I nowa odsłona GLC nie odbiega od tych standardów. To nadal bardzo bezpieczny, solidny i nowoczesny SUV z wieloma niespodziankami, które zachwycą każdego fana motoryzacji. Ale o nich później.
Nowy Mercedes GLC jest trochę dłuższy od poprzednika – dokładnie o 6 cm, przez co samochód wydłużył się do 4,72 metra. To jednak nie sprawiło, że stał się mniej aerodynamiczny czy mniej zwrotny. Wręcz przeciwnie.
Zmiany dokonane przez inżynierów Mercedesa sprawiły, że sylwetka nowego GLC jest bardziej przysadzista, przez co stawia mniejszy opór i lepiej wypada aerodynamicznie. To oczywiście przekłada się na większy komfort jazdy oraz mniejsze zużycie paliwa.
Poza tym ten model Mercedesa jest po prostu niesamowicie elegancki i designerski. Uwagę przykuwa od razu ogromny grill oraz reflektory LED High Performance. Każdy z nich posiada tyle milionów pikseli, co telewizory LCD jakieś pięć lat temu. Co to oznacza? Że gdybyśmy chcieli, moglibyśmy wyświetlić sobie samochodem to, co na naszym pięcioletnim telewizorze.
W jaki sposób wykorzystali tę funkcję konstruktorzy nowego GLC? Na przykład samochód może na podstawie odczytów z radaru oraz znaków drogowych wyświetlić w nocy sylwetkę samochodu, żeby pokazać kierowcy, czy pojazd zmieści się i przejedzie przez przewężenie drogi.
Może także pokazać drogę pieszego jeśli ten będzie przechodził przez jezdnię, wyświetli znak koparki, jeśli nie zauważymy, że zbliżamy się do strefy robót drogowych, lub znak stopu, kiedy przez pomyłkę pojedziemy pod prąd. Tak naprawdę możliwości pracy tych reflektorów jest wiele i ogranicza je jedynie obowiązujące prawo oraz homologacja auta.
Modyfikacje nadwozia dały konstruktorom możliwość powiększenia przestrzeni zarówno w części pasażerskiej (zobaczycie ją szczególnie siedząc na tylnej kanapie – jest więcej miejsca na nogi), jak i w bagażniku (w wersji niehybrydowej zyskujemy dodatkowe 50 litrów, co daje prawie 600 litrów na spakowanie bagażu).
Nowy GLC ma w standardzie tylną pokrywę Easy-Pack, otwieraną i zamykaną za naciśnięciem przycisku na kluczyku, przełącznika w drzwiach kierowcy lub klamki w pokrywie. Dodatkowo przy jej otwieraniu nadwozie lekko się opuści, żeby łatwiej było nam spakować rzeczy do środka.
Nie da się ukryć, że Mercedes niesamowicie dopieszcza swoje samochody, które w środku momentami przypominają bardziej centrum dowodzenia misją kosmiczną niż zwykłe auto. Tym razem konstruktorzy także nie zawiedli, bo w GLC mamy wnętrze rodem z topowej klasy S.
W standardzie mamy gigantyczny, bo aż 11,9-calowy (30,2 cm) wyświetlacz główny, który zastępuje nam szereg przełączników. Jego obsługa jest bardzo intuicyjna i opanowanie tej sztuki nie zajmuje dużo czasu. Za pomocą ikon na ekranie zarządzamy wszystkim w samochodzie – od klimatyzacji po nawigację z rozszerzoną rzeczywistością.
Ta ostatnia jest niesamowitym gadżetem, a wszystko dzięki kamerom z przodu pojazdu. Na zarejestrowany przez nie obraz nakładane są wirtualne wskazówki i informacje nawigacji. Koniec z zastanawianiem się, czy droga wiedzie pod wiaduktem, czy nad nim, bo system sam dosłownie pokaże nam, którędy mamy jechać.
Co jeszcze znajdziemy w środku? W standardzie ładowarkę indukcyjną, całą masę gniazd USB-C, ogrzewanie foteli, elektrycznie regulowane fotele, lusterka oraz klapę bagażnika, aktywny tempomat, pojemny centralny schowek, jednym słowem – wypas.
Do tego niesamowite wykończenie, przy którym widać, że Mercedes chce połączyć przeszłość z nowoczesnością. Mamy więc skórzane fotele, drewniane (tak, to drewno imitujące kabinę jachtu, a nie plastik) lub karbonowe panele oraz liczne podświetlenia, które razem tworzą wyjątkowy klimat w tym aucie.
Nowy GLC jest także bardzo przestronny w środku. Jak już wspomniałem, zmiany związane z wydłużeniem nadwozia i powiększenie rozstawu osi dały naprawdę dużo miejsca na nogi i nad głową zarówno z przodu jak i na tylnej kanapie.
Po uruchomieniu samochodu i przejechaniu kilku kilometrów bardzo szybko zauważycie jedną rzecz – jak cicho jest wewnątrz pojazdu. Mercedes wykonał tutaj mistrzowską robotę. Odgłosy z zewnątrz wygłuszył przy użyciu membrany akustycznej w przedniej szybie, dodatkowym warstwom akustycznym na szybach bocznych kierowcy oraz pasażera i, czego dowiedzieliśmy się bezpośrednio od konstruktorów tego modelu, pianki akustycznej w słupkach i niektórych "hałasogennych" częściach auta.
Jeśli jednak znudzi nam się cisza w aucie, zawsze możecie "porozmawiać" z asystentem głosowym "Hej Mercedes", który stale jest udoskonalany i bazuje na najnowocześniejszych algorytmach. Co to oznacza? W praktyce tyle, że uczy się z nami rozmawiać i dostosowuje się do naszych życzeń i preferencji. Na przykład jeśli jedziecie na nudne spotkanie biznesowe, samochód może wam podrzucić kilka tematów do small-talku.
Ale jeśli zamiast ciszy czy rozmów z samochodem wolicie posłuchać dźwięku silnika, to Mercedes ma dla was całą gamę wspaniałych pomruków...
Nowy GLC pojawi się w sprzedaży narazie w trzech wariantach silnikowych. Benzynowe: GLC 200, który zapewni 204 KM mocy, GLC 300 z 258- konną jednostką oraz dieslową GLC 220 d, która dostarczy 197 KM. Wszystkie mają napęd na cztery koła (4Matic) i na razie są dostępne w wersji miękkiej hybrydy z instalacją 48 V i zintegrowanym rozrusznikoalternatorem ISG.
Mercedes zrezygnował z pełni elektrycznego GLC, ponieważ nie chcieli tego jego klienci, dlatego na rynku w pierwszym kwartale przyszłego roku pojawią się modele hybrydowe: GLC 300 e (313 KM mocy systemowej) i GLC 400 e (381 KM).
Będą to hybrydy plug-in czwartej generacji, czyli z możliwością ładowania z gniazdka. Mercedes sam skonstruował wysokonapięciowy akumulator w nowym GLC, a bateria w pojeździe ma pojemność 31,2 kWh. Zasila ona 136-konny silnik elektryczny o momencie obrotowym 440 Nm. To wszystko przekłada się na niebagatelny zasięg w trybie elektrycznym do 130 km (chociaż bezpieczniej jednak będzie podać, że 110 km).
Co więcej, nawet kiedy rozładujemy baterię, dzięki szybkiej ładowarce DC z mocą 60 kW (jest to dodatkowo płatna opcja w wyposażeniu) jej napełnienie jest możliwe w około 30 minut.
Na początku przyszłego roku pojawi się także istny gamechanger – GLC 300 de, czyli hybryda z silnikiem Diesla, który daje 333 KM oraz aż 750 Nm momentu obrotowego, co przekłada się na wynik od 0 do 100 km/h w 6,4 sekundy.
A jeśli będziemy mieli akumulator naładowany w 100 proc., to GLC 300 de spali nam zaledwie 0,7 litra oleju napędowego na 100 km.
No dobrze, wiemy już, jak wygląda nowy GLC, jakie ma wersje silnikowe, a jak jeździ? Mieliśmy okazję przejechać się wszystkimi wariantami i każdy z nich zaskoczył nas czymś innym.
Jeśli szukacie najbardziej sportowej opcji, kupcie Diesla (my jeździliśmy niedostępnym jeszcze modelem 300 d). Zdecydowanie na tle całej trójki brzmiał on najbardziej drapieżnie nie tylko w trybie Sport, ale także, co ciekawe, w trybie Komfort.
W tym ostatnim trybie samochód może niektórych przytłoczyć zbytnim kołysaniem, zwłaszcza na ostrych zakrętach, ale to nie jest aż tak mocno wyczuwalne. Za to jeśli cenicie sobie wygodę, a wjeżdżacie na klasyczną, wiejską drogę, to zdecydowanie w tej konfiguracji nie odczujecie, że jedziecie po wybojach.
Ostre górskie zakręty pokonywaliśmy GLC z silnikiem benzynowym (GLC 300) i widać było, że samochód czuje się jak ryba w wodzie. W wielu miejscach odzywała się elektronika, która pomagała kierowcy utrzymać tor jazdy. Małym mankamentem była skrzynia biegów 9G-Tronic, która łapała mikro zawiechy przy płynnym przyspieszaniu na prostych - tak jakby musiała przemyśleć cały proces. Przy bardziej dynamicznej jeździe nie było to jednak zauważalne. A czym zaskoczyła nas hybryda?
Mercedes wybrał hybrydę (niedostepną jeszcze 300 de) jako główne auto podczas testów offroadowych. I mówiąc o offroadzie mam na myśli dosłownie brak drogi i jazdę po jednej z gór porośniętych lasem. Trasa była naprawdę sporym wyzwaniem, ale nie dla tego auta.
Generalnie jak myśli się o SUV-ach Mercedesa, to bardziej kojarzą nam się z luksusowym wyglądem, wysoką pozycją jazdy kierowcy oraz z komfortowym i bezpiecznym podróżowaniem. Mało który właściciel takiego auta zabiera go na bezdroża. Ale z GLC może być inaczej, bo to auto, a raczej bestia, która pokona kazdy teren.
Konstruktorzy wyposażyli ten model w widok off-roadowy, który wykorzystuje obydwa wyświetlacze. Na ekranie kierowcy widzimy przechył boczny, nachylenie wzdłużne, wysokość topograficzną, współrzędne geograficzne i kompas, a także prędkość jazdy oraz prędkość obrotową jednostki spalinowej.
Za to na centralnym wyświetlaczu zobaczyć można aktualną pozycję auta w terenie, kąt skętu kół, a także widok z kamer 360 stopni (mega pomocne przy parkowaniu, ale jakże istotne podczas offroadu) także tych, umieszczonych... pod spodem auta. Tak, dobrze czytacie. Mercedes GLC oferuje podgląd, jak ustawione są nasze koła i na co moga najechać, żeby jak najefektywniej wykorzystać wszelkie atuty "drogi".
W standardzie nowy GLC posiada system DSR (Downhill Speed Regulation), który automatycznie kontroluje prędkość zjazdu, a jeśli będziecie jechać hybrydą (tak jak w naszym przypadku) w standardzie dostanienie pakiet Engineering z zawieszeniem pneumatycznym AIRMATIC, które pozwala na zwiększenie prześwitu samochodu i dostosowanie go do jak najlepszego pokonania danej drogi (lub bezdroża).
Gigantyczną zmianę daje także (opcjonalna) skrętna tylna oś pojazdu, która sprawia, że tylne koła naszego GLC mogą wychylić się do 4,5 stopnia. To prawdziwy gamechanger podczas offroadu, który pozwala wykonywać kosmiczne zakręty.
Nowy Mercedes-Benz GLC z bardzo bogatym pakietem podstawowym kosztuje od 240 100 zł za benzynową wersję 200 4MATIC (204 + 23 KM). GLC 220 d 4MATIC to koszt od 249 900 zł z kolei ceny GLC 300 4MATIC zaczynają się od 289 700 zł.