Jerzy Urban nie żyje. Informacja o śmierci redaktora naczelnego "Tygodnika NIE" pojawiła się w poniedziałek przed południem w mediach społecznościowych gazety. W rozmowie z naTemat Jerzego Urbana wspomina poseł Andrzej Rozenek (PPS), długoletni dziennikarz "Tygodnika NIE".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jerzy Urban w czasach PRL był rzecznikiem prasowym rządu (1981-1989)
"Jerzy Urban nie żyje" – taki komunikat ukazał się na koncie "Tygodnika NIE" na Facebooku i Twitterze. Ze względu na satyryczno–polityczny charakter czasopisma część internautów początkowo przyjęła wiadomość z niedowierzaniem, jednak w rozmowie z naTemat śmierć Jerzego Urbana potwierdził poseł Andrzej Rozenek (PPS).
– To niestety prawda – powiedział Rozenek, który do 2019 roku, gdy został wybrany się do Sejmu, był wicenaczelnym "Tygodnika NIE".
Polityk mówi, że odejście Jerzego Urbana to koniec epoki. – Jerzy Urban to był przede wszystkim mistrz pióra, świetny dziennikarz, felietonista, człowiek, który od podstaw stworzył "Tygodnik NIE". Pismo w czasach swojej największej popularności sprzedawało się w nakładzie 600 tys. egzemplarzy, co było niebywałym sukcesem – ocenia Andrzej Rozenek.
Zdaniem parlamentarzysty i wieloletniego członka redakcji "Tygodnika NIE", Urban "zawsze szedł swoją drogą, miał swoje zdanie i potrafił je obronić".
Jerzy Urban – rzecznik rządu PRL, a potem naczelny "Tygodnika NIE"
Rozenek odniósł się także do politycznej przeszłości Urbana, który od stanu wojennego do końca PRL był rzecznikiem rządu, czego wielu nigdy mu nie wybaczyło. Urban był wtedy twarzą komunistycznej propagandy, a w zakulisowych działaniach dążył do ocieplenia wizerunku aparatu przymusu – milicji, ZOMO, Służby Bezpieczeństwa.
W roku 1984 nazwał wystąpienia ks. Jerzego Popiełuszki "seansami nienawiści" (Popiełuszko został jakiś czas później zabity przez SB). W rozmowie z zagraniczną prasą Urban niezgodnie z prawdą zaprzeczał, by PRL–owska władza za pośrednictwem funkcjonariuszy milicji prześladowała osoby LGBT i zakładała im tzw. różowe teczki w ramach akcji "Hiacynt".
– To był inny Urban. Był wtedy rzecznikiem, czyli człowiekiem wynajętym do tego, by reprezentować rząd. Robił to najlepiej jak potrafił. Gdy zamknął ten rozdział, potrafił jak mało kto zachować odporność na polityczne wpływy – ocenia Rozenek.
Poseł klubu PPS przypomina, że Urban – zanim stał się twarzą komunistycznej władzy – sam doświadczył szykan. – Urban był prześladowany. Przez swój niewyparzony język miał spore kłopoty, nie mógł publikować pod nazwiskiem – mówi Andrzej Rozenek.
Dziennikarz "Tygodnika NIE" uważa, że publiczny wizerunek Jerzego Urbana nie miał wiele wspólnego z rzeczywistością.
– Obraz złego człowieka komuny, który do niego przylgnął, był kompletnie nieprawdziwy. Jerzy Urban był ciepłym, dobrym i pomocnym człowiekiem. Pomagał wielu ludziom i nigdy nie chciał robić wokół tego rozgłosu. Zresztą pomagał nie tylko ludziom. W jego domu zawsze było pełno psów i kotów, które przygarnął – opisuje Andrzej Rozenek.