Donald Tusk zapowiedział w poniedziałek po tekście "Newsweeka", że odniesie się do nowych ustaleń ws. tzw. afery taśmowej. Jak wyraził się lider Platformy Obywatelskiej, to "pisowska afera", a "scenariusz pisany był dla Kaczyńskiego obcym alfabetem".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Newsweek" opublikował tekst z nowymi ustaleniami na temat tzw. afery taśmowej
Jak napisał dziennikarz tygodnika Grzegorz Rzeczkowski, taśmy z nagranymi rozmowami polityków miały zostać sprzedane Rosjanom
Donald Tusk zaznaczył, że odniesie się do sprawy we wtorek (18 października), cytując sam własnego tweeta sprzed ośmiu lat
Jak napisał dziennikarz "Newsweeka" Grzegorz Rzeczkowski, taśmy z nagranymi rozmowami w 2014 roku miały zostać przekazane Rosjanom. Według dziennikarza tygodnika, nie ma dowodów na to, że prokuratura wyodrębniła ten wątek do osobnego postępowania.
"Przykra sprawa. Nie lekceważę jej. We wtorek o 13 odniosę się do niej publicznie. Tak, to o aferze podsłuchowej. Pisowskiej aferze. I o scenariuszu napisanym dla Kaczyńskiego obcym alfabetem" – napisał na Twitterze Donald Tusk.
Według ustaleń śledztwa "Newsweeka" nagrania z afery podsłuchowej, zanim na stałe wpłynęły na polską politykę, miały zostać sprzedane Rosjanom.
Marcin W. w swoich zeznaniach z 2021 r. stwierdził, że to nie Rosjanie zlecali podsłuchy.
Miał opowiedzieć on prokuratorowi o wspólnej wizycie w Kemerowie w Rosji w maju 2014 roku. Wtedy Falenta na godzinę zniknął z Rosjanami, a po powrocie miał stwierdzić, że "sprzedał wszystko".
Jak podaje "Newsweek", Marcin W. zaczął zeznania od przytaczania treści gróźb, które kierowali do niego Rosjanie. Były wspólnik Falenty obawiał się o życie własne i swoich dzieci. Rosjanie mieli żądać, by przestał obciążać biznesmena, bo potrzebują go na wolności, by "ich spłacił".
A przed wyjazdem do Rosji w maju 2014 roku Marcin W., który w sprawie miał status małego świadka koronnego, miał dzwonić do Rosjan i pytać, czy są zainteresowani nagraniami kompromitującymi polskich polityków. Potwierdzili, że są.
Falenta i W. spotkali się wówczas z Igorem Prokudinem, głównym udziałowcem KTK, która odpowiadała za handel węglem Rosji z Polską. Prokudin był zaufanym człowiekiem gubernatora Kemerowa, Amana Tułajewa, polityka bliskiego Kremlowi. Miesiąc później "Wprost" i "Do Rzeczy" zaczęły publikować stenogramy rozmów nagranych w warszawskich restauracjach.
Ustalenia "Newsweeka" mogą wskazywać, że ten wątek nie jest szczegółowo badany przez prokuraturę. Gazeta.pl zwróciła się w poniedziałek rano z prośbą o komentarz do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Do tej pory portal nie otrzymał odpowiedzi.
Tusk w 2014 roku: Przykra sprawa. Nie lekceważę jej
Co ciekawe, taka wypowiedź Donalda Tuska to zacytowanie samego siebie z 2014 roku w tej samej sprawie. Rzeczkowski ujawnił, czego dotyczyły zeznania Marcina W., wspólnika Marka Falenty.