
Chemseks ma wzmacniać doznania, ośmielać, odblokowywać ludzi, pozwalać przekraczać im ich granice. Pojawiają się pożądanie, pobudzenie, ale razem z nimi masa zagrożeń i niebezpieczeństwo, o których w naTemat mówi seksuolog, psycholog, psychoterapeuta Andrzej Gryżewski.
Czym właściwie jest chemseks?
Chemseks oznacza stosowanie środków psychoaktywnych do aktywności seksualnej. Najczęściej są to różnego rodzaju narkotyki – niektórzy sięgają po kokainę albo amfetaminę, inni palą marihuanę w dużej ilości, haszysz, a jeszcze inni biorą mefedron, GBL czy też tzw. poppersy. Te ostatnie kiedyś funkcjonowały głównie w świecie gejowskim, ale teraz są popularne i w świecie heteroseksualnym.
Substancje te są stymulantami do seksu, np. poppersy rozluźniają zwieracze i powodują nabuzowanie, przy mefedronie obserwujemy duże pobudzenie erotyczne. Problem jest jednak taki – wiemy to z badań – że około 90 proc. osób, które decydują się na chemseks, nie zabezpiecza się podczas przypadkowego seksu. A jak wiadomo jest to ryzykowne, ponieważ można zarazić się HIV.
Część osób lekceważy zagrożenie, tłumacząc sobie, że zabezpiecza się przed zakażeniem biorąc PrEP (profilaktyka przedekspozycyjna; stosowanie leków przeciwwirusowych). Zapominają jednak, że są inne choroby przenoszone drogą płciową – choćby brodawczak, który powoduje zmiany skórne, kiła, która może zaatakować ośrodkowy układ nerwowy.
Chemseks, jak sam pan wspomniał, to też przygodny seks. Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z różnego rodzaju środkami psychoaktywnymi, istnieje też ryzyko gwałtu?
Wiele osób uważa, że chemseks to sytuacja, gdy np. para do seksu bierze jakieś środki stymulujące, jednak chemseks to też pigułki gwałtu. Gwałt w świecie gejowskim też się zdarza i nie można tego lekceważyć.
Jest młody gej, majętny – albo dostał mieszkanie od rodziców, albo babcia w spadku zostawiła jakąś nieruchomość, albo, mam wielu takich pacjentów, otworzył swój startup i dobrze funkcjonuje – ale jednocześnie są też osoby, które chcą czerpać korzyści materialne z takich znajomości.
Mogą to być seksworkerzy lub też ktoś, kogo można określić tulipanem, czyli geje lub biseksualni mężczyźni, którzy chcą kogoś wykorzystać. Mogą podać pigułkę gwałtu, żeby tej drugiej osobie odcięło świadomość, a później nie dość, że zgwałcić, to jeszcze okraść – niektórzy mają przy sobie terminal – albo zrobić kompromitujące zdjęcia, żeby później szantażować.
Często słyszę, że ktoś siedzi w domu, jest 22, jest piątek, nudzi się, więc myśli sobie "Dobra, sprowadzę kogoś na chemseks. Weźmiemy i będziemy się dobrze bawili". Zaprasza osobę, której w ogóle nie zna, której widział tylko zdjęcie, ale przecież nie ma pewności, czy na fotografii rzeczywiście jest ta osoba. W takich sytuacjach może dojść do nadużycia, do gwałtu, do przemocy, do pobicia, do próby zastraszenia.
Nie twierdzę, że większość takich sytuacji kończy się nadużyciem, bo rzeczywiście raczej to mniejszość – ludzie, ci, którzy zakładają fejkowe konta, kryminaliści, wiedzą, że policja szybko może ich namierzyć. Natomiast takie dramatyczne sytuacje się zdarzają.
