Mamy mistrza świata czy nie mamy? Kuriozalny chaos na finiszu kluczowego wyścigu F1
Krzysztof Gaweł
09 października 2022, 12:34·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 października 2022, 12:34
Wyścig o Grand Prix Japonii Formuły 1 padł łupem Maksa Verstappena, który został mistrzem świata w sezonie 2022. Holender wygrał zmagania na torze Suzuka, ale długo czekał na oficjalną decyzję organizatorów ws. końcowych wyników. A te były kluczowe dla losów mistrzostwa, bo po wyścigu nie było wiadomo, ile punktów dostanie Holender. Ostatecznie przedstawiciele FIA dotarli do zapisu w regulaminie, który pozwolił przyznać kierowcą pełną pulę. A to oznacza, że drugi rok z rzędu kierowca Oracle Red Bull Racing jest najlepszy na świecie.
Reklama.
Reklama.
Max Verstappen został mistrzem świata Formuły 1 w sezonie 2022
Holender długo czekał na potwierdzenie tej informacji w Japonii
Wygrał wyścig na torze Suzuka, ale organizatorzy całkiem się pogubili
Rywalizacja od Grand Prix Japonii na torze Suzuka na długo zapadnie w pamięć kibiców Formuły 1. Nie dlatego, że obroniła się sportowo, ale przez chaos. Pogodowy i organizacyjny, bo przedstawiciele FIA zupełnie się pogubili w kluczowym dla losów sezonu wyścigu. I nie wiedzieli, czy wyłoniono już nowego mistrza świata, czy też nie. Max Verstappen mógł zgarnąć tytuł i wiedział o tym cały świat Formuły 1, ale musiał w Japonii zdobyć osiem punktów więcej od Charlesa Leclerca z Ferrari. I to było jasne dla wszystkich.
Problemy zaczęły się w momencie, gdy nad torem położonym niedaleko Tokio lunęło jak z cebra i już po trzech okrążeniach zmagania przerwano. Nie można było się w tych warunkach ścigać, zmagania przerwano i nad torem powiewały czerwone flagi. Przerwa trwała aż dwie godziny, bo dyrektor wyścigu czekał, aż opady miną i rywalizacja będzie mogła toczyć się w bezpiecznych warunkach. Kierowcy wrócili na zalany wodą tor i zaczęły się emocje. Max Verstappen uciekał, a rywale ścigali go uparcie.
Holender minął linię mety jako pierwszy, odnosząc swoje dwunaste zwycięstwo w sezonie 2022. Za nim toczyła się walka o pozycję numer dwa i tytuł, bo Charles Leclerc mógł zatrzymać koronację Holendra. Na metę wpadł na drugim miejscu, przed Sergio Perezem, ale wyprzedził Meksykanina z Red Bulla łamiąc regulamin. Sędziowie dopatrzyli się nieregulaminowego wyprzedzania, a że Monakijczyk faktycznie ściął szykanę i dzięki temu zyskał przewagę, został ukarany i przesunięty na miejsce trzecie.
I tu zaczęły się schody i kompromitacja władz F1. Reporterzy gratulowali tytułu Maksowi Verstappenowi, ten zaczął się cieszyć, ale zaraz okazało się, że być może nie ma jeszcze mistrzostwa. Doszło do konsternacji, bo w padoku pojawiła się informacja, że kierowcy mogą dostać tylko 3/4 punktów za wyścig w Japonii. Rywalizacji nie udało się ukończyć - przez padający deszcz i wielkie opóźnienie - w pełnym wymiarze. A wtedy przepisy nakazują obciąć kierowcom część punktów.
Czyli jednak nie ma mistrza świata? Nie, jest!
Nie, okazało się, że jest. A włodarze F1 i ludzie zarządzający serią zapomnieli, że ich własne przepisy pozwalają przyznać kierowcą pełną punktową pulę, jeśli zawody przerwano, a po wznowieniu kierowcy przejechali ponad połowę zaplanowanych okrążeń. I tak też się stało w Japonii, więc po chwili nerwów i oczekiwania Max Verstappen mógł świętować tytuł mistrzowski. Dla 25-latka z Hasselt to drugi tytuł w karierze i drugi z rzędu wywalczony w królewskiej serii. Kierowca Oracle Red Bull Racing rządzi na torze, a w 2022 roku rywale nie mieli z nim po prostu szans.
Do końca sezonu zostały jeszcze cztery wyścigi: w USA, Meksyku, Brazylii oraz Abu Zabi, gdzie zakończy się tegoroczna rywalizacja. Oracle Red Bull Racing wciąż walczy o tytuł wśród konstruktorów, ważyć się też będą losy podium na koniec sezonu. A potem elita ruszy do swoich fabryk, by przygotować się jak najlepiej na sezon 2023.