jak dad bod. Ba, albo na to, żeby po prostu było akceptowane, a nie wytykane palcami, jak ciało Rihanny, która umówmy się, jest boginią w każdym rozmiarze.

Na mom bod jeszcze poczekamy

Podsumujmy: ciało tatuśka jest atrakcyjne i seksowne, ciało mamuśki – niemile widziane, nieakceptowane i pilnie potrzebujące metamorfozy. Pierwsze to ciało mężczyzny, który nie zamierza wyciskać siódmych potów na siłowni (co jest ok), drugie – ciało kobiety, który wypchnęło na świat ludzką istotę wielkości arbuza.

"Co mówi o społeczeństwie fakt, że seksowność ciał tatuśków trafia na pierwsze strony gazet, a my gloryfikujemy piwne brzuchy celebrytów jako uosobienie fajności, podczas gdy jedyne, co (gazety) mają do powiedzenia o ciałach mamusiek, to 2749 sposobów na naprawę swoich "zrujnowanych" i niedopuszczalnie haniebnych ciał?" – zastanawiała się na Instagramie popularna ciałopozytywna rysowniczka Lainey Molnar.

"I nie, noszenie w sobie dziecka nie jest żadną wymówką, nasza wartość zależy od tego, jak perfekcyjnie wygląda nasze ciało i od tego, jak perfekcyjnie bawimy się w mamę i dom" – ironizowała wkurzona. "Naprawdę? Nie, po prostu nie. Skończmy z tym piętnowaniem, oba ciała są niesamowite i seksowne" – dodała, a jej post polubiło prawie 56 tysięcy ludzi.

Nic więcej nie trzeba chyba dodawać. Każde ciało jest ok. Odwalmy się w końcu od wyglądu innych ludzi. Zostawmy matki w spokoju.