Jeśli sondaże się potwierdzą, 25 września w wyborach we Włoszech wygra skrajnie prawicowa koalicja. Na jej czele stoi Giorgia Meloni, która ma szansę zostać szefową nowego rządu. Co to oznacza dla Włochów i całej Europy? O tym w wywiadzie dla naTemat mówi dr hab. Izolda Bokszczanin-Gołaś z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Włosi stoją na progu zmian, ale czy te wybory rzeczywiście można nazwać historycznymi?
To oczywiście takie nośne określenie, bo każde wybory rozstrzygają nowe kierunki w polityce. We Włoszech zmiany są dość intensywne. Krótkoterminowo sondaże zapowiadają, że wahadło sympatii wyborczych przesunęło się radykalnie w prawą stronę.
Z dłuższej perspektywy są widoczne pewne tendencje. Na pewno te wybory wpisują się w logikę zmiany. To nie będzie kontynuacja, bo wyborcy poszukują nowej oferty politycznej. Chcą zagłosować na kogoś innego, w tym przypadku jest to koalicja ze skraju prawicowej sceny. Wyborcy oczekują nowego spojrzenia na trwające i narastające problemy społeczne i gospodarcze. W wielu wymiarach oczekuje się nawet radykalizmu.
W ten nurt Giorgia Meloni wpisuje się idealnie. W zasadzie trudno uwierzyć, jak szybko zbudowała swoją pozycję.
To intrygujący przypadek dla obserwatorów życia politycznego. Po prawej stronie dochodzi do przetasowań. Jeśli mówimy o formacji Bracia Włosi, to powstała ona w 2012 r. Stało się to poniekąd za błogosławieństwem Silvia Berlusconiego. Potem pojawiła się potrzeba utworzenia niedużej przybudówki do Forza Italii. Taką rolę dostała młoda minister Meloni. Wzięła się ostro do pracy z ekipą wyrastającą z Sojuszu Narodowego.
To była partia, której poparcie przez lata utrzymywało się na poziomie kilku procent. Później rosło z miesiąca na miesiąc, aż do ponad 20 procent. To dało jej pozycję pierwszej partii po prawej stronie i może konkurować z Partią Demokratyczną, która ma przecież długą tradycję i stanowi główny trzon po lewej stronie.
A jak to powiązać ze zmianami po stronie skrajnej prawicy?
Prymat pierwszeństwa w wyborach w 2018 r. zyskała Liga Matteo Salviniego, która uzyskała bardzo dobry wynik. A jeszcze lepiej wypadła w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Na fali tego sukcesu wydawało się, że Salviniemu nic nie przeszkodzi w byciu liderem. Dążył wtedy do dymisji rządu Giuseppe Contego, co mu się udało.
Nie doprowadził jednak do przedterminowych wyborów i w tej kwestii musiał pogodzić się z porażką. Potem zaczął tracić poparcie, bo przewartościowanie w elektoracie sprawiło, że nowi sympatycy zaczęli poszukiwać kogoś nowego. To miejsce zajęła Giorgia Meloni, która zgarnęła elektorat rozczarowany Salvinim. Teraz obserwujemy skutki tych zmian.
Nawet północne rejony Włoch, z których wywodzi się Liga, mają żal do Salviniego, że już nie reprezentuje jak dawniej interesów tej części kraju. Przywództwo Meloni po prawej stronie sceny nie jest tam tak pewne i oczywiste.
Oni naprawdę są zdolni do współpracy, czy na razie obserwujemy tylko grę w kampanii wyborczej?
Jeśli nawet są jakieś pęknięcia, to tych problemów się nie eksponuje. Tym bardziej, że to ostatnia prosta przed głosowaniem. Zawiązano dość zwarty sojusz, który ma pragmatyczną podstawę, nastawioną na sukces wyborczy i gotowość do przejęcia władzy. Na początku najbardziej problematyczna była zgoda, by Giorgia Meloni stała się liderką.
Ambicje tych trzech formacji są duże, a karty przetargowe nie zawsze mierzy się w liczbach. To musiały być długie negocjacje o strategiczny podział okręgów wyborczych. Tym bardziej że po reformie zmniejszono liczbę członków Izby Deputowanych i Senatu. Można powiedzieć, że był mniejszy tort do podziału.
Wszystko wskazuje na to, że to Meloni przypadnie w udziale stanięcie na czele rządu. To byłby pierwszy raz w historii Włoch, kiedy kobieta zostałaby premierem. Jest młodą, pełną temperamentu polityczką i zyskuje poparcie wśród niezdecydowanych wyborców. A mówimy o około 10-procentowej grupie obywateli, którzy pewnie w ostatniej chwili zdecydują, na kogo zagłosować.
Wyborcy z Włoch będą kierować się emocjami na finiszu kampanii?
Emocje wchodzą w grę, one są odzwierciedleniem postrzegania własnych interesów i systemu wartości. Trzeba spojrzeć na najważniejsze dla wyborców tematy. To m.in. bezpieczeństwo socjalne i ekonomiczne. Badania pokazują, że społeczeństwo włoskie jest zmęczone trudnościami, które ciągną się od kryzysu z 2008 r. Potem przyszła fala migracji, pandemia COVID-19, mamy wojnę w Ukrainie. Włosi poszukują nowych recept na problemy.
W kwestii rozwiązywania problemów mogą być zmęczeni także Unią Europejską?
Nie chcę powiedzieć, że Włosi są eurosceptyczni, bo bardzo liczą na współpracę i środki unijne. Zawsze byli proeuropejskimi obywatelami. Jednocześnie zastanawiają, czy wszystkie sposoby na trudności, które dostają z Brukseli, są faktycznie dobre dla ich kraju. Mogą myśleć, że bardziej krytyczne podejście do UE będzie lepsze. Blok prawicowy wysyła jasny komunikat, że będzie bronić włoskich interesów, nie zawsze szukając poklasku w UE.
Meloni ma radykalne poglądy w wielu kwestiach, ale ostatnio złagodziła antyunijny ton.
Oczywiście, jeszcze przed dymisją rządu Mario Draghiego wiadomo było, że kadencja parlamentu kończy się w 2023 r. Potem kampania przyspieszyła. Zbyt duży radykalizm byłby dla niej niewygodny, bo straciłaby bardziej umiarkowanych wyborców. Meloni wielokrotnie podkreślała, że nie prezentuje stanowiska antyunijnego. Nie chodzi tylko o piękne wspólne wartości, ale też o fundusze z UE.
W tle mamy jeszcze wojnę w Ukrainie, a ta sytuacja widziana z Rzymu wygląda zupełnie inaczej niż z Warszawy czy Paryża.
Jak to wygląda z włoskiej perspektywy?
Włosi od lat byli społeczeństwem prorosyjskim, zarówno na poziomie elit, jak i zwykłych obywateli. To też zdroworozsądkowe myślenie o interesach z Rosją. Włochy importują 95 proc. swoich surowców energetycznych. Z tego około 40 proc. to były dostawy gazu z Rosji. Są mocno uzależnieni gospodarczo od tych źródeł.
Po ataku Rosji na Ukrainę włoski rząd musiał się określić w nowej rzeczywistości. Mario Draghi jednoznacznie zapisał się do grupy państw, które nazwały Rosję "agresorem", i że trzeba stosować twardą politykę. Jeśli spojrzymy głębiej, jest to jednak ambiwalentne stanowisko. Ostatnie sondaże na temat wojny w Ukrainie pokazały, że społeczeństwo jest za utrzymaniem sankcji, ale należy wstrzymać dostawy broni do Ukrainy.
Nie do końca da się przewidzieć, jak nowa władza we Włoszech będzie kształtować politykę wobec Moskwy. Być może będzie to łagodzenie kursu. Trzeba też zaznaczyć, że w odróżnieniu od Salviniego, Meloni nie była jawnie prorosyjska.
Meloni wydaje się za to idealną kandydatką dla PiS. Miała okazję spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim, ciepło się o nim wypowiadała…
W Polsce chyba jest właśnie tak postrzegana i mamy przesłanki ku temu, by tak sądzić. Widzimy współpracę w Parlamencie Europejskim, wypowiedzi o państwach Grupy Wyszehradzkiej. Jej zdaniem Węgry nie mają żadnego problemu z demokracją, co pokazuje w twardych rozmowach z UE.
Pamiętajmy, że Meloni była przedstawicielką partii marginalnej. Przyklejano jej etykietę proweniencji postfaszystowskiej. Potrzebowała wsparcia, to przejawiało się w łagodzeniu przekazu i poszukiwaniu sojuszników w Europie. Za moment może stanąć na czele silnego bloku, który dojdzie do władzy, więc nie wiadomo, czy będzie korzystała z takiego kursu.
Pozostaje pytanie o główną narrację oraz jak się zachowa, kiedy będzie chciała wypracować wspólne stanowisko z innymi liderami. W nawiązaniu do polskiego rządu mamy duże rozbieżności – stosunek do Rosji, bezpieczeństwo energetyczne. W sięganiu po fundusze unijne jesteśmy raczej konkurentami. Jeśli chodzi o jednak o system wartości, widać tutaj punkty styczne.
Meloni chyba nie jest idealną kandydatką, kiedy mówimy o współpracy w ramach UE?
Ona chce być twardą, zdecydowaną polityczką, która potrafi bronić włoskich interesów. Kompromisy nie będą łatwe, bo nie zgodzi się na nic tylko dla poklasku. Z drugiej strony jest skłonna do negocjacji, bo tego wymaga europejska polityka. Zależy jej, by być rozgrywającą, co ustawiłoby Włochy w kluczowej pozycji w podejmowaniu ważnych decyzji.
Będzie też dążyła do umiarkowania, by jakoś odnaleźć się w mainstreamie. To widać po jej wypowiedziach, że chce zbudować własną wiarygodność. Podobną taktykę przyjęła niedawno Marine Le Pen we Francji. To było na tyle skuteczne, że duża grupa wyborców zaczęła ją postrzegać jako zrównoważoną polityczkę.
Szybka zmiana wizerunku?
Meloni nie będzie łatwo, bo jest odbierana jako zagrożenie. Zapewne woli, by postrzegano ją jako umiarkowaną opcję, a nie tylko w kontekście awanturniczej polityki. Sukces bloku prawicowego w jednym państwie może sprawić, że sympatie wyborcze w innym kraju też zaczną się zmieniać. Zauważyliśmy to w Szwecji, widzimy też we Francji, gdzie pozycja Emmanuela Macrona stała się trudna.
Przedstawiciele Partii Demokratycznej mówią swoim wyborcom, że Włochy w rękach prawicy to wielkie zagrożenie dla projektu europejskiego i wewnętrznej polityki. Meloni chce przecież zmieniać konstytucję. Pytanie, czy te obawy są uzasadnione, czy widzimy tylko rozgrywkę na potrzeby kampanii wyborczej.