Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej naTemat.pl >>
Helena Łygas: Czy Witkacy był w którymkolwiek ze swoich związków wierny?
Małgorzata Czyńska: Nie zdarzyło mu się. Nie był wierny nawet w wyjątkowo intensywnej relacji ze swoją wielką miłością, Czesławą Oknińską-Korzeniowską. Niemniej jednak mocno ją kochał i cierpiał po każdym kolejnym rozstaniu, które były zresztą podyktowane najczęściej jego niewiernością. W liście do przyjaciela Hansa Corneliusa, niemieckiego filozofa, przyznał, że zdradził ją co najmniej z dziesięcioma kobietami.
(...) Kiedy to właśnie o to chodzi, że ja mogę ręczyć zupełnie za długowieczne moje przywiązanie do Ciebie istotne, a nie mogę tylko ręczyć za uczucie erotyczne. I to, że Cię kocham, jest zawsze prawdą, tylko nienawidzę Cię wtedy, jeśli stajesz się dla mnie symbolem wyrzeczenia się. Ja się mogę wyrzekać dla własnej doskonałości, ale nie mogę tego robić dla kogoś, bo go wtedy nienawidzę. Czasami tak piszesz, jakbyś mnie zupełnie nie rozumiała. (...)
Zmieniłaś swój stosunek do Witkacego, dowiadując się o jego kolejnych zdradach i manipulacjach?
Wychodzę z założenia, że do każdej relacji trzeba dwojga; wystarczy wspomnieć małżeństwo Witkacego - żona wiedziała o jego zdradach, najpierw cierpiała, potem przywykła, zaakceptowała sytuację. Nigdy nie zdecydowała się na rozwód, na ostateczne zerwanie. Nie zmienia to faktu, że empatyzuję i z nią i z innymi partnerkami Witkacego, współczuję i rozumiem, co musiały czuć w związku z niewiernym mężem czy kochankiem.
Zależało mi, żeby przesunąć punkt ciężkości narracji o jego związkach, w których kobiety pojawiają się nieraz jak statystki, ubarwiające życie wspaniałego Witkacego. Wiemy, że często cierpiał, przeżywał chwilowe odrzucenie czy ostateczne porzucenie, pisał wiele o swoich emocjach, choćby w listach do żony, i nagle w tym uczuciowym kotle gubi się jego wina, jego odpowiedzialność za rozpad związku, za cierpienie kobiety, wielu kobiet.
W 1938 roku, po prawie dekadzie trwania ich związku, Czesława dowiedziała się o jego kolejnym romansie, tym razem z młodziutką Marysią Zarotyńską, manikiurzystką z Zakopanego. Zraniona do żywego, zerwała z niewiernym kochankiem, odesłała mu kosz z książkami i portretami, które jej podarował.
I znowu jego cierpienie przysłania ból Czesi. Żeby ratować Stasia od smutku, Nina Witkiewiczowa dzwoni do Czesi, której zresztą nie znosi, mówi o niej "ta osoba". Ale w obliczu depresji męża namawia jego kochankę do powrotu. Mediują też przyjaciele, nawet wspomniany Hans Cornelius. Wszyscy żałują Stasia. Tymczasem to Czesia została oszukana i zdradzona. Pora inaczej kłaść akcenty w tej opowieści.
Jak patrzysz na to prywatnie, a nie jako autorka książki i badaczka Witkacego?
Staram się patrzeć obiektywnie, choć legenda Witkacego działa bardzo mocno i często zwodniczo. Człowiek o skomplikowanej naturze, wybitny artysta, a jednocześnie duży chłopiec, egocentryczny dzieciak. W jednej chwili czarujący, w następnej - zimny i cyniczny. Wściekał się, gdy choć na chwilę przestawał być w centrum uwagi. Rozgrywał ludzi, manipulował, reżyserował sytuacje. Potrafił zaprosić do kawiarni arystokratkę i prostytutkę i obserwował ich zachowanie.
Pisarka Irena Krzywica wspominała, jak to w Zakopanem przyjęła zaproszenie Witkacego na bal w Jaszczurówce. Tyle że nie ją jedną wtedy zaprosił, w saniach już czekała wystrojona młoda kobieta, przy stoliku w Jaszczurówce jeszcze kilka innych. Po co to robił? Podkręcał rzeczywistość. Tego typu przykłady można mnożyć. Bywają zabawne i urocze, ale też irytujące, żenujące, kabotyńskie.
Dlaczego Witkacy zakochał się akurat - być może po raz pierwszy tak szaleńczo - w Czesławie?
Zadziałała chemia. Miał przecież wiele romansów przed nią. Była kobietą z temperamentem, o połowę młodsza od Witkacego. Przyjaciele widzieli, że ją kochał, nawet mówił do niej łagodniejszym głosem niż do innych. Z wyglądu dość niepozorna, nierzucająca się w oczy drobna blondynka, urzędniczka w PKO. "Zrozumcie – ma kurewskie nogi" wyjaśniał Witkacy przyjaciołom, którzy pytali, co takiego w niej widzi.
Poznali się w 1929 roku: podczas urlopu w Zakopanem Czesia przyszła do Witkacego pozować do portretu. Dla niego zostawiła męża, wywróciła życie do góry nogami. Pochodziła z robotniczej rodziny, skończyła szkołę średnią. Zawsze ciągnęło ją do innego świata, interesowała się sztuką i literaturą. Walczyła z Witkacym o wyłączność, nie znosiła nawet wzmianki o innych kobietach, regularnie z nim zrywała. Przyjaciele widzieli, że ją kochał, nawet mówił do niej łagodniejszym głosem niż do innych.
We wrześniu 1939 roku to z nią wyjechał z Warszawy, nie z Niną. Tłumaczył żonie, że w pewnym sensie należy do Czesi.
I to Czesławę jego żona będzie potem obwiniała o jego samobójczą śmierć.
Nina była przekonana, że ona nie dopuściłaby do tego, żeby "zginął najwybitniejszy człowiek w Polsce". Ale i tu chciałabym zmienić perspektywę i skierować reflektor w inną stronę.
Myśli samobójcze towarzyszyły Witkacemu od wczesnej młodości, na wieść o wkroczeniu wojsk rosyjskich na ziemie polskie zdecydował się na ostateczny krok. Ale dlaczego zapragnął umrzeć z ukochaną? Więcej - sam podał jej truciznę. Nie przekonuje mnie teoria, że celowo podał jej niewystarczającą dawkę, że chciał, żeby przeżyła. Wybudziła się obok martwego kochanka. Nigdy nie podniosła się po tym doświadczeniu, była cieniem dawnej siebie.
(...) Szliśmy w stronę lasu, gęsta mgła zasłaniała drogę i las wydawał się to bliski - to znów oddalony. Szukaliśmy miejsca. (...) Kiedy usiedliśmy, po raz ostatni próbowałam persfazji, przerwał: "Jeśli aż tak tego nie chcesz - odejdę sam, ale pamiętaj, że beze mnie zginiesz. Powinniśmy odejść razem". Łatwo przekonałam go, że jest w błędzie, szykował kubeczek z "napojem" dla mnie. Przypomniał mi żartobliwie powiedzenie moje, że na ślub zgodzę się chyba pod chloroformem. Roześmiałam się. Wziął wtedy moją rękę, położył sobie na sercu i powiedział: "Teraz daję nam ślub" (...) Przygarnął mnie do siebie i podał garnuszek, wypiłam, chyba było pół szklanki białego płynu [rozpuszczone tabletki luminalu i cibalginy]. (...) Dopiero kiedy odwinął rękaw koszuli na lewej ręce i nadciął żyłki na przegubie dłoni, i pojawiły się małe czerwone krople krwi, doznałam wstrząsu, myślałam, że zemdleję. Opanowałam się jednak. Po chwili poprosił, żeby mu pomóc. (...) Zbladłam podobno, więc przerwał to i powiedział, jak zaśniesz - przetnę arterię na szyi - palcem pokazał, w którym miejscu, i wówczas krew spłynie szybko. Dał mi żyletkę na wypadek, żebym zrobiła to samo, jeśli przebudzę się. (...) usłyszałam jego głos - nie zasypiaj - nie zostawiaj mnie samego, nie odchodź, wymówił moje imię i znów nie zostawiaj mnie samego, ale nic już nie pamiętałam więcej i nie słyszałam. (...)
