66 proc. kobiet deklaruje, że przyczyną kryzysu w związku prowadzącego do rozstania było pojawienie się dziecka. O pojęciu baby-clash (starcia z noworodkiem) powstały już książki, ale co najważniejsze, takich matek są pełne place zabaw, poczekalnie w przychodniach i bawialnie. Zrzeszają się też w sieci na profilu "żałuję rodzicielstwa", który liczy 11 tysięcy użytkowników. Same, skazane na ocenę bliskich i przyjaciół, bo "przecież widziały gały, co brały". Może i widziały, ale tego, co dzieje się w związku, gdy pojawia się w nim dziecko, nie jest w stanie przewidzieć nikt.
Reklama.
Reklama.
Pary, które trafiają na kozetki psychoterapeutów, często podnoszą, że ich związek zaczął się psuć po pojawieniu się dziecka
Wśród powodów, które pojawiają się jako powód kryzysów, są zmęczenie, tęsknota za dawnym życiem i brak gotowości na drastyczne zmiany, które dzieją się w życiu świeżo upieczonych rodziców
Społeczny obraz macierzyństwa często pomija aspekty rodzicielstwa, które mogą być kompletnie destrukcyjne dla związków
Już widzę komentarze, które pojawiają się pod tym tekstem. "Dziecko to przecież radość i skarb". Albo "wcale nie miałam pod górkę, a wszyscy mówili, że tak będzie ciężko. A nasze małżeństwo kwitnie jak nigdy wcześniej".
Wyprzedzając je, na wstępie dodam, że owszem, dziecko to coś, co zmienia życie w sposób, którego nie da się osiągnąć w żadnych innych okolicznościach. Dziecko to wartość, której nie da się podrobić i uczucia, których nie da się powtórzyć w żadnym innym schemacie, czego jako matka mam świadomość.
Ale jednocześnie dziecko to marzenie, które nie dotyczy wszystkich, a już z pewnością nigdy nie powinno pojawiać się dlatego, że "już na nie pora", czy po to, by próbować naprawić związek.
Tymczasem, jak pokazują zarówno statystyki, jak i historie kobiet, które zderzyły się z rzeczywistością rodzicielską, świadomość tego, co idzie w parze z dzieckiem, jest bardzo niewielka.
"Ciąża to piękny czas!"
Współczesna, świeżo upieczona ciężarna, równolegle do umawiania wizyt położniczych instaluje sobie ciążową apkę i zaczyna obserwować ciążowe treści w mediach społecznościowych.
Że algorytmy działają według określonych reguł, wśród promowanych treści są zwykle te, które obijają się wokół paru zagadnień. To krągłe ciążowe brzuszki w obcisłych sukienkach, "brzuchatki" na wakacjach, przyszłe mamy w wersji fit, promujące aktywne spędzanie czasu nad lazurowym wybrzeżem, trochę diety i sportu oraz masa zabawnych rolek ciążowych, z baby shower i ciążowych sesji zdjęciowych.
Gorzej, kiedy ciąża nie idzie zgodnie z oczekiwaniami. – Niby się o tym słyszy, ale jakoś nigdy nie zakładałam, że to mogę być ja – mówi Marzena, która znalazła się w gronie 10 proc. pacjentek w ciąży zagrożonej przedwczesnym porodem.
Marzena się cieszy, bo nie leżała przez osiem miesięcy, a tylko przez trzy, ale za to w szpitalu, w erze COVID-19, czyli bez odwiedzin. Razem z nią były kobiety, które nie ruszyły się stamtąd nawet przez pół roku.
Jak wspomina Marzena, wiele z nich marzyło, by urodzić zdrowe dziecko, ale myśl o ciele, które przez brak nawet podstawowej aktywności fizycznej bardzo oberwało, nie dokładała optymizmu.
– Przez pandemię nasi partnerzy nie mieli do nas wstępu. Jak myślisz, jak się czułyśmy, wiedząc, że każda z nas ma ekstra 20 albo i 30 kilo? Do tego nasi mężowie nie byli na wakacjach, ale zajmowali się, dość niespodziewanie, dziećmi, które zostały w domu – przytacza Marzena i tłumaczy, że rozumie, że czas jej ciąży był trudny nie tylko dla niej.
Po trzech miesiącach, które Marzena spędziła w szpitalu, była pewna, że jej małżeństwo nie przetrwa. Ona nie czuła się atrakcyjna, a jej mąż był wykończony i sfrustrowany stawianiem czoła pracy i samotnemu wychowywaniu dziecka. Ponad wszystko nie chciał jednak drugiego dziecka.
Dzieci przestawiły życie do góry nogami
Przełom w małżeństwie Agaty również zaczął się po narodzinach drugiego dziecka. Co ważne, też z różnicą niespełna dwóch lat między pierwszym a kolejnym. Przełom jednak w tym przypadku nie jest tożsamy z kryzysem.
Agata, żeby jakoś nadgonić z pracą, którą zawalała przez opiekę nad chorymi dziećmi, poświęcała wieczory i nocki. Wstawała o świcie, bo sprzątanie i pranie też samo się nie zrobi.
– Równie zaangażowany był mój mąż, ale niestety nawet razem nie dawaliśmy rady. Nie mamy dziadków w okolicy, więc byliśmy zdani praktycznie tylko na siebie – wyjaśnia. Ten czas sprawił, że może nie doszli do kryzysu, ale ich związek zmienił się w bitwę, którą toczyli razem. Oberwała relacja między nimi, która z miłosnej i namiętnej zmieniła się w czysto koleżeńską.
"Żałuję rodzicielstwa" na Facebooku rośnie w siłę
Na Facebooku funkcjonuje grupa wsparcia dla rodziców, którzy nie odnaleźli się w rodzicielstwie. Już sama nazwa facebookowej społeczności "żałuję rodzicielstwa" może przerażać. W końcu rodzicielstwo to coś, czego od dziecka jesteśmy uczeni, że nie wolno żałować, choćby z samej zasady.
"Dzieci to błogosławieństwo", "ludzie latami się starają" i inne hasła, które swoim córkom przez lata wbijały do głowy matki, już podświadomie nie dają przyzwolenia na to, by w ogóle dopuścić do siebie myśl o tym, że rodzicielstwa można żałować.
Niestety to, że o czymś się nie mówi, nie oznacza, że tego nie ma. Dowodem jest blisko 12 tysięcy członków na grupie, których ciągle zresztą przybywa. Ale część założenia się wypełniła, bo większość postów dodawanych jest anonimowo. Rodzice chcą więc przyznać się do żalu, ale robią to ze wstydem.
Historii jest masa, ale niemal każda jest na swój sposób traumatyczna.
"Moje życie to walka z nadpobudliwością, 'nieodkładalnością' i szeregiem innych trudnych dla mnie cech mojego własnego dziecka. Byłam naiwna? Jak każdy, kto wierzy, że urodzi zdrowe dziecko. Niestety dopiero potężny kryzys pokazał mi też egoizm męża, który umył ręce od problemu, rodzina ma podejście, że każdy dźwiga swój krzyż i muszę sobie radzić. A ja już nie mogę. Nie daję rady psychicznie. Zaczynam marzyć o tym, aby iść spać i już się nie obudzić (...)" – pisze jedna z użytkowniczek.
"U mnie głęboka depresja poporodowa i psychoza. Chce zostawić synów z ojcem dzieci. Czy jest tu ktoś, kto również nie podołał i zostawił dzieci z tatą?" – pyta inna, również anonimowo.
O tym, że ma już dosyć w prywatnej wiadomości pisze mi również Basia. Dwójka dzieci bardzo poważnie poturbowała jej związek, choć nie taki był plan.
Oczekiwania związane z ukochanym dzieckiem dość poważnie rozminęły się z rzeczywistością. Czas, którego Basia dla męża miała na pęczki, po porodzie skurczył się do minimum. Nie było już kolacji przy świecach i gorących obiadów, które czekały na partnera o każdej porze.
Seks? Proszę cię. Jaki seks...
Basia zwróciła uwagę też na ważną rzecz, jaką była zmiana w jej fizjologii. Jak mówi, po dwóch ciążach sporo przytyła, bo ok. 20 kilogramów, co mąż wytykał jej dość regularnie. Wiedziała, że już mu się nie podoba, a to szło w parze ze spadkiem zainteresowania w łóżku. Jak tłumaczy, seks był coraz gorszy lub nie było go wcale.
– Miałam problem z osiągnięciem orgazmu, więc poszłam do seksuologa. Powiedział, że następnym razem mam przyjść z mężem. Usłyszałam na to, że to ja mam problem, więc on nigdzie nie pójdzie – wyjaśnia Basia.
Łóżko to zreszą problematyczny temat wśród wielu par z "ery po dzieciach". Problemy pojawiają się nawet u zgodnych, bezkonfliktowych par, jak ta którą tworzy z mężem Agata.
– Zawsze się lubiliśmy i dziś jesteśmy po prostu kumplami. Tak zresztą funkcjonuje większość znanych mi udanych par z dziećmi. Jestem przekonana, że gdyby nie wzajemna sympatia, nie byłoby czego składać. Były okresy, że nasza sypialnia zostawał pusta na całe tygodnie, bo każde z nas zasypiało z dzieckiem, któremu akurat czytało do snu – wyjaśnia Agata i dodaje, że jeśli mam zamiar ją pytać o seks w tym okresie, to jedyna jej odpowiedź na to pytanie brzmi: "Proszę cię. Jaki seks!?"
Na spadek libido po porodzie skarży się wiele kobiet i w zasadzie nie ma w tym niczego dziwnego, bo to kwestia fizjologii, co wyjaśnia ginekolog, dr Filip Dąbrowski.
Doniesienie komentuje Agata, która mówi, że seks po porodzie w jej małżeństwie polegał z jej strony na poświęceniu, a ze strony jej męża na zaspokojeniu pierwotnych potrzeb.
– To nie miało nic wspólnego z "kochaniem się". Z mojej strony to chyba był nawet bardziej seks z litości. Bo jak nazwiesz 40 sekund w łazience na stojąco, gdzie odbywasz zwierzęcy stosunek wyłącznie po to, żeby ulżyć facetowi. Nie masz z tego żadnej przyjemności, ale wiesz, że musisz, bo jemu to jest bardzo potrzebne, a w końcu go kochasz – z goryczą wspomina Agata.
Zdrada, by odetchnąć
Choć zwykło się zakładać, że to mężczyźni zdradzają, w przypadku Magdy, to ona zdradziła swojego męża. Jak podkreśla, bynajmniej nie jest z tego dumna, ale z instruktorem z siłowni, na którą zaczęła chodzić rok po drugim porodzie, nawiązała utęsknioną relację.
Kiedy tę historię słyszy psychoterapeutka Cecylia Bieganowska, odpowiada, że ma wrażenie, że podobnych usłyszała już dziesiątki.
– Mąż czy żona kręcą się w sosie codzienności, aż nagle pojawia się "rajski ptak", który de facto wcale nie jest niczym wyjątkowym. Ten ktoś jest po prostu z boku naszej codzienności i nie musi z nami nieść odpowiedzialności i rutyny. Na dodatek to przed nim możemy stworzyć swój inny obraz i zrealizować jakąś inną cząstkę siebie niż ta, która prezentuje się w szarej codzienności – tłumaczy Cecylia Bieganowska.
Ekspertka dodaje, że jeśli związek kuleje już na etapie "przed dziećmi", to dziecko nie jest w stanie go uratować, czy "scementować", jak zwykło się mówić.
Ekspertka dodaje, że sam pomysł, by "posiąść dzieci", jako narzędzie do dokonania czegoś, jest równie zły, co decydowanie się na nie, bo "już przyszedł czas", bo są ludzie, u których ten czas nigdy nie przychodzi.
Perspektywa "dziecka na zgodę"
Agnieszka ma za sobą próbę samobójczą i pięć lat terapii. Do tego doprowadziła ją decyzja rodziców, by w związku z ciążą, której była owocem, związać się małżeństwem.
Agnieszka tak bardzo chciała, żeby rodzice się kochali, że robiła wszystko, żeby tylko nie wzbudzać negatywnych emocji. Kryła się, przyjmowała ciosy i chroniła matkę, by tylko nie przeszkadzać rodzicom w szczęściu, które i tak zepsuła im swoim pojawieniem się na świecie.
– Dopiero terapia pokazała mi jak bardzo to było popieprzone. Jak wiele zabrało mi to ze mnie i ilu problemów się nabawiłam. Nawet ta próba samobójcza była skutkiem mojego przekonania o tym, że nie jestem wystarczająca. W końcu przecież to przeze mnie rodzice się nienawidzą. Gdybym się nie pojawiła przecież by byli szczęśliwi – wyjaśnia.
Agnieszka wyprowadziła się z domu w wieku 24 lat. W tym samym roku jej rodzice wzięli rozwód. Dziś oboje tworzą szczęśliwe związki.
