Politechnika Łódzka to jedna z najlepszych uczelni technicznych w naszym kraju. A od teraz także jedna z najporządniejszych. W sensie moralnym. Tamtejszy samorząd studencki współdecydujący o kształcie regulaminu, którym rządzą się akademiki, podjął decyzję, iż w przyszłym roku akademickim studenci, którzy zechcą zamieszkać w pokojach koedukacyjnych, będą musieli przedstawić na to... pisemną zgodę rodziców. – To nie ma żadnej podstawy prawnej. Co więcej, nie ma też sensu – ocenia prof. Marian Filar z UMK.
Zaskakująco purytańskie? Dotąd w akademikach łódzkiej polibudy w ogóle pokoi koedukacyjnych nie było. Uczelnia zdecydowała się jednak nieco rozluźnić panujące tam zasady moralne i od przyszłego roku przyszli inżynierowie będą mogli mieszkać w akademiku ze swoimi drugimi połówkami. Pierwszeństwo w kolejce po przydział takiego lokalu będą miały jednak małżeństwa, później rodzeństwa, a na samym końcu żyjący w związkach nie pobłogosławionych przez Boga, czy choćby państwo.
Gdy jednak przyjdzie ich kolej, czeka ich kolejna niełatwa przeprawa. Przed odebraniem klucza i rozpakowaniem się będę jeszcze musieli potwierdzić, że na ich związek zgadzają się rodzice. Oczywiście obojga studentów. Jeśli więc któryś z "teściów" nie przepada ze wybrankiem córki, lub mama obawia się, że jej synek nie powinien na studiach rozpraszać się myśleniem o dziewczynach, ze wspólnego mieszkania nici.
– Dobra, rozumiem, że taki zapis w regulaminie może dotyczyć tych kilku geniuszy, którzy trafiają na polibudę jeszcze przed 18-nastką, ale pozostali studenci to dorośli ludzie. W akademikach nie mieszkają też tylko osoby z I roku, które ledwo co wyrwały się spod maminej spódnicy. Są przecież doktoranci. I co? Prawie 30-letniego byk ma prosić mamę o zgodę na chodzenie z dziewczyną? – irytuje się Damian, przed którym jeszcze dwa lata studiów na Politechnice Łódzkiej.
– To kuriozalne, ale najbardziej zastanawia mnie, że ten wymóg wymyślił samorząd. Może więc po prostu już wiadomo, komu miejsca w tych pokojach zostaną przydzielone... – zastanawia się student.
A może wcale nie ma w tym nic dziwnego, bo to norma w całym kraju? Nawet tam, gdzie uczelnie dbają o moralność mieszkańców akademików, młodzi ludzie i tak mają opracowane sposoby, by wszelkie obostrzenia ominąć. – Regulaminy obchodzi się w prosty sposób. Dwie pary umawiają się, że faceci załatwiają jeden pokój, a ich partnerki drugi. No i się po prostu wymieniają tak, żeby mieszkali razem. Bo oczywiście "z urzędu" dostać wspólnego miejsca nie mogą. Takie prawo mają tylko małżeństwa – mówi Michał, absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, który kontynuuje naukę na gdyńskiej Akademii Marynarki Wojennej i od początku studiów mieszka w akademikach.
Po co dorosłemu człowiekowi zgoda rodziców?
Zdaniem studenta, takie pomysły ośmieszają tych, którzy na nie wpadli. – Już bardziej powinno to zależeć od zarządcy akademika, a nie od rodziców – dodaje. Niektórzy podkreślają jednak, że dopóki młody człowiek uczy się za pieniądze rodziców, nie ma prawa mówić o osobie, że jest pełnoletni. Problem w tym, że mało kto nie łączy dziś pracy i studiów. – Ja od początku utrzymywałem się sam i sam płaciłem za akademik. Dlaczego więc miałbym o cokolwiek pytać rodziców? A w ogóle, jeżeli ktoś jest sierotą, to kogo ma pytać? – pyta Michał.
O porównanie zasad na różnych uczelniach prosiliśmy także przedstawicieli kilku największych ośrodków naukowych w naszym kraju. Słysząc zawsze tę samą odpowiedź, że jedna uczelnia nie może komentować przepisów, którymi rządzi się inna. Nikt nie chciał odpowiedzieć też, czy władze uczelni zakładają, że pełnoletni studenci są tak niedojrzali, iż wciąż potrzebują nadzoru rodziców. – Proszę mnie nie wkręcać w takie pytania – odpowiedziała jedynie rzecznik prasowa Politechniki Wrocławskiej, Agnieszka Niczewska.
Trzecia kategoria obywateli
Sprawę dla naTemat chętnie komentuje jednak prof. Marian Filar – prawnik, wykładowca i były prorektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
– To ciekawa i jednocześnie zadziwiająca decyzja łódzkiej politechniki. Skoro władze uczelni powiedziały "A" i postanowiły stworzyć pokoje koedukacyjne w swoich akademikach, powinny powiedzieć też "B" i zrozumieć, że zamieszkają w nich dorośli ludzie – tłumaczy. Ceniony prawnik dodaje, że z prawnego punktu widzenia zgoda rodziców dwóch pełnoletnich osób na ich związek nie ma praktycznie żadnego znaczenia.
– Studenci I roku mają zazwyczaj już nawet 19 lat i są pełnoletni. Żądanie zatem od nich jakiejś dodatkowej zgody rodziców nie ma moim zdaniem żadnej podstawy prawnej. Co więcej, nie ma też sensu. W ten sposób wprowadza się przecież trzecią kategorią obywateli. Takich, którzy są dorośli, ale nie do końca – podsumowuje prof. Filar.
Reklama.
Damian
student Politechniki Łódzkiej
W akademikach nie mieszkają też tylko osoby z I roku, które ledwo co wyrwały się spod maminej spódnicy. Są przecież doktoranci. I co? Prawie 30-letniego byk ma prosić mamę o zgodę na chodzenie z dziewczyną?
Prof. Marian Filar
prawnik, były prorektor UMK
Studenci I roku mają zazwyczaj już nawet 19 lat i są pełnoletni. Żądanie zatem od nich jakiejś dodatkowej zgody rodziców nie ma moim zdaniem żadnej podstawy prawnej. Co więcej, nie ma też sensu. W ten sposób wprowadza się przecież trzecią kategorią obywateli. Takich, którzy są dorośli, ale nie do końca.