Która z kobiet Witkacego była w jego życiu najważniejsza?
Trudno używać tu sformułowania "najważniejsza", tych bardzo ważnych było kilka. Na pewno centralną i bardzo istotną kobietą w jego życiu była żona - Jadwiga Unrużanka, zwana Niną. Pobrali się w 1923 roku. Trzy miesiące po ślubie Staś już ją zdradził. Dwa lata później Nina wyjechała z Zakopanego, zamieszkała w Warszawie, między małżonkami bywały długie okresy separacji. Cierpieli oboje, oczywiście.
Wiemy o tym wszystkim i z listów Witkacego do Niny i z jej spisanych po latach wspomnień, w którym szczerze stwierdziła, że ich małżeństwo nie było szczęśliwe. Ale była na bieżąco ze sprawami męża, bo w listach donosił i o codziennych kłopotach z pieniędzmi czy zdrowiem i o licznych romansach, czy kryzysach psychicznych.
Niektóre romanse Stasia zraniły Ninę szczególnie mocno – zdrada, jakiej dopuścił się z jej kuzynką Marią Pawlikowską, była podwójnie bolesna.
Kilka lat się szarpała w tym związku z notorycznie niewiernym mężem, miłość Witkacego do Czesławy położyła ostateczny kres ich pożyciu małżeńskiemu, ustawiła je na stopie wyłącznie przyjacielskiej. Spędzali ze sobą czas podczas jej wyjazdów do Zakopanego i jego pobytów w Warszawie.
Mieli dla siebie dużo miłości, szacunku, troskliwości, wzajemnego wsparcia. Chcąc nie chcąc Nina przystała na warunki Witkacego, który zawsze dążył do wolności erotycznej w każdym związku. W dziesiątą rocznicę ślubu napisał do Niny: "Mów sobie, co chcesz, ale może lepiej było i dla Ciebie, i dla mnie, żeśmy się kiedyś, w przystępie szału, pobrali".
To znaczy?
Pod koniec 1922 roku, Witkacy w kolejnym kryzysie egzystencjalnym, udał się do wróżki Massalskiej-Krüdener, która przepowiedziała mu wielką zmianę w nadchodzącym roku. Postanowił się ożenić. Miał kilka kandydatek na żonę i nagle oświadczył Jadwidze Unrużance, arystokratce bez majątku, wnuczce malarza Juliusza Kossaka. Dla blisko trzydziestoletniej Niny małżeństwo z Witkacym było wybawieniem od staropanieństwa, no i on jej oczywiście imponował.
Nina po latach mówiła o nim dobrze, mimo stwierdzenia, że ich małżeństwo nie było szczęśliwe. Do tego zarzuca sobie oziębłość seksualną.
Dla mnie to kolejna kwestia, na którą można z powodzeniem spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Oziębłość seksualną wmawia, czy nawet wypomina żonie tak naprawdę Witkacy, używając zresztą niekiedy tego argumentu jako rodzaju usprawiedliwienia swojej niewierności. A przecież Nina, gdy ustalili już swoje otwarte małżeństwo, miała innych partnerów.
Może byli z Witkacym niedopasowani pod względem temperamentów, może nie było między nimi chemii? Witkacy miał "kompleks arystokratki" - jego pierwsza młodzieńcza miłość do Heleny Tyszkiewiczówny - zresztą odwzajemniona – rozbiła się właśnie o kwestie pochodzenia. Sądził, że żona nie przepada za seksem z nim, bo nie jest dość dobrze urodzony.
Staś był erotomanem i więcej niż erotomanem, uważał przeżycia seksualne z osobą kochaną za coś bardzo pięknego i istotnego. Ja, niestety, mimo pozorów “wampa”, byłam pozbawiona temperamentu i o ile lubiłam bardzo całować się i pieścić, że się tak wyrażę “niewinnie”, o tyle te poważne sprawy nudziły mnie i męczyły, i znajdowałam w nich mało przyjemności, a nie chciałam udawać, że coś odczuwam. Staś wyobrażał sobie — zupełnie niesłusznie, bo z najukochańszym człowiekiem w moim życiu nie zaznałam prawdziwej rozkoszy fizycznej — że dlatego nic nie odczuwam, że nie kocham Go i że gdyby na jego miejscu znalazł się jakiś Savoya lub Wittelsbach, byłoby inaczej. Nie mogłam Go przekonać, że tak nie jest, i dopiero po wielu latach uwierzył, że nie jestem w ogóle 100-procentową kobietą.
Dla odmiany Czesława po latach wspominała go jak najgorzej.
Twierdziła nawet, że nigdy go nie kochała. Ale kochała – mamy na to dowody w jej listach, w relacjach współczesnych.
Oprócz nieudanego samobójstwa Czesławy, jak by nie patrzeć zainicjowanego przez Witkacego, jest i inne. Samobójstwo Jadwigi Janczewskiej, młodziutkiej malarki i poetki, która była zaręczona z Witkacym i w momencie śmierci była z nim w ciąży.
Ta historia położyła się mocnym cieniem na biografii Witkacego. Rozkochał w sobie w młodą kobietę, która od 1912 roku mieszkała w pensjonacie prowadzonym przez jego matkę, w Zakopanem leczyła płuca. Zaręczyli się, Witkacy zerwał zaręczyny, znowu do siebie wrócili. Raz był najbardziej uroczym kompanem, raz okazywał najgorsze humory, wciągał ją w swój pesymizm.
Janczewska była rozchwiana psychicznie z powodu jego zachowania. Był chorobliwie zazdrosny, oskarżał ją o romans ze swoim przyjacielem, młodym kompozytorem Karolem Szymanowskim. Wszystko to było tym bardziej głupie i okrutne, że Jadwiga była w ciąży z Witkacym. Lutowej nocy w Dolinie Kościeliskiej zabiła się strzałem z pistoletu. Jej śmierć do dzisiaj jest owiana tajemnicą.
Spotkało mnie najstraszniejsze nieszczęście, jakie może być. Nieszczęsna panna Jadwiga popełniła samobójstwo. Wiele było w tym, co zaszło od początku tego roku, mojej winy. Czułem się b. źle, ona brała to do siebie i wynikały stąd rzeczy, które przy fatalnym zbiegu okoliczności doprowadziły Ją do tego.Gdyby nie Matka, już bym dawno nie żył. Straszną odpowiedzialność biorą ci, którzy żyć każą mimo zupełnej niemożliwości życia.
No dobrze, a skąd ten lęk przed kobietami - przynajmniej na poziomie teoretycznym? Z matką, pierwowzorem kobiety, całe życie miał bliską relację, do tego Marię Witkiewiczową trudno byłoby uznać za kobietę demoniczną, powracającą nagminnie w jego dziełach.
Kuzynka Witkacego, Maria Witkiewiczówna, mówiła wprost, że Staś był "upupiony kompletnie i bardzo niezaradny życiowo". Matka załatwiała za niego wiele codziennych spraw. Syn był mężczyzną jej życia. Małżeństwo Marii i Stanisława Witkiewicza też nie należało do szczęśliwych, on szybko zaangażował się w romans z Marią Dembowską, swoją muzą od stylu zakopiańskiego. Witkacy uznawał prawo ojca do tego, żeby mieć żonę i muzę, ale cała ta sytuacja rodzinna bardzo zaważyła na jego psychice. W tym układzie Maria Witkiewiczowa była osobą pokrzywdzoną.
Matka i syn bardzo się kochali, troszczyli o siebie, aż do śmierci Marii Witkiewiczowej w 1931 roku mieszkali pod jednym dachem. Po śmierci Janczewskiej to myśl o matce powstrzymała go przed samobójstwem.
Możemy uznać Witkacego za szowinistę?
Nie pokusiłabym się o takie stwierdzenie. Przyjaźnił się z kobietami, także na stopie intelektualnej. Kobiety go fascynowały. Możemy to wyczytać z jego listów, utworów literackich i malarskich. Witkacy to z jednej strony cynik i manipulant, poszukiwacz mocnych wrażeń, z drugiej strony wrażliwiec – mężczyzna kochający i spragniony miłości. I myślę, że obie te wersje są do jakiegoś stopnia prawdziwe.
