Mariola chodzi na zakupy z "najlepszą przyjaciółką", którą nazywa taszą. To kluczowy element jej wypadów, bo dzięki taszy zarabia nawet kilka tysięcy złotych dziennie. Tasza to torba, która wyłożona jest w środku folią aluminiową. Dzięki niej rzeczy schowane w środku zwykle nie piszczą na bramkach. Rzeczy z najnowszej kolekcji sprzedaje z metką, alarmem i rabatem do 60 proc.
Reklama.
Reklama.
Na przestrzeni roku liczba kradzieży w polskich sklepach wzrosła o ok. 28 proc.
U złodziei, którzy kradną na zlecenie, można zamówić ubrania lub perfumy.
Proceder jest rozpowszechniony przez internetowe platformy sprzedażowe, na których można łatwo sprzedać pochodzące z kradzieży przedmioty.
Klienci trafiają do Marioli drogą pantoflową. Dziś jest ich tylu, że nie musi szukać nowych. Wśród nich jest Andrzej, który co prawda już skończył z kupowaniem rzeczy od złodziei, bo wie, że zamiast poprawiać sytuację i walczyć z systemem, tylko wspiera patologię.
Zaprosił jednak Mariolę do siebie, żeby pokazać mi, jak faktycznie wyglądają łupy i jaka jest skala ich zbytu. Fakt, że Mariola jest w stanie pozbyć się kilku wielkich toreb ubrań w jeden wieczór, pokazuje, ilu jest ludzi, którzy kupują od złodziei.
Rodzinne usuwanie klipsów z ubrań
Mariola siedzi w kuchni u matki Andrzeja i w towarzystwie innych domowników prezentuje ubrