Dziennikarz interwencyjny lokalnych mediów z Bielska-Białej, został posądzony przez prokuraturę o "podżeganie funkcjonariuszy do przekroczenia uprawnień". Jak tłumaczy dziennikarz, ma prawo zbierać informacje, a kulisy kuriozalnej sprawy opisuje portal, dla którego pracuje.
Reklama.
Reklama.
Mirosław Jamro od wielu lat zajmuje się dziennikarstwem interwencyjnym. W rubryce "na sygnale" opisuje przyczyny i skutki wypadków, pożarów i inne zdarzenia z udziałem służb mundurowych
Jamro usłyszał prokuratorskie zarzuty w związku z informacjami, które ustalał pełniąc zawodowe obowiązki
Prokuratura powiadomiła dziennikarza, że miał on podżegać mundurowych do udzielania mu informacji
Mirosław Jamro jest dziennikarzem redakcji bielsko.biała.pl. Jak informuje portal, zarzuty dotyczą podżegania funkcjonariuszy Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej do przestępstwa.
Chodziło o przekroczenie uprawnień, a konkretnie "ujawnienia osobie nieuprawnionej, czyli Mirosławowi J. informacji stanowiących tajemnicę prawnie chronioną, które funkcjonariusze policji uzyskali w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a które to informacje były następnie publikowane na łamach prasy" - przekazał w rozmowie z bielsko.biała.pl rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu, Waldemar Łubniewski.
Zarzuty prokuratorskie "nagrodą" za ciężką pracę
Jak przekonuje portal, Mirosław Jamro ma ogromne doświadczenie w pracy w interwencjach, bo zajmował się nimi przez większość zawodowej kariery.
Ponieważ ustalenie przyczyn i skutków wypadków i podobnych zdarzeń często długo trwa, żeby powiadomić czytelników możliwie jak najszybciej, Jamro zjawiał się na miejscu zdarzenia osobiście.
W takich sytuacjach szuka się zwykle dowódcy akcji, który jest upoważniony do tego, by przedstawicielom mediów przekazać konkretne informacje związane z okolicznościami, przyczynami i skutkami konkretnych zdarzeń. To praca trudna, trwająca często wiele godzin, ale też jasna w zamierzeniach dziennikarza.
Przede wszystkim służby zawsze wiedzą, z kim mają styczność (dziennikarze mają zwykle legitymacje prasowe zawieszone na szyi) i mają świadomość, że dziennikarz oczekuje możliwie najbardziej szczegółowych informacji, o które dopytuje.
Taka sama zasada przyświeca zresztą przy okazji innych zadań, które realizuje się przy współpracy służb mundurowych i nie tylko.
"Ja tylko zadawałem pytania"
Jamro miał tego świadomość i mieli ją też przedstawiciele służb, którzy, co podkreśla portal, nie tylko rozpoznawali dziennikarza, który był doskonale znany w środowisku, ale też wiedzieli, że jego intencją jest zbieranie informacji. Powiedział to zresztą na łamach swojego portalu, sam oskarżony.
– Pracując w charakterze dziennikarza, miałem prawo zbierać informacje. To, jakich informacji mi ktoś udzielał, to była sprawa tych ludzi, z którymi rozmawiałem: co mogą mówić, ile mogą mówić – podkreśla Jamro.
Jak dodaje, każdy z jego rozmówców miał prawo wyboru. – Mógł zdecydować i decydował, bez przymusu. Ja tylko zadawałem pytania. Funkcjonariusze mogli nie udzielać informacji. Każdy wiedział, z kim rozmawia.
Dziennikarz nie może odnosić się szczegółowo do swojej sytuacji, ale dokładny opis sprawy opublikowała jego redakcja.