– To skrajnie niebezpieczna sytuacja – podkreśla w rozmowie z naTemat psycholog Krzysztof Korona, podsumowując rzeczywistość, w której żyjemy. Brak poczucia bezpieczeństwa wywołany drożyzną może postawić niektóre osoby pod ścianą. I tego najbardziej boją się nasi rozmówcy, którzy odczuwają lęk, myśląc o najbliższych miesiącach.
Reklama.
Reklama.
CIĄGŁY LĘK
– Cytując klasyka, zaczęliśmy urządzać się w du*ie. Tak, jesteśmy w du*ie – mówi Jan, 25-latek z Warszawy, kiedy zaczynamy rozmowę o lęku, o brakupoczucia bezpieczeństwa wywołanego obecną sytuacją.
Drożyzna, niepewność co do tego, co może wydarzyć się jutro i zero zaufania do polityków, którzy powinni – z założenia – szukać rozwiązań ułatwiających ludziom przetrwanie trudnej rzeczywistości, nawet w przypadku tak zaradnej osoby, jak Jan, wywołują niepokój.
Trudno o inne emocje, gdy jedyną radą jest ta o paleniu w piecach, czym tylko się da, a mądrości, którymi dzieli się prezes NBP, idealnie wpasowałyby się między skecze Latającego cyrku Monty Pythona.
– Mamy wciąż do czynienia z bardzo szybkim wzrostem gospodarczym. Towarzyszy temu wzrost wynagrodzeń. Tego w żadnym wypadku nie można nazwać kryzysem – stwierdził Adam Glapiński.
Jan nadal "daje radę". Jest pracowity, odpowiedzialny, szef go ceni, potrafi o siebie zadbać i, jak sam mówi, nie jest osobą ubogą, ale mimo wszystko "przeraża go drożyzna".
– Przeraża mnie to, co się dzieje. Obrzydliwie wręcz rosnące ceny, rachunki... Ciągły lęk przed kolejnym wzrostem kosztów, czy to za wynajem, czy to za lekarza, czy to za ulubiony makaron. Przeraża mnie zima nie z powodu możliwych problemów z ogrzewaniem - trudno, najwyżej okryję się trzema kocami i szlafrokiem - ale ja już naprawdę nie dam rady, jeśli koszty życia znów pójdą w górę, chociażby minimalnie – podkreśla rozmówca naTemat.
Jak sobie z tym radzi? Na to pytanie Jan odpowiada krótko: Nie myślę. – Totalnie wyparcie. Staram się z pamięci kupować najtańszy produkt i nie patrzeć na paragon. Ciągle powtarzam sobie, że jeśli będzie gorzej - a będzie - to dopiero wtedy będę kombinował. Obym tylko nie stracił dachu nad głową – podsumowuje.
Krzysztof Korona, psychoterapeuta, psycholog kliniczny i sądowy, w rozmowie o lęku wywołanym sytuacją ekonomiczną, używa określenia "przemoc ekonomiczna". – W obecnej sytuacji możemy powiedzieć, że taką przemoc stosują "państwo", "złe rządy", "wojna" itd. Musimy zrozumieć, że to wywołuje lęk, ale przede wszystkim cierpienie. Oczywiście nie u wszystkich – zaznacza rozmówca.
Inaczej na kryzys reagują ludzie zamożni, inaczej ludzie, którzy mają średnie zarobki, a jeszcze inaczej ci o niskich przychodach – w szczególności emeryci.
– Gdy mówimy o zachowaniu zdrowia psychicznego, musimy pamiętać o tym, że poczucie bezpieczeństwa należy do kluczowych obszarów, gwarantujących dobre funkcjonowanie emocjonalne. Jeśli popatrzymy na problem od tej strony, to znowu musimy widzieć to w kategoriach zagrożenia wynikającego z utraty zdrowia psychicznego – wyjaśnia Krzysztof Korona.
NIC DOBREGO DLA GŁOWY
Joanna jeszcze na początku roku cieszyła się z podwyżki – dostała 700 zł, czyli najwięcej w jej dotychczasowej karierze – ale teraz, po zaledwie kilku miesiącach, znowu musi planować każdy wydatek, zarówno ten większy, jak i ten mniejszy.
– Wcześniej, jeśli dostawałam podwyżkę, mogłam jeszcze oszczędzać. Coś zawsze zostawało, bo przez dłuższy czas, z powodu przyzwyczajenia, myślałam, że mam mniej na koncie. Pamiętam, że po wypłacie np. w 2018 r. pojechałam gdzieś na weekend, kupiłam dwie pary butów jesienno-zimowych, co było dla mnie czymś wow, a teraz tę wyższą pensję przestałam czuć bardzo szybko - w połowie roku miałam wrażenie, że nic w moim komforcie życia się nie zmieniło – przyznaje 31-latka.
Joanna tłumaczy, że nie miała żadnych ekstra wydatków, na pewno nie wydała więcej pieniędzy na wakacje, nie wychodziła częściej "na miasto". Zaczęła jednak zwracać uwagę na ceny artykułów spożywczych, czego wcześniej nie robiła, ponieważ rzadko kupowała coś z wyższej półki.