Na początku mojej kariery seksuologicznej, 17 lat temu, pracowałem w Instytucie Seksuologii Sądowej, gdzie do spraw karnych badaliśmy oskarżonych o różnego rodzaju czyny. Pamiętam pacjenta, który mówił, że nie wie, dlaczego został złapany, ktoś go oskarża o złe rzeczy, ale on tylko wpadł do kolegi porozmawiać.
W pewnym momencie zapytał, czy może mi coś powiedzieć poza oficjalnym wywiadem. Odpowiedziałem, że nie, że czegoś takiego nie praktykuję i jestem tutaj w konkretnym celu. Wtedy uznał, że mimo wszystko wyjawi prawdę: "Pan i tak wie, że jestem oskarżony o zabójstwo tego faceta, do którego przyszedłem. Przeciwko mnie świadczy fakt, że w jego odbycie znaleziono moją spermę... Tak, przyznaję, to ja zabiłem".
Takie sytuacje się zdarzają nie tylko na Netflixie w filmie o Dahmerze. W realnym życiu, w mojej pracy zawodowej, miałem do czynienia z osobami, które zabijały inne osoby, a wcześniej gwałciły.
Mitem jest, że chemseks dotyczy tylko gejów?
Mit jest taki, że stosują to tylko geje albo szersza grupa – MSM (mężczyźni uprawiający seks z innymi mężczyznami). Widzę, że dużo par heteroseksualnych korzysta z chemseksu w swojej sypialni. Nudzi im się w łóżku, mają poczucie, że gadżety erotyczne nic nie wniosą, więc przerzucają się na to. Z chemseksu korzysta też wielu swingersów i singli. Ci drudzy potrzebują środków psychoaktywnych do masturbacji.
Ma pan też doświadczenie w pracy z osobami uzależnionymi. Czy uzależnieni od chemseksu często przekonują, nawet samych siebie, że to tylko takie rekreacyjne?
Z moich obserwacji wynika, że znacząca większość osób, które obecnie są uzależnione od chemseksu, zaczynała właśnie od uprawiania go rekreacyjnie. Chcieli mieć rzeczywistość plus. Chcieli przeżyć coś więcej, coś innego. Chcieli się spotkać, ale tak, żeby coś było tematem spotkania.
My mężczyźni zwykle spotykamy się pod sztandarem czegoś. Z kimś obcym jesteśmy w stanie spotkać się na squasha, na postrzelanie na strzelnicy itd. I tak samo wielu gejów by się nie spotkało, gdyby nie było jakiegoś tematu, konkretnego powodu, a tak mogą stwierdzić, że spotkają się na wspólne palenie marihuany lub wspólne branie mefedronu. To tworzy coś w rodzaju poczucia bezpieczeństwa, w ramach którego pojawiają się czynności seksualne.
A co z tym uzależnieniem?
Na początku wiele osób ma poczucie, że jest to branie rekreacyjne. Później, gdy mija kilka miesięcy, gdy zaczynają dostrzegać, że może nie jest to już do końca coś rekreacyjnego, zaczyna się faza uzależnienia. Mija kolejnych kilka miesięcy i pojawiają się problemy zdrowotne.
Większość tego, co wymieniłem na początku naszej rozmowy, to czysta chemia. Różnego rodzaju dopalacze tworzone bez żadnych testów. Substancje, przy których nikt się nie zastanawia, czy to jest zdrowe, czy nie. Ma kopać, sponiewierać i tyle.
Często są to substancje, którymi się czyści różnego rodzaju sprzęty mechaniczne, silniki, głowice wideo itd. Substancje, które służą do odtłuszczania. Są bardzo toksyczne dla organizmu. Ich zażywanie może prowadzić do zatrucia, a że organizm broni się przed toksyną na różne sposoby, to efektem ubocznym zatrucia są również urojenia, stany pobudzenia itd.
W nowym wydaniu książki "Jak facet z facetem" razem z Przemysławem Pilarskim poruszacie panowie temat chemseksu. W rozdziale mu poświęconym pada również zdanie, że chemseks może powodować zmiany w mózgu.
