Jak relacjonuje "Gazeta Wyborcza", we wtorek 6 września o godz. 13:00 w Sądzie Okręgowym w Warszawie pojawiło się ok. 30 osób, głównie dziennikarzy. Ustawiono barierki, a na wokandę wpuszczono jedynie strony procesu. Pozostali mogli obserwować sytuację dzięki streamingowi w sali, znajdującej się na innym piętrze.
Jan Piński pojawił się w towarzystwie pełnomocników: Anny Cholewińskiej i Jacka Gaja. Jarosław Kaczyński nie dotarł. Stawili się jego pełnomocnicy: Adriana Salus i Bogusław Kosmusa. Na początku przesłuchania pozwany dziennikarz zapewnił, że nigdy nie był karany za składanie fałszywych zeznań. Jak podkreślił, "jest dziennikarzem od ponad 20 lat".
– W latach 2006-2007 dowiedziałem się o znikaniu akt z komisji weryfikacyjnej WSI. W roku 2010 przeczytałem anonimowy list podpisany przez "zatroskanego oficera", który opowiadał o romansie powoda z oficerem WSI, o wykryciu i utrwaleniu dowodów tego romansu w ramach operacji kryptonim "Buś" oraz o możliwości szantażu z tego wynikającej – zeznał.
Piński oświadczył przed sądem, że właśnie w tamtym czasie przedstawiono mu fotografie nagiego prezesa PiS pod prysznicem. – Na tym zdjęciu widnieli kapitan Piotr Polaszczyk i Jarosław Kaczyński w sytuacji wyraźnie intymnej – doprecyzował.
Przeczytaj także: Jarosław Kaczyński pozwał dziennikarza. Chodzi o sugestię, że prezes PiS jest gejem
– W latach 2015-2016 dowiedziałem się, że Antoni Macierewicz sprywatyzował sobie akta kompromitujące powoda. Uświadomiłem sobie, że prezes PiS, a zatem i rząd polski, znajdują się pod kontrolą Macierewicza – przyznał dziennikarz, cytowany przez "GW".
Jak zaznaczył, to właśnie ewentualne szantażowanie Jarosława Kaczyńskiego "przez jego byłego ministra było jedną z najważniejszych przyczyn, dla których zabrał głos". Dodał, że "wielokrotnie" usiłował skontaktować się w tej sprawie z politykiem, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi.
Sędzia Karol Smaga zapytał, dlaczego posiadając tak "pokaźną" wiedzę, Piński nie zdecydował się na stworzenie "poważnej publikacji na ten temat". Dziennikarz wskazał, że "Kaczyński to potężny polityk, którego wydawcy się boją".
Może Cię zainteresować: Zasugerował, że prezes PiS jest homoseksualistą. Rusza proces Jana Pińskiego
– Ja płacę za swe publikacje wysoką cenę. Jestem inwigilowany, także Pegasusem. Próbują mnie również kupić. Zaproponowano mi dwuletnie zarobki w spółce Skarbu Państwa i mógłbym w tym czasie skoncentrować się na swoim kanale YouTube – wytłumaczył.
– Gdy spytałem: o czym miałbym robić krytyczne filmy, skoro nie o PiS, usłyszałem, że mogę o Ziobrze. To by nawet było dobrze widziane – powiedział. Po przesłuchaniu Jana Pińskiego sąd podjął decyzję o bezterminowym odroczeniu rozprawy.