W lutym ubiegłego roku doszło do katastrofy lotniczej niedaleko Pszczyny. Maszyna rozbiła się w lesie. Dwie osoby zginęły na miejscu, a dwie zostały ranne. Jedną z ofiar był przedsiębiorca Karol Kania. Dzisiaj wiemy już, co było przyczyną tragedii.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło przed północą 22 lutego 2021 roku w okolicach Pszczyny
Śmigłowiec spadł na podmokły teren, gdzie nie da się dojechać samochodem
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych opublikowała raport z badania przyczyn i okoliczności katastrofy
Katastrofa lotnicza niedaleko Pszczyny
Jedną z ofiar wypadku, do którego doszło w lutym 2021 roku, był Karol Kania, założyciel przedsiębiorstwa produkującego podłoża pod uprawę pieczarek. Przypomnijmy, że do katastrofy doszło w Studzienicach koło Pszczyny. Śmigłowiec należał do przedsiębiorcy, a kierował nim doświadczony pilot. Maszyną podróżowało w sumie trzech pasażerów, w tym właściciel.
Jak pisaliśmy w naTemat, około północy helikopter z czterema osobami na pokładzie rozbił się w okolicach Pszczyny w województwie śląskim. Lot, który miał tragiczny finał, wystartował z prywatnego lądowiska w okolicy Opola.
Według informacji, które zdobyto dzięki systemowi radarowemu, wiemy, że do katastrofy doszło około pół godziny później. Służby ratownicze powiadomił jeden z mieszkańców okolicy, który usłyszał najpierw przelatujący śmigłowiec, a chwilę później huk rozbijanej maszyny.
Pomimo braku precyzyjnej lokalizacji ratownicy mogli szybciej namierzyć miejsce katastrofy, jednak akcję ratunkową utrudniał trudno dostępny teren oraz gęsta mgła. Śmigłowiec spadł bowiem na podmokły teren, gdzie nie da się dojechać samochodem. Jak relacjonowali strażacy, maszyna uderzyła w ziemię około 100-200 metrów od drogi, stąd dotarcie do osób lecących maszyną było utrudnione.
Raport: wysokie drzewa i włączony reflektor
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych podała do publicznej wiadomości wstępny raport już po miesiącu od katastrofy. Eksperci ustali wtedy, że podczas podejścia do lądowania doszło do zderzenia maszyny z wysokimi drzewami w lesie, a następnie z ziemią. Śmigłowiec uderzył w grunt przednią częścią kadłuba, a następnie opadł na lewy bok.
Helikopter uległ całkowitemu zniszczeniu. Do tragedii doszło kilkaset metrów od miejsca zamierzonego lądowania. Wrak zabezpieczono do dalszych badań, które wykazały, że maszyna była sprawna i obsługiwana zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Teraz opublikowano raport końcowy po wypadku. Jak informuje komisja, "22 lutego 2021 r. około godziny 23:27 51-letni pilot wystartował prywatnym śmigłowcem do lotu turystycznego z trzema pasażerami na pokładzie. [...] Około godziny 23:58, doszło do kolizji łopat wirnika głównego z wysokimi drzewami, po czym śmigłowiec zderzył się z ziemią, przewracając się na lewą burtę. Pilot oraz pasażer siedzący z przodu nie mieli zapiętych pasów barkowych i ponieśli śmierć na miejscu. [...]".
Zdaniem ekspertów dwie zasadnicze przyczyny katastrofy to błąd pilota, polegający na próbie lądowania bez widoczności ziemi, a także utrata przez niego orientacji przestrzennej podczas końcowego podejścia do lądowania.
Zadaniem ekspertów, w rejonie planowanego lądowania panowała mgła w płatach, a w trakcie podejścia do lądowania pilot włączył reflektor, co spowodowało utratę widoczności. Komisja zaznaczyła, że – z prawem lotniczym – "sformułowania zawarte w raporcie nie mogą być traktowane jako wskazanie winnych lub odpowiedzialnych za zaistniałe zdarzenie".