– Pamiętam, że najpierw zauważyłam, że tuńczyk w puszce jest drogi, ale nawet nie skojarzyłam tego z inflacją, tylko zaczęłam się zastanawiać, czy to zawsze tyle kosztowało – żartuje kobieta.
Na tym żarty się kończą. Rozmówczyni naTemat podkreśla, że gdy nie musiała codziennie liczyć pieniędzy, a planować tylko większe wydatki, czuła większy spokój.
– Przeraża mnie powoli np. gotowanie dla jednej osoby, bo jak się nie gotuje gara gulaszu albo zupy na kilka dni, tylko dwie porcje, to przestaje się opłacać finansowo. Myślę, że niebawem będę liczyła, jak moja babcia, co taniego można zjeść. Jakkolwiek nie jest to jakaś wielka tragedia, to dla kogoś, kto lubi jeść, gotować i obciąża go psychicznie konieczność nieustannego myślenia o pieniądzach, nie jest to przyjemna perspektywa – przyznaje.
Joanna korzysta też z pomocy psychiatry i psychoterapeuty, a to jak wiadomo niemały wydatek. Leki kosztują ją około 300 zł miesięcznie, terapia 190 za jedno spotkanie, dlatego pozwala sobie jedynie na dwa w miesiącu, bo na cztery jej nie stać.
– Ciągły stres, liczenie kasy, zero odpoczynku od takiej perspektywy, to dla mojej głowy nic dobrego. U psychiatry nie byłam od lutego, bo taniej wychodzi przedłużenie recept online. Po raz pierwszy się cieszę, że mam słabą zdolność kredytową, bo inaczej na pewno sięgałabym po takie wsparcie – podkreśla Joanna.
BRAK NADZIEI
O tym, że drożyzna, coraz wyższe rachunki, utrata tego, co zdołaliśmy wypracować do tej pory, mogą wpłynąć na zdrowie psychiczne, mówi Krzysztof Korona.
– Mamy pewnie jakąś dużą grupę osób, którą zacznie dopadać zespół stresu wywołujący, czy to reakcje depresyjne, czy inne zaburzenia związane ze zdrowiem psychicznym. Być może będą także próby samobójcze. Tego nikt nie wykluczy. Z tej perspektywy można mówić o dramacie – przyznaje psycholog.
Jest jednak jeszcze jeden aspekt, który tylko potęguje lęki: to brak nadziei. – Ludzie dają radę nawet w skrajnie trudnych sytuacjach, są w stanie przetrwać, ale musi istnieć czynnik, który w psychologii nazywa się nadzieją. My nadziei nie mamy. Konfrontując się z dwoma źródłami informacji, słyszymy z jednego, że jest dobrze i będzie jeszcze lepiej, a z drugiego, że to nieprawda, że nie jest dobrze, że będzie coraz gorzej – zaznacza ekspert.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że brakuje nam autorytetu społecznego – Nie ma autorytetu zarówno w obszarze polityki, rządzących, jak i religijnym. Opozycja też kręci się w miejscu. Nie ujawnił nam się lider, wokół którego można by koncentrować myśli wypełnione nadzieją – podsumowuje Krzysztof Korona.
Pytanie, jak sobie ludzie z tym radzą? Różnie. Jedni zwyczajnie nie będą sobie radzić, a inni w jakiś sposób tak – nawet z grupy emeryckiej. Może będzie im zimniej, może będzie trzeba oszczędzać na lekach, być może na jedzeniu. Jednak ze smutkiem stwierdzam, że pewnie jest jakaś spora grupa ludzi, która nie przetrwa. I to jest, według mnie, największy problem. Ludzie mogą nie przetrwać ze względu na utratę parametrów biologicznych, bo przestaną przyjmować leki, nie będą mieć ciepła w domach albo będą się truli paleniem wszystkiego, co się da, co zresztą zostało zasugerowane przez rząd, jako pomysł na ratunek. Ci ludzie będa po prostu umierali w cierpieniu, w biedzie.
Krzysztof Korona
psycholog
Obawiam się też, że zaraz się okaże, że jako osoba dojrzała z innymi potrzebami, będę biedniejsza niż gdy miałam 26 lat. W pewnym sensie największą "nagrodą" za pracę było dla mnie to, że mogłam sobie gdzieś pojechać i coś zobaczyć. A myśl, że będę pracowała tylko po to, żeby mieć, co jeść, napełnia mnie bezsensem.
Joanna
Mamy sytuację, w której rządzący nie zabezpieczają ludzi, by ci poradzili sobie w trudnym czasie. To zabezpieczanie powinno polegać na podejmowaniu lub pokazywaniu realnych kroków, które dają szansę na przetrwanie. Ludzie muszą zacząć dostrzegać nadzieję, wierzyć w nią. Natomiast na pewno nie będą, jeśli ktoś mówi, że podwyżek stóp procentowych nie będzie, a za chwilę okazuje się, że jest inaczej. Ludzie czują, że są oszukiwani – obiecuje się, że będzie węgiel, a go nie ma. Ci, którzy mają się nami opiekować, dworują sobie z nas, żartują, pokazują, że nas lekceważą.