Kobiety w Polsce wciąż nie wiedzą, co zrobić z niechcianym dzieckiem. Wiele z nich decyduje się na drastyczne kroki. Wolą wyrzucić noworodka w reklamówce na wysypisko śmieci, niż urodzić dziecko w szpitalu i zrzec się wszystkich do niego praw.
Reklama.
Reklama.
W pierwszym tygodniu października media obiegły dwie informacje dotyczące znalezienia zwłok noworodków. Jedna informacja dotyczyła Włoch, gdzie dziecko znaleziono w nylonowym worku, druga pochodziła z Polski
W Zabrzu ciałko dostrzegł pracownik tamtejszej sortowni odpadów
W Polsce nadal jest niewielka świadomość tego, że niechciane dzieci można bezpiecznie i bez konsekwencji zostawić w szpitalu lub przekazać do adopcji
W Polsce historia znalezienia wyrzuconych zwłok niemowląt zdarza się średnio kilka razy w roku. Mówimy oczywiście o tych, które przedostają się do mediów. W 2022 były cztery.
W 2021 roku noworodka znaleziono na cmentarzu w Płońsku, a w 2020 ciałka odkryto na wysypiskach w Czerwonym Borze i Sianowie. Na tym drugim było to zresztą kolejne odkrycie. Poprzedni raz pracownicy trafili tam na zwłoki dziecka w 2016 roku. Historie można mnożyć. I tak co roku.
Matka wyrodna?
Jak mówi autor książki "Dzieciobójczynie", Przemysław Słowiński, to nie tak, że kobietami, które zabijają swoje dzieci, kieruje wyłącznie psychopatyczna osobowość, choć to też się zdarza. Są wśród nich jednak również takie, które cechują wysoki stopień niezaradności życiowej i strach. Nie wiedzą, co mają robić lub po prostu boją się tego, co może czekać dziecko. Wówczas śmierć wydaje się wybraniem dla dziecka "mniejszego zła".
Wśród matek są też takie, na które w domu czeka partner, który nie akceptuje dziecka. Zabójstwa lub próby zabójstwa dzieci przez partnerów matek zdarzają się zresztą równie często, co doniesienia o znalezieniach porzuconych na śmietnisku czy w lasach ciałkach.
Przykładów nie trzeba szukać w odległej historii. Na początku października w Człuchowie do szpitala trafił noworodek z raną ciętą szyi. Zatrzymano wówczas 19-letniego ojca. Matka dziecka miała 14 lat.
Świadomość, że partner, na którego skazana jest matka, może zrobić dziecku krzywdę, doprowadza do sytuacji, że kobiety decydują, że nie wrócą z noworodkami do domów. A nawet jeśli już to zrobią, dziecka i tak muszą się pozbyć. W konsekwencji noworodki porzucają w parkach, na ławkach czy szukają innych rozwiązań, które przynajmniej psychicznie pozwolą im poczuć, że wybrały mniejsze zło, a nawet uratowały dziecku życie.
– Kobietom często się wydaje, że jak zostawią gdzieś to dziecko, to je z pewnością ktoś znajdzie i ono przeżyje. Natomiast te działania często są kompletnie nierozsądne – przytacza Magdalena Lesiak, szefowa Archidiecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Łodzi.
I dodaje: – Takim przykładem była dziewczyna, która podrzuciła do łódzkiego szpitala dziecko zamknięte w plecaku. Niestety nikomu o tym nie powiedziała. Kiedy ktoś się zorientował, że plecak najwyraźniej został zostawiony celowo i odkrył, że w środku jest niemowlę, dziecko już nie żyło. Jednocześnie matka zapomniała, że był to jej plecak szkolny, w którym zapisane było imię i nazwisko.
Dzieci pozostawione w szpitalach
Każdego roku w Polsce zostawianych jest w szpitalach około ośmiuset dzieci. To opcja jedna z kilku, na którą matki decydują się z różnych powodów.
Wśród pozostawianych w szpitalach dzieci są zarówno te zdrowe, jak i te z problemami. Zwykle to FAS (zespół wad wywołanych piciem alkoholu przez matkę w czasie ciąży), ale zdarzają się też inne choroby czy wady genetyczne.
– To też nie tak, że matki, które zostawiają dzieci w szpitalach, robią to spontanicznie. One już idąc rodzić wiedzą, że nie chcą tego dziecka – komentuje Magdalena Lesiak.
Dodaje, że powody porzucenia dziecka są różne, dlatego takiej kobiety nigdy nie powinno się oceniać. Zwłaszcza że forma pozostawienia dziecka jeszcze w szpitalu z deklaracją oddania do adopcji, jest jedną z najkorzystniejszych z punktu widzenia dobra dziecka.
– Jeśli matka nie zmieni zdania i po upływie sześciu tygodni od urodzenia "zrzeknie się", czyli wyrazi zgodę na jego przysposobienie w przyszłości przez nieznaną jej rodzinę wskazaną przez ośrodek adopcyjny, dziecko może trafić do adopcji i jest duże prawdopodobieństwo, że uda się dla niego znaleźć nowy, kochający dom – tłumaczy.
Ośrodek adopcyjny opcją numer dwa
Magdalena Lesiak ubolewa, że wiedza o tym, co zrobić z dzieckiem, którego z różnych powodów nie jest się w stanie wychować, jest tak słabo rozpowszechniana.
Ekspertka dodaje, że przekazanie otwartej i jasnej decyzji o zrzeczeniu się praw rodzicielskich, daje szansę na szybkie umieszczenie w kochającej, sprawdzonej i przygotowanej rodzinie adopcyjnej. Rozumie też jednak dylematy.
Oddanie dziecka to w końcu nie to samo, co oddanie do sklepu butów, które nie pasują. Nie jest to też nie decyzja, którą można cofnąć na późniejszym etapie życia. No i nie dotyczy ona też tylko matki, ale i ojca, rodzeństwa i samego dziecka.
To z kolei ciągnie za sobą wiele dylematów, w tym ten, czy kiedyś sytuacja rodziców nie zmieni się na tyle, że będą w stanie zająć się dzieckiem. Tu jednak często pojawiają się problemy.
– Kiedy mówi się o tym, że domy dziecka są pełne dzieci, chodzi głównie o te, które mają nieuregulowaną sytuację prawną – tłumaczy Magdalena Lesiak i dodaje, że w Polsce, w instytucjonalnej pieczy zastępczej przebywa przeszło 16 tysięcy dzieci. Większość z nich nie może być adoptowana, bo ich rodzice żyją, odwiedzają, czasami podejmują próby "naprawienia" swojego życia, żeby dziecko do nich wróciło – wyjaśnia Magdalena Lesiak.
Okna życia opcją ostateczną
Jest jeszcze jedna opcja, która w Polsce funkcjonuje od 2005 roku. To okna życia, których na terenie kraju jest blisko 70.
Większość z nich nadzoruje Caritas, lecz działają przy klasztorach. Nie jest to zabieg przypadkowy, bo w zgromadzeniach sióstr zakonnych zawsze ktoś jest obecny na miejscu, co w tym przypadku jest koniecznością.
Każde otwarcie okna życia uruchamia alarm i całą procedurę, która idzie w parze ze znalezieniem porzuconego dziecka.
Na przestrzeni blisko dwóch dekad, do polskich okien życia trafiło około 150 dzieci. Nadzorujący je z ramienia Caritas Tomasz Kopytowski mówi, że były to skrajnie różne przypadki.
– Zwykle to noworodki, jeszcze ze śladami krwi, owinięte w ręczniki. Kiedyś zdarzyło nam się nawet dziecko owinięte w męski podkoszulek, któremu pępowinę zaciśnięto spinaczem do bielizny. Czasem obok dzieci leżą pamiątki, czasem kartki z krótką informacją "nie mogłam inaczej" lub podobną. Co do zasady jednak są to dzieci kompletnie bez historii – tłumaczy Tomasz Kopytowski, który ma świadomość, że okno życia nie jest najlepszym z rozwiązań.
– Wśród historii dzieci z okien życia była ta, gdzie trafiło do nas dziecko, które ktoś ukradł matce spod sklepu. Nie wiedząc, co ma zrobić, zaniósł je do okna życia. Czasem w oknach życia pojawiają się też dzieci, których pozbyć postanowiła się nie matka, lecz ktoś z rodziny, kto zrobił to wbrew jej woli. To straszne historie, choć mamy świadomość, że gdyby nie okna życia, te dzieci prawdopodobnie byłyby skazane na śmierć – wyjaśnia Tomasz Kopytowski.
Magdalena Lesiak przytacza problemy proceduralne, które zdarzają się przy okazji dzieci z okna życia.
– Kiedyś mieliśmy styczność z sytuacją kobiety, która oddała do okna życia dziecko, któremu wyrobiła wcześniej akt urodzenia. Po kilku latach o dziecko upomniał się urząd, który chciał ustalić, gdzie dziecko chodzi do szkoły. W konsekwencji nie miała żadnego dowodu na to, że oddała to dziecko, a nie na przykład je zabiła – przytacza.
Koronnym argumentem zwolenników okna życia jest jednak to, że dzieci podrzucane do okien życia nie rodzą się zwykle w szpitalach, przez co nie mają szans być w nich pozostawione, nie mówiąc już o wyobrażeniu skali trudności, jaka idzie w parze z przekazaniem dziecka do ośrodka adopcyjnego.
"Jestem nikim znikąd"
Największym problemem dzieci z okien życia jest jednak brak tożsamości. Nie mają imion, daty urodzenia, nie mówiąc już o takich kwestiach jak pochodzenie, czy historia rodziny.
– Pracownicy ośrodków adopcyjnych mają styczność z dorosłymi ludźmi, którzy zostali porzuceni w oknach życia. Bardzo często odbija się to na nich w dorosłości, bo tylko znajomość własnej historii, poukładanie jej, pogodzenie się z nią i przebaczenie daje szansę na "zdrowe" dalsze życie. Tymczasem pozostawienie dziecka w oknie życie fałszuje jego tożsamość, pozbawia historii i korzeni – tłumaczy Magdalena Lesiak.
Archidiecezjalny Ośrodek Adopcyjny w Łodzi stworzył katalog dobrych praktyk. Zachęca się w nim osoby, które pracują z dziećmi, które zostały pozostawione w oknach życia do tego, by te dokumentowały każdy dzień z ich życia.
Dzięki zbieraniu i tworzeniu pamiątek oraz dokumentowaniu ich historii, pogodzenie się kiedyś z trudną przeszłością może stać się dla nich łatwiejsze.
W październiku 2015 roku Komitet Praw Dziecka ONZ, po analizie raportów z realizacji Konwencji o prawach dziecka w Polsce wezwał Polskę do zakazania korzystania z okien życia, uznając, że stanowią one naruszenie Konwencji o prawach dziecka w aspekcie prawa dziecka do tożsamości.
Okna życia funkcjonują nie tylko w Polsce, lecz także w innych krajach na całym świecie, wśród których są także sąsiadujące z Polską Niemcy i Czechy. W Wielkiej Brytanii i Holandii tworzenie okien życia uznano za nielegalne.
Matki nie wiedzą, że do ośrodka można się zgłosić, już będąc w ciąży i powiedzieć, że jest się w trudnej sytuacji życiowej, że rozważa się decyzję o oddaniu. Specjaliści proponują wówczas różne rozwiązania i nigdy nie oceniają i nie naciskają, bo decyzja należy do matki czy rodziców biologicznych. Kobiety boją się jednak, że zostaną poddane ocenie, będą się musiały tłumaczyć, boją się też spraw formalnych np. czy podjęte zostaną wobec nich jakieś kroki prawne. Kobiety boją się również o przyszłość – o to, jak będą żyły z taką stratą, co powiedzą dzieciom, które pozostają przy nich, co powiedzą oddanemu dziecku, które w przyszłości je odszuka i zapyta "dlaczego?". Wszystko wyjaśniamy i towarzyszymy matce na każdym etapie. Po oddaniu dziecka ośrodki oferują również pomoc terapeutyczną .