Netflix znany jest z dokumentów true crime i fabularnych seriali o seryjnych mordercach. Kiedy za historię jednego z brutalniejszych zabójców w historii USA wziął się król makabry, czyli Ryan Murphy, można było się jednak spodziewać, że żarty się skończyły, a widzowie nie zostaną oszczędzeni. Obejrzałam pierwszy odcinek "Dahmera" i mogę powiedzieć o nim dwie rzeczy: jest mocny i zapowiada, że dalej będzie jeszcze gorzej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" to nowy serial Netfliksa Ryana Murphy'ego, twórcy m.in. antologii "American Horror Story".
Serial skupia się na postaci seryjnego mordercy Jeffreya Dahmera, którego media w swoim czasie okrzyknęły "kanibalem z Milwaukee".
W tytułową rolę wciela się Evan Peters, aktor znany ze wspomnianej serii "AHS", serialu "Mare z Easttown" oraz roli Quiksilvera w filmach Marvela.
Jeffrey Dahmer – kanibal z Milwaukee
Jeśli chodzi o głównego bohatera serialu "Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera", Netflix nie mógł wybrać nikogo bardziej... obrzydliwego. Ciężko wartościować metody odbierania komuś życia, ale to, co robił Jeffrey Dahmer swoim ofiarom (przed i po ich śmierci) naprawdę nie mieści się w głowie.
Znany jako kanibal z Milwaukee morderca m.in. gwałcił zwłoki, rozczłonkowywał ciała i oddzielał tkankę od kości, a część z organów wewnętrznych zjadał. Niektórych mężczyzn brutalnie torturował przed śmiercią, próbując zamienić ich w "zombie" – w tym celu wiercił im dziury w czaszkach i wstrzykiwał kwas wodorowy lub wodę.
Mając taki materiał do pracy bardzo łatwo przeholować i pójść w kontrowersyjną makabrę. Ryan Murphy to reżyser i scenarzysta znany z brutalnych widowisk – w takiej konwencji zrealizował całą swoją antologię "American Horror Story". Jak tym razem podszedł do opowiadanej przez siebie historii?
Recenzja pierwszego odcinka serialu "Dahmer"
Pierwsze minuty serialu "Dahmer" nie są szczególnie zaskakujące – Murphy oczywiście nie zrezygnował ze swojej charakterystycznej, bardzo efektownej estetyki. Każdy kadr jest dokładnie przemyślany zarówno pod kątem kolorów, jak i kompozycji, a montaż w połączeniu z perfekcyjnie dobraną muzyką zamienia seans w doświadczenie przypominające oglądanie 50-minutowego teledysku.
Samo zahipnotyzowanie widzów wizualnymi sztuczkami to jednak nie wszystko, o czym Murphy boleśnie przekonał się przy okazji "Ratched"– bez sprawnej narracji każdy serial polegnie i straci zainteresowanie widzów. Co zapowiada pierwszy odcinek produkcji o kanibalu z Milwaukee?
Dahmera poznajemy zaledwie chwilę przed jego aresztowaniem. Murphy zaczyna snuć historię od pokazania, jak morderca polował na swoje ofiary oraz w jaki sposób zwabiał je do mieszkania.
Napięcie jest sukcesywnie budowane już od samego początku (choć jeśli ktoś zna historię Dahmera oraz Tracy'ego Edwardsa będzie wiedział, jak to wszystko potoczy się dalej) i trzymając widzów w garści prowadzi ich do szokującego finału.
Twórca "American Horror Story" pozostaje sobą i pokazuje niektóre makabryczne dzieła Dahmera, ale nie estetyzuje ich, a krew i anatomiczne szczegóły pokazuje w całej ich brutalnej obskurze.
Już w pierwszym odcinku Murphy zarysowuje też tło społeczne historii kanibala z Milwaukee, która być może nie potoczyłaby się tak tragicznie dla jego ofiar, gdyby nie zainfekowani rasizmem policjanci, którzy m.in. ignorowali skargi czarnoskórej sąsiadki Dahmera, wielokrotnie zgłaszającej, że mężczyzna zachowuje się co najmniej podejrzanie.
Evan Peters to (znów) seryjny morderca
Casting Dahmera raczej nikogo nie powinien zdziwić – Murphy do roli seryjnego mordercy ze stanu Wisconsin wybrał jednego ze swoich ulubionych aktorów, który zagrał w wielu jego produkcjach i ma spore doświadczenie we wcielaniu się we wszelkiego rodzaju psychopatów.
Nawet jeśli jest to obsadzenie koleżeńskie, to trzeba przyznać, że choć charakteryzacja nie jest w stanie ukryć intrygującej urody Evana Petersa, do której wzdycha wiele kobiet, to naprawdę zamienia aktora w sobowtóra Dahmera.
Peters to aktor przede wszystkim serialowy i być może dlatego nie do końca doceniany, ale możliwości i repertuar ma ogromne, co pokazuje i tym razem. Prawdopodobnie będzie to występ jego życia, gdyż to pierwszy raz, kiedy otrzymał tyle czasu ekranowego – Peters nigdy wcześniej nie grał tak dużej roli.
Po seansie pierwszego odcinka serialu "Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" mogę stwierdzić, że produkcja zapowiada się naprawdę solidnie, co na szczęście szybko można sprawić włączając kolejne odcinki, które są już dostępne na Netfliksie.
Co więcej jednak, wszystko wskazuje na to, że Murphy nie popełnia tego samego błędu, co twórcy nomen-omen świetnego "Węża", ale mającego jeden poważny problem. Produkcja BBC nieco przesadzała w gloryfikowaniu postaci Charlesa Sobhraja i ukazywała go jako króla życia i bon vivanta.
Dahmer ze względu na swoje czyny to oczywiście mniej plastyczny materiał do robienia z niego romantycznego bohatera, ale Murphy już raz udowodnił, jak bardzo jest uzdolniony w tej materii, robiąc w dziewiątym sezonie "American Horror Story" amanta z... Richarda Ramireza. Wbrew pozorom nie było to jednak aż tak dziwne – niestety kobiety faktycznie szalały na punkcie Ramireza.
Chociaż uwielbiający makabrę i popkulturowe tropy twórca nie zrezygnował zupełnie ze swojego stylu, tym razem zdecydował się opowiedzieć wstrząsającą historię zbrodni Dahmera w nieco poważniejszym kluczu. I chwała mu za to.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.