Myślałam, że Netflix już nigdy nie zrobi zabawnej komedii, ale chyba muszę to odpukać. "Zróbmy zemstę" z gwiazdami platformy, czyli Mayą Hawke ze "Stranger Things" i Camilą Mendes z "Riverdale", to produkcja dla młodzieży w oldschoolowym stylu, która wywołuje coś więcej niż tylko uśmiech pod nosem. Czy mamy godnego następcę kultowych "Wrednych dziewczyn"?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Zróbmy zemstę" to najnowsza komedia dla młodzieży, która obecnie jest na drugim miejscu na liście TOP 10 Netfliksa w Polsce.
W filmie w rolach głównych wystąpiła znana ze "Stranger Things" Maya Hawke oraz gwiazda "Riverdale" Camila Mendes.
Film w reżyserii Jennifer Kaytin Robinson przypomina komedie w stylu kultowych "Wrednych dziewczyn".
Komedie Netfliksa
"Zróbmy zemstę" to nie pierwsza próba Netfliksa zrobienia komedii w oldschoolowym stylu. Jakiś czas temu platforma wypuściła "Powrót do liceum" z Rebel Wilson, który nabijał się ze standardów i zachowań współczesnej młodzieży w bezkompromisowy sposób, jednak robił to w sposób tak nieudolny, że wywoływał jedynie ciarki żenady. Zawiodła także wcielająca się w główną rolę aktorka.
"Rebel Wilson, która nieraz udowodniła, że ma talent komediowy, w 'Powrocie do liceum' wypada niezwykle blado i mało wiarygodnie. To ona wciela się w dorosłą wersję Stephanie. Aktorka chyba zapomniała o tym, że ma grać 17-latkę w ciele 37-latki, a nie niesfornego i marudzącego dzieciaka z podstawówki" – recenzowała dla naTemat Zuzanna Tomaszewicz.
"Zróbmy zemstę" z gwiazdami "Stranger Things" i "Riverdale"
Najnowsza komedia młodzieżowa Netfliksa idzie podobną drogą do "Powrotu do liceum", ale na szczęście nie tą samą – wybiera mniej utartą ścieżkę. Fabuła skupia się na niecnym planie zemsty dwóch nastolatek: skompromitowanej królowej pszczół Drei (Camila Mendes) oraz wyciągniętej na siłę z szafy cichej myszce Eleanor (Maya Hawke). Zabawna historia, która wydawałoby się, że zmierza do oczywistego finału, niejednokrotnie zaskoczy widzów.
Mocnym punktem "Zróbmy zemstę" jest bowiem właśnie prosty, nieprzekombinowany, ale niebanalny scenariusz, napisany przez reżyserkę filmu Jennifer Kaytin Robinson (która jest również autorką scenariusza do nowego "Thora") oraz Celeste Ballard ("Kosmiczny mecz: Nowa era").
Chociaż Robinson i Ballard do pewnego stopnia robią typową, licealną komedię z archetypowymi postaciami, nie podążają śladem najbardziej utartych (i najnudniejszych) schematów – zarówno w temacie opowiadanej historii, bohaterów, jak i dialogów.
Sukces nowej produkcji Netfliksa tkwi także w castingu. Gigant streamingu (powoli chylący się ku upadkowi, ale wciąż) postawił na swoje sprawdzone gwiazdy. Maya Hawke już w "Stranger Things" udowodniła swój naturalny talent komediowy, a Camila Mendes w "Riverdale" nie raz pokazała, że charyzmą mogłaby obdarzyć co najmniej kilka aktorek.
Świetnie w roli rzekomego sojusznika kobiet wypada także Austin Abrams. Początkowo można mieć jednak problem z uwierzeniem w granego przez niego bohatera, gdyż Abrams do tej pory wcielał się częściej w outsiderów niż playboyów, żeby wymienić chociażby takie tytuły, jak "Dash i Lily", "Chemical Hearts" czy "Euforia".
Nie można też zapomnieć o mrugnięciu okiem przez twórczynie do widzów, jakim jest obsadzenie w roli dyrektorki Sary Michelle Gellar – niegdysiejszej ikony kina młodzieżowego, znanej między innymi z takich kultowych tytułów jak "Buffy: Postrach wampirów" czy "Szkoła uwodzenia".
Co jednak najbardziej zaskakuje w przypadku "Zróbmy zemstę", to to, że film jest... naprawdę zabawny – a to komedia Netfliksa! Choć żeby oddać sprawiedliwość serwisowi, w filmie Robinson robotę robi głównie czarny humor rodem z "O wszystko zadbam" oraz trafione w punkt dialogi, przypominające te z genialnego "Jeszcze nigdy..." Mindy Kaling.
Komedia Robinson również pod innymi względami wzbudza skojarzenia z serialem Kaling. Obie produkcje nie boją się robić sobie żartów będących na granicy politycznej poprawności oraz szydzą z fasadowości postaw niektórych zoomerów, ale unikają przy tym żenady w stylu wspomnianego "Powrotu do liceum".
"Zróbmy zemstę" zupełnie nie neguje progresywnych postaw, a wręcz robi coś zupełnie przeciwnego – piętnuje podwójne standardy, które wciąż mają się dobrze, szczególnie na etapie wieku nastoletniego.
Mamy nowe "Wredne dziewczyny"?
Ze względu na bezkompromisowe i nieco drapieżne poczucie humoru oraz wyraziste bohaterki "Zróbmy zemstę" przypomina nieco kultowe komedia dla młodzieży z lat 90. czy początku lat dwutysięcznych, jak chociażby ikoniczne "Wredne dziewczyny" z Lindsay Lohan i Rachel McAdams.
To, co także wyróżnia film z Hawke i Mendes, to plastyczna estetyka, nie tylko nawiązująca do starszych produkcji (takich jak m.in. "Śmiertelne zauroczenie" z Winoną Ryder czy "Zakochanej złośnicy"), ale także będąca osobnym tworem scenografów i kostiumografów.
Produkcje Netfliksa, choć różne jakościowo, pod względem scenariuszowym niemal zawsze realizacyjnie prezentują się dobrze, choć nijako – w "Zróbmy zemstę" natomiast nie brakuje wysmakowanych kadrów, przemyślanych kompozycji kolorystycznych czy zapadających w pamięć strojów.
Do napisanych przez Tinę Fey (popularną w USA komiczkę i scenarzystkę) "Wrednych dziewczyn" komedii Robinson trochę jednak jeszcze brakuje. Drea i Eleanor są wyrazistymi bohaterkami, ale nie aż tak charakterystycznymi, żeby zostać następczyniami Cady Heron oraz Reginy George. Trudno też wskazać sceny, które miałyby taki potencjał, jak impreza halloweenowa czy świąteczny taniec do "Jingle Bell Rock" z filmu Marka Watersa.
"Zróbmy zemstę" broni się jednak zdecydowanie jako przyjemna dla oka i ucha komedia dla młodzieży, po której nikomu nie powinny wyparować żadne szare komórki – nawet widzom, do których określenie "młodzież" już od dawna nie pasuje.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.