Zaintrygowała mnie korespondencja Witkacego z zakochaną w nim Heleną Czerwijowską, do której wypisuje, że nie może być z nią, bo nie odpowiadają mu jej ciemne włosy. I że dyskutuje o tym ze swoim psychoanalitykiem. Dziwny argument, zważywszy, że Nina też wydaje się ciemnowłosa.
Nina miała rude włosy – czarno-białe fotografie mogą mylić. Ciemne włosy były przekleństwem Heleny Czerwijowskiej. Wiedziała, że nie jest w typie Witkacego, sam jej o tym mówił, a jednocześnie uwodził. Grał przed nią dandysa.
Gdy coś jest "ustalone", dla Witkacego staje się nudne, trzeba podkręcić sytuację i tak dzieje się w relacji z Czerwijowską. Fakt, że zrywał nagle znajomości, a nawet przyjaźnie, by niekiedy wrócić do nich jak gdyby nigdy nic też wynika tu z chęci podkręcenia emocji. A każda relacja - przede wszystkim z kobietami - daje mu zupełnie inne emocje, z których nie jest w stanie zrezygnować, dlatego też potrzebuje wielu relacji. Żeby mieć pożywkę.
(...) miałem sen o Pani. Siedzieliśmy przy stole, przy lampie. Pani patrzyła na mnie wzrokiem jednocześnie diabolicznym i kochającym. (...) Czułem, że za chwilę będę musiał Panią całować , i miałem wrażenie, że to będzie ohydna zbrodnia. I obudziłem się ze strachu, żeby się to nie stało. To jest najistotniejszy wyraz mojego stosunku do Pani. Chwilami myślałem z rozpaczy: oświadczyć się Helenie. Jeżeli się zgodzi, ożenić się z nią natychmiast i konsekwentnie zrezygnować z życia na zawsze. (...)
Dlaczego wraz z wydawnictwem zdecydowaliście się na wznowienie książki?
Zainteresowanie Witkacym nie gaśnie. Poprzednie wydanie książki rozeszło się bardzo szybko. Czytelnicy dopytywali mnie o tę książkę, widać było, że ta narracja kładąca nacisk na biografie kobiet z kręgu Witkacego jest potrzebna.
Skąd takie zainteresowanie Witkacym?
To jeden z artystów, który funkcjonuje w zbiorowej świadomości, wszedł do popkultury. Jak nie z "Pożegnania jesieni" czy "Szewców", to z obrazów, jedynych w swoich rodzaju. Przylgnęła do niego łatka skandalisty, ekscentryka, narkomana. Tym ostatnim na pewno nie był, przyjmował narkotyki na zasadzie eksperymentu.
Wiesz, mogłaś pisać o Witkacym - dlaczego akurat otaczające go kobiety?
Witkacym, a szerzej życiem kulturalnym w dwudziestoleciu interesuję się, odkąd byłam nastolatką. Przez lata śledziłam poszerzający się stan badań nad jego życiem i twórczością, czytałam kolejne publikacje, oglądałam wystawy. Bohaterki literackie, twarze z obrazów pobudzają wyobraźnię i ciekawość. Chciałam poznać kobiety, które go inspirowały w życiu i w twórczości.
Jak rekonstruowałaś historie kobiet związanych z Witkacym?
Wspaniały materiał stanowią listy Witkacego, opracowane i wydane, wspomnienia żony i innych współczesnych, dzieła literackie i malarskie. Twórczość Witkacego często można czytać z kluczem biograficznym autora. Choćby Akne z "666 upadków Bunga, czyli Demoniczna kobieta" to postać inspirowana aktorką Ireną Solską, z którą Witkacy również miał romans. Tego typu przykłądy można mnożyć.
Demoniczną potęgą nazywamy taką, która włada lub chce władać nami, działając na drapieżne, okrutne i podłe instynkty, które w nas drzemią i czekają tylko sposobności, żeby się objawić.
*** Książka "Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny" autorstwa Małgorzaty Czyńskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy
Czytaj także: https://natemat.pl/163385,wszystkie-narkotyczne-upodobania-i-seksualne-eksperymenty-witkacego