Donald Tusk zapowiedział w poniedziałek po tekście "Newsweeka", że odniesie się do nowych ustaleń ws. tzw. afery taśmowej. Jego wpis w tej sprawie spowodował reakcję ze strony wiceszefa MSWiA Macieja Wąsika, której bez odpowiedzi nie zostawił z kolei były szef MSZ Radosław Sikorski. Nie była ona z nurtu tych kurtuazyjnych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Newsweek" opublikował tekst z nowymi ustaleniami na temat tzw. afery taśmowej
Według tekstu dziennika taśmy z nagranymi rozmowami polityków miały zostać sprzedane Rosjanom
Do sprawy ma odnieść się we wtorek Donald Tusk. W międzyczasie zapowiedź konferencji wywołała spięcie między Maciejem Wąsikiem a Radosławem Sikorskim
Tusk zapowiedział, że odniesie się do ustaleń "Newsweeka"
Dziennikarz "Newsweeka" Grzegorz Rzeczkowski napisał, iż taśmy z nagranymi rozmowami w 2014 roku miały zostać przekazane Rosjanom. "Przykra sprawa. Nie lekceważę jej. We wtorek o 13 odniosę się do niej publicznie. Tak, to o aferze podsłuchowej. Pisowskiej aferze. I o scenariuszu napisanym dla Kaczyńskiego obcym alfabetem" – napisał w poniedziałek na Twitterze Donald Tusk.
Spięcie między Wąsikiem a Sikorskim ws. wpisu Tuska
Na jego wpis zareagował wiceszef MSWiA Maciej Wąsik. "Proszę zabrać na konferencję Radka Sikorskiego. Pewnie dziennikarze mają do niego kilka pytań na temat obcego alfabetu. Będzie?" – dopytywał na Twitterze.
Wpisu nie zostawił bez reakcji przywołany były szef MSZ, a obecnie europoseł KO Radosław Sikorski. "Powiedz knurze to, co insynuujesz otwartym tekstem. Obiecuję dać szansę udowodnienia w sądzie. A jak nic nie masz albo się boisz, to się zamknij" – brzmi odpowiedź polityka.
Dodamy, że według ustaleń śledztwa "Newsweeka" nagrania z afery podsłuchowej, zanim na stałe wpłynęły na polską politykę, miały zostać sprzedane Rosjanom.
Co ustalił "Newsweek" ws. tzw. afery taśmowej?
Marcin W. w swoich zeznaniach z 2021 r. stwierdził, że to nie Rosjanie zlecali podsłuchy.
Miał opowiedzieć on prokuratorowi o wspólnej wizycie w Kemerowie w Rosji w maju 2014 roku. Wtedy Falenta na godzinę zniknął z Rosjanami, a po powrocie miał stwierdzić, że "sprzedał wszystko".
Jak podał "Newsweek", Marcin W. zaczął zeznania od przytaczania treści gróźb, które kierowali do niego Rosjanie. Były wspólnik Falenty obawiał się o życie własne i swoich dzieci. Rosjanie mieli żądać, by przestał obciążać biznesmena, bo potrzebują go na wolności, by "ich spłacił".
A przed wyjazdem do Rosji w maju 2014 roku Marcin W., który w sprawie miał status małego świadka koronnego, miał dzwonić do Rosjan i pytać, czy są zainteresowani nagraniami kompromitującymi polskich polityków. Potwierdzili, że są.
Falenta i W. spotkali się wówczas z Igorem Prokudinem, głównym udziałowcem KTK, która odpowiadała za handel węglem Rosji z Polską. Prokudin był zaufanym człowiekiem gubernatora Kemerowa, Amana Tułajewa, polityka bliskiego Kremlowi. Miesiąc później "Wprost" i "Do Rzeczy" zaczęły publikować stenogramy rozmów nagranych w warszawskich restauracjach.
Ustalenia "Newsweeka" mogą wskazywać, że ten wątek nie jest szczegółowo badany przez prokuraturę.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.