Tak. To w ogóle jest dosyć standardowa sytuacja, którą się widziało, kiedy policja jeszcze się nie zabrała za sklepy z dopalaczami. Osoby po spożyciu np. czołgały się po asfalcie albo pływały po nim, zdzierając sobie kolana, łokcie, bo były w zupełnie innym świecie.
Zazwyczaj tacy doświadczeni użytkownicy dopalaczy umawiają się, że jeśli spotyka się ich trzech, to dwóch ćpa, a jeden pilnuje. A jeśli spotykają się we dwóch, to jeden ćpa, a drugi pilnuje. Gdy dwie osoby są pod wpływem, np. przy mefedronie, może to skończyć się bójką albo jakąś inną przemocą.
Chemseks przyszedł do Polski z Wielkiej Brytanii. Czy da się rozmawiać o skali tego zjawiska u nas?
Mam takie poczucie, że to coraz bardziej narasta, ale nie tylko w świecie gejowskim, narasta ogólnie w świecie. Dużo osób eksperymentuje. Dużo osób stosuje narkotyki, również wprowadzając je do swojego życia seksualnego, by odreagowywać napięcie.
W świecie heteroseksualnym, w świecie biznesu, ultrapopularna jest kokaina. Ponad 50 proc. moich klientów korzysta z niej, bo ich pobudza, dzięki czemu mogą ciężej pracować. Niektórzy stosują narkotyki lub inne środki stymulujące po to, by odciąć się od życiowych stresów.
Do niedawna seks nie był formą odreagowania ze względu na to, że do seksu potrzebne były takie fundamenty jak bezpieczeństwo, spokój, dobrostan, ale teraz, dzięki chemseksowi, można uprawiać seks bez względu na nastrój. Wiele osób, niestety, zaczyna z tego korzystać.
Bo chemseks to przekaczanie swoich granic, wzmocnienie doznań?
O to właśnie chodiz. Dzięki chemseksowi ludzie są w stanie być wysoko reaktywni, bardzo pobudzeni seksualnie. Wreszcie się odblokowują. Pojawiają się podniecenie, pożądanie, wzwód, a nawet erekcja, jeśli biorą dodatkowo np. wiagrę.
Smutne jest to, że te osoby chcą dostrzegać głównie ograniczoną czasowo perspektywę. Liczy się natychmiastowa gratyfikacja, a nie to jak to na mnie podziała za kilka miesięcy, za kilka lat.
Stosowanie narkotyków, różnego rodzaju dopalaczy, kończy się często psychozą. Ktoś może się odkleić od rzeczywistości, widzi rzeczy, których nie ma, coś mu wędruje pod skórą, widzi drzwi w podłodze, uważa, że inne osoby chcą mu zaszkodzić, obgadują go.
W przypadku chemseksu terapia ma wyleczyć z seksoholizmu, z uzależnienia od narkotyków, czy może ma pomóc jeszcze inaczej?
To jest bardzo trudne, bo łączy parę różnych aspektów. Specjalista, który zająłby się takim przypadkiem, powinien mieć wiedzę z kilku obszarów, w których zazwyczaj ludzie nie specjalizują się jednocześnie. Musi być psychoterapeutą, żeby wiedzieć, o co chodzi w mechanizmach obronnych, w stylach radzenia sobie z napięciem i stresem. Musi mieć wiedzę z terapii uzaleznień i musi mieć wiedzę seksuologiczną.
Ja świetnie sobie radzę z pacjentami, którzy są uzależnieni od chemseksu, ponieważ łączę te trzy kierunki. Natomiast większość terapeutów na rynku nie ma takich szerokich kompetencji. Albo brakuje im wiedzy o seksualności, albo są terapeutami uzależnień, ale nie mają wiedzy psychoterapeutycznej, albo są super psychoterapeutami, ale nie mają wiedzy z terapii uzależnień czy z seksuologii.