Nasz związek bardzo ucierpiał przez czas, który nas dotknął, a do tego nie mieliśmy kiedy zaleczyć ran, które wyszły przy okazji. Druga ciąża była wpadką, po niespełna roku od narodzin pierwszego dziecka. Każdy miał jakieś swoje potrzeby, których fizycznie nie byliśmy w stanie spełnić, więc dbanie o siebie wzajemnie w ogóle nie miało racji bytu. Teraz jest lepiej, ale te niezaleczone frustracje i wzajemne żale cały czas w nas tkwią. Mój mąż boi się terapii, więc mam poważne wątpliwości, czy jesteśmy w stanie przetrwać.
Marzena
mama dwójki dzieci
Wiadomo, że nam się przy pierwszym dziecku wydawało, że na nic nie mamy czasu i nasze życie jest ciężkie. Ale kiedy pojawiło się drugie, które wbrew pozorom było znacznie mniej wymagające od pierwszego, nasze życie się totalnie przewróciło. Pół biedy, kiedy byłam na macierzyńskim i sprawy związane z młodszym synem wywoływały u mnie wyłącznie dyskomfort. Mam na myśli, że musiałam go położyć tak, żeby jakoś zabrać córkę do przedszkola i żeby nie darł się całą drogę. Za to jak wróciłam do pracy i zaczęło się chorowanie na potęgę, myślałam, że zwariujemy.
Agata
mama dwójki dzieci
Mąż zaczął za to uciekać do pracy. Brał zmiany w taki sposób, żeby jak najmniej czasu spędzać ze mną i najpierw jednym dzieckiem, potem dwójką. Może się wydawać, że "siedzenie z dziećmi w domu" to urlop, ale fizycznie to ciężka, wymagająca praca 24 godziny na dobę. Były momenty, że byłam tak wykończona, że błagałam dziadków, żeby wzięli starszą córkę na kilka dni. To wywoływało wyrzuty, że chcę się pozbyć z domu dziecka. To nie jest stan, który sprzyja czułości, bliskości i budowaniu relacji w małżeństwie.
Basia
Po porodzie następuje naturalny spadek estrogenu, co ma być naturalnym zabezpieczeniem przed szybkim zajściem w kolejną ciążę. Spadek estrogenu wywołuje też zresztą karmienie piersią. Kobiety dotykają też fizjologiczne problemy jak suchość w pochwie. Wówczas cierpliwość ich partnerów powoli się kończy. Docierają do mnie sygnały od pacjentek, że to w tym okresie ich życia doszło do zdrad partnerskich.
dr nauk med. Filip Dąbrowski
ginekolog
Brzmi banalnie, ale w końcu pojawił się w moim życiu ktoś, z kim mogłam porozmawiać o czymś innym, niż przyziemne sprawy życia codziennego. Wszystkie rozmowy z mężem sprowadzały się natomiast nie do naszych zainteresowań, które niemal przestały istnieć, lecz do zakupów, dzieci i szarej codzienności. Tymczasem przy nim mogłam zacząć być kimś sprzed ery dzieci. Mam poczucie, że bardziej niż fizycznie, zdradziłam męża emocjonalnie. Ja poczułam w tym człowieku kogoś, kto mnie zachwycał, a to właśnie tego nie dawał mi mąż. Samo pójście do łóżka mi nie groziło. Ja się zwyczajnie zakochałam.
Magda
matka trójki dzieci
Dziecko nie scementuje związku, choć może zostać przez rodziców użyte w tym celu. Sklejenie związku rodziców, symboliczne przejecie
odpowiedzialnosci za ich emocjonalny dobrostan jest gigantycznym
obciążeniem, którego skutki dziecko poniesie w dorosłości.
Cecylia Bieganowska
Psychoterapeutka
Moi rodzice byli doskonałą parą, która zmieniała się o 180 stopni, gdy tylko zamykały się drzwi naszego domu. Ojciec zmieniał się w przemocowca, a mama była jego ofiarą. Dziś wiem, że przez całe dzieciństwo czułam, że to we mnie jest problem. Czułam, że to ja doprowadziłam ich do sytuacji, że nie są szczęśliwi. Bo skoro zaczynali się zachowywać w koszmarny sposób dopiero w momencie, gdy byli blisko mnie, dla mnie jako dziecka oznaczało to, że problem jest we mnie.
Agnieszka
córka skonfliktowanych rodziców
Gdybym miała coś powiedzieć rodzicom z ery zanim się pojawiałam, chyba bym im powiedziała, że lepiej gdybym się nie urodziła. Dziś wiem że sprowadzenie na świat kogoś, kto będzie zmuszony żyć z ciągłym poczuciem winy,prowadzącego go na skraj życia, jest nieludzkie. Tak samo jak życie z myślą, że zmarnowało się życie rodzicom, jest nieludzkie.