"Takiej bezczelności legislacyjnej jeszcze nie było", "Legalizacja bezprawia" – reagują prawnicy i nie tylko. Projekt ustawy ws. abolicji dla samorządów za wybory kopertowe poruszył Polaków i wywołał grozę, ale może też wsadzić kij w mrowisko samorządów, bo szybko rozległo się, że PiS chce "ratować swoich". Dotarliśmy do wójta Wapna, który jako jedyny w Polsce został skazany za wybory kopertowe. Nie jest ani członkiem PiS, ani PO. Jak on odbiera pomysł z abolicją? A jak oceniają go inni?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W 2020 roku część samorządowców przekazała spisy wyborców Poczcie Polskiej
– Nawet jeszcze nie obowiązywała ustawa o wyborach kopertowych. Nie mieli kompetencji, żeby podejmować takie działania. A teraz z mocą wsteczną PiS chce zalegalizować ich postępowanie – tłumaczy prawnik Mikołaj Małecki
– Zastanawiałem się, jaki sposób wymyślą, żeby ich uratować i myślałem, że niewiele rzeczy już mnie zaskoczy. Tego nie przewidziałem – reaguje burmistrz Kęt, który wtedy spisu nie przekazał
Watchdog Polska złożył zawiadomienia do prokuratury ws. kilkuset włodarzy, którzy przekazali dane. Dotychczas zapadł jeden wyrok
– Jestem jedyną twarzą tego wszystkiego. Jestem tą twarzą od dwóch lat i nie wiadomo jeszcze, jak długą nią będę, bo jestem jedynym włodarzem, który został skazany prawomocnym wyrokiem – mówi naTemat wójt gminy Wapno Maciej Kędzierski. Czy dziś żałuje, że przekazał listy wyborców Poczcie Polskiej?
– Ja im dam abolicję! – tak reaguje na to w rozmowie z naTemat burmistrz Kęt w Małopolsce. W 2020 roku postawił się majowym wyborom kopertowym, odmówił podpisania wyborczego zarządzenia i nazwał je barbarzyństwem. Żadnych list wyborców nikomu wtedy nie przekazał.
Teraz zaśmiał się na wiadomość o projekcie nowej ustawy PiS.
– W 2020 roku prawnicy byli jednomyślni. Nie znam opinii prawnika, który wtedy twierdziłby, że te dane należy przekazać. Pamiętam, jak na nas pohukiwano i straszono, że zostaniemy za to rozliczeni. Część samorządowców się ugięła, złamała prawo, przekazała spisy. I teraz w majestacie prawa ma być dla nich wielka abolicja? Zastanawiałem się, jaki sposób wymyślą, żeby ich uratować i myślałem, że niewiele rzeczy już mnie zaskoczy. Ale tu poszło z grubej rury. Tego nie przewidziałem – mówi Krzysztof Klęczar.
Burmistrz zaznacza, że nikomu nie życzy więzienia, czy odpowiedzialności dyscyplinarnej. W samorządach są trudne czasy, powinni trzymać się razem.
– Ale mam mieszane uczucia. Pełnienie funkcji wójta, burmistrza czy prezydenta, wymaga odwagi. Pod tym kątem uważam, że jest to średnio uczciwe i sprawiedliwe. Bo wtedy część z nas, samorządowców, miała odwagę stanąć po stronie prawa – mówi.
Z jego perspektywy najnowszy pomysł PiS wygląda tak.
– To jest bezczelne pokazanie, że prawo prawem, a my i tak obronimy tych, co stanęli po naszej stronie. Że przy następnym głupawym poleceniu, które zostanie wydane, każdy samorządowiec ma mieć z tyłu głowy: Jak nie wykonasz polecenia, to będziemy cię straszyć komisarzem, nie damy pieniędzy. Ale jak wykonasz polecenie to – nieważne, że prawnicy mówią, że to nielegalne – my zrobimy ustawę i cię uratujemy – mówi burmistrz.
– Mamy słyszeć: Nie bójcie się, nie przejmujcie, słuchajcie nas dalej. To jest chore. Bo albo są przepisy, albo ich nie ma. A jeśli są, to powinny dotyczyć wszystkich – dodaje.
Cieszy go tylko to, że tą abolicją niejako przyznano rację tym, którzy stanęli po stronie prawa: – W majestacie prawa oficjalnie potwierdzono właśnie, że polecenie wydane przez wicepremiera samorządom, egzekwowane pod karą groźby, było niezgodne z prawem. To pokazuje, że coś w tym państwie jest nie tak.
Prawnik o pomyśle PiS na abolicję
Gorzka to jednak refleksja i radość. Prawnicy, konstytucjonaliści, politycy, zwykli ludzie nie zostawiają na pomyśle suchej nitki. Wytykają, że PiS wziął się za coś takiego, gdy kraj ma inne problemy, gdy ludzie borykają się ze skutkami kryzysu energetycznego i trwa wojna w Ukrainie itp. Ostrzegają też, jak bardzo niebezpieczny precedens tworzy projekt tej ustawy.
– W trakcie przygotowań do wyborów prezydenckich w 2020 roku niektórzy samorządowcy bez podstawy prawnej przekazywali Poczcie Polskiej spisy wyborców. Ale wtedy nawet jeszcze nie obowiązywała ustawa o wyborach kopertowych, która dopiero była w trakcie procesu legislacyjnego – komentuje dr hab. Mikołaj Małecki, prawnik z UJ.
– Nie mieli kompetencji, żeby podejmować takie działania. A teraz z mocą wsteczną PiS chce zalegalizować ich postępowanie, a jednocześnie dać abolicję dla tych, którymi zajmują się już sądy. Tak być nie może. To naruszenie Konstytucji. Władza nie może dać samej sobie abolicji od naruszania konstytucji – dodaje.
Prawnik zwraca uwagę na to, jak w ogóle projekt tej ustawy jest napisany.
– Coś takiego jeszcze nie miało precedensu. Napisali to w czasie przeszłym, że wójt czy burmistrz "nie popełnił przestępstwa”. Czyli co chce zrobić PiS? Osądzić konkretne czyny w zastępstwie sądu. To w gruncie rzeczy nie jest ustawa, która ma tworzyć jakąś ogólną normę prawną – podkreśla.
I dodaje: – To wygląda tak, jakby poseł czy posłanka wskazywali palcem: ten i ten nie popełnił przestępstwa. Nie od tego jest Sejm, żeby osądzać z mocą wsteczną, czy doszło do naruszenia prawa. To nie ma nic wspólnego ze standardami demokratycznego państwa prawa i kompetencjami parlamentu
W komentarzach internetowych wściekłość. Ludzie zastanawiają się, do czego to doprowadzi. Pytają, czy taka abolicja to początek, czy nie będzie tak, że PiS zacznie wprowadzać kolejne, by zapewnić sobie bezkarność za ostatnie siedem lat.
– Od 2020 roku były różne próby zalegalizowania bezprawnych działań władzy. Ale czegoś takiego za rządu PiS jeszcze nie było – mówi prawnik.
– Nie wiem, na ile to zagrywka polityczna, żeby w tym momencie wywołać burzę medialną, a na ile chcą na serio wprowadzić te przepisy. Tak czy inaczej, musimy trzymać rękę na pulsie, bo jeśli nie będziemy, to nagle się okaże, że przepis zostanie uchwalony, a potem kolejny i kolejny, i władza będzie bezkarna. I obudzimy się w państwie z absolutnie bezkarną władzą, która będzie mogła robić, co jej się tylko podoba – podkreśla.
Składali zawiadomienia do prokuratury
Rękę na pulsie ws. wyborów kopertowych od dwóch lat trzyma w Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Jej prezes na pomyśle z abolicją nie zostawia suchej nitki.
– To bezkarność plus. Całościowo wprowadzono system kompletnej bezkarności władzy publicznej. Wielokrotnie robiliśmy krok ku przepaści, ale to jest już chyba wisienka na torcie. Kolejne bezpieczniki są wyłączane, jeśli chodzi o państwo prawa, ale to jest sytuacja, której się nie spodziewałem. To jest po prostu bezczelne – komentuje Szymon Osowski, prezes organizacji.
– Jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, jest to skandaliczna historia. To precedens, który daje zielone światło władzy, żeby łamała prawo. Pokazano, że kumpli trzeba ratować. Że ktoś może powiedzieć: kumple i tak stworzą takie prawo, że nie będę za to odpowiadał. Jak w jakimś państwie mafijnym – dodaje.
Watchdog Polska od 2020 roku intensywnie zajmuje się samorządowcami, którzy wtedy złamali prawo. W tym czasie w sprawie niemal wszystkich gmin, które przekazały dane Poczcie Polskiej, złożyli zawiadomienia do prokuratury o popełnieniu przestępstwa.
– Prokuratury nie bardzo wiedzą, co z tym robić, więc politycy wpadli na genialny pomysł – po prostu napisać, że ci, którzy złamali prawo, jednak go nie złamali. A nawet nie tylko, że nie popełnili przestępstwa, tylko – co też jest w tych przepisach – wyroki, które zapadły, ulegają zatarciu. A wszystkie postępowania, które się toczą, mają być zakończone – mówi Szymon Osowski.
Takich zawiadomień złożyli ok. 470. Ponad 200, jak przekazał, jest w toku.
– To politycy naciskali na samorządowców, żeby łamali prawo przy wyborach kopertowych – to byli wojewodowie, premier, instytucje państwowe, bo wypowiedziało się też PKW i prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, czyli jakby całościowo państwo naciskało, żeby łamać prawo. Część samorządowców to zrobiła. W tej chwili ci, którzy to zrobili, muszą za to odpowiadać. Doprowadziliśmy do jednego wyroku, w którym została stwierdzona wina jednego z wójtów – opowiada.
Wójt Wapna – jedyny z prawomocnym wyrokiem
Ten wójt to Maciej Kędzierski z gminy Wapno w województwie wielkopolskim. W rozmowie z naTemat mówi o sobie: – Jestem jedyną twarzą tego wszystkiego. Jestem tą twarzą od dwóch lat i nie wiadomo jeszcze, jak długą nią będę, bo jestem jedynym włodarzem, który został skazany prawomocnym wyrokiem. Zgadzam się z tym wyrokiem. Od tego sądy, żeby orzekać.
Sąd uznał, że złamał prawo, a on to przyjął. Nie myślał nawet o apelacji, ale ciekawostką jest to, że apelację w jego sprawie do Sądu Okręgowego w Poznaniu złożyła o prokuratura.
Wyrok zapadł, ale postępowanie zostało umorzone na okres próbny 12 miesięcy. – Jeśli w tym czasie złamałbym prawo w podobnej tematyce, to w takim przypadku postępowanie zostałoby odwieszone i pewnie zakończyłoby się surową karą, np. pójściem do więzienia – mówi wójt.
Gdyby ustawa o abolicji weszła w życie, zapewne nastąpiłoby zatarcie jego wyroku. Ktoś zasugerował nawet, że mógłby pozwać premiera. – Po co miałem dalej toczyć tę sprawę? W imię czego? – odpowiada na to.
– Stricte po ludzku nie zmienia to niczego. Osoba publiczna w postaci wójta ponosi odpowiedzialność społeczną. I to tak naprawdę jest moja kara. Moim kosztem był koszt społeczny, który poniosłem. Sąd stwierdził, że złamałem prawo, jestem przestępcą. To poszło do mediów. To co miałoby to w moim przypadku zmienić? – pyta wójt Wapna.
Czy dziś żałuje, że przekazał spis wyborców?
– Z jednej strony żałuję, z drugiej strony mam żal. Bo jeśli mamy sąd rejonowy, do którego trafiają trzy takie sprawy z powiatu wągrowieckiego, na tej samej bazie dowodowej, a sąd wydaje dwa różne, skrajne, sprzeczne ze sobą orzeczenia? To daje do myślenia. Mijają dwa lata od tych wyborów, jestem osobą skazaną prawomocnym wyrokiem, a reszta wójtów i burmistrzów, która przekazała dane, nie jest – odpowiada Maciej Kędzierski.
Przez dwa lata już się do tego przyzwyczaił. – Najgorszy był pierwszy dzień, kiedy dowiedziałem się, że w ogóle postępowanie się toczy w Sądzie Rejonowym w Wągrowcu – z mediów społecznościowych, o godz. 18., jedząc kolację z żoną. Teraz najgorzej się czuję w stosunku do mieszkańców. Tylko to mnie boli – opowiada.
Jego przykład pokazuje, jak nie należy zero-jedynkowo traktować wszystkich samorządowców, którzy wtedy przekazali spisy Poczcie. Wśród tego grona nie są tylko ci, którzy współpracują z PiS.
Wójt Wapna nie jest ani członkiem PiS, ani PO. Mówi o sobie, że stoi pośrodku. Jego gmina ma nieduży budżet, nie stać go na to, żeby za każdym razem zwracać się do swojej kancelarii prawnej o analizę prawną.
Dlaczego przekazał spis wyborców?
– Do mnie zwrócił się wojewoda. Stwierdził, że przekazanie spisu wyborców jest prawnym obowiązkiem włodarza. W rządzie jest biuro legislacyjne, w którym siedzi masa prawników. Jeśli żyjemy w środku Europy, w państwie, które należy do UE, to jeśli włodarz, czy obywatel nie może zaufać wojewodzie, czy premierowi, to komu w takim razie ma w tym momencie zaufać? Nie ważne, kto byłby przy władzy, jaka opcja polityczna. To pytanie otwarte jest cały czas: do kogo w tym kraju można mieć zaufanie? – odpowiada.
Pytam, jak będzie się czuł z tym, jeśli faktycznie abolicja weszłaby w życie. Mówi, że nie wie.
– Nie odpowiem pani na to pytanie. Nie wiem, na tę chwilę jak będę się czuł, jeśli ten wyrok zostanie zatarty. Pod względem społecznym nie zmienia to u mnie nic, bo przez dwa lata, mówiąc potocznie, byłem na tapecie. Komentarze były różne, łącznie z tym, że jestem przestępcą. Pod tym względem nie zmienia to nic. A pod względem prawnym? W tej chwili nie wiem, jak się do tego odnieść – odpowiada.
Jak mogą odczuć to samorządowcy
Już dziś można sobie wyobrazić jakie podziały – pomijając wszystkie aspekty prawne, konstytucyjne i polityczne – może to wszystko stworzyć w samorządach.
Szymon Osowski uważa, że w całej tej abolicji samorządowcy są kozłami ofiarnymi. Łatwo sobie wyobrazić, jak mogą być wytykani palcami:
– To będzie duża łatka. Boję się, że duża część społeczeństwa odbierze to tak, że samorządowcy przekazali te dane i trzeba ich teraz chronić. A na 2,5 tys. samorządów przekazało je tylko 500, co pokazuje skalę. Ale zaraz będzie obraz, że samorządowcy coś źle zrobili i teraz trzeba ich ratować. Że to przestępcy.
Zygmunt Frankiewicz, senator i szef Związku Miast Polskich ocenia: – To nie jest takie jednowymiarowe. Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci, przy tzw. wyborach kopertowych zostali postawieni w sytuacji kompletnie nie do pozazdroszczenia. Czyli takiej, że co nie zrobią, będzie źle. Z jednej strony byli informowani przez takie organizacje, jak Związek Miast Polskich, że nie mają podstaw prawnych do wydania spisów i mogą za to ponosić odpowiedzialność. A drugiej strony rząd straszył ich konsekwencjami w przypadku niewydania tych list.
W 2020 roku, jak przypomina, i ZMP, i Unia Metropolii Polskich, przygotowały pełną informację, co w takiej sytuacji powinni zrobić.
– Zachęcaliśmy do tego, żeby wszyscy postępowali jednolicie, bo wtedy będzie mniejsze ryzyko i polityczne i prawne. Ci, którzy się wyłamali, albo współpracowali z PiS, albo się przestraszyli. Wszystko jedno,z jakiego powodu to zrobili. Teraz ponoszą konsekwencje – mówi.
O samej abolicji mówi: – To już jakby metoda bezkarności osób, które traktują państwo jak własny folwark. Jest systematycznie stosowana. Takich przypadków jest wiele. Dla kogo uchwalamy to prawo? Jak się czują ci, którzy w trudnych warunkach przestrzegają litery prawa? Oni wychodzą na jakichś frajerów.
Senator zauważa też, że mamy do czynienia z identyczną sytuacją jak teraz w kwestii węgla: – Rząd zmusza samorządy do sprzedaży węgla. Już, natychmiast miały udzielić odpowiedzi, czy go przyjmą. To jest nielegalna działalność, nie ma do tego podstawy prawnej. W ustawie, która jest procedowana, też jest zapis o abolicji. Premier na spotkaniu z nami mówił, że prawo musi zadziałać wstecz, bo ci, którzy zareagowali na ich apel i podjęli się sprzedaży węgla, to mogą mieć problemy prawne. Czyli premier był świadomy, że zmuszał ludzi do łamania prawa.
W państwie prawa podstawowa zasada mówi, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Nie można po dwóch latach legalizować bezprawnego działania władzy z mocą wsteczną, bo prowadziłoby to do ominięcia konstytucji.
dr Mikołaj Małecki
prawnik
Takie sytuacje, szczególnie w państwie demokratycznym, w ogóle nie mają prawa się zdarzać. 98 proc. winy leży po stronie rządzących, dlatego że nie powinni doprowadzać do sytuacji, kiedy zmuszali ludzi do łamania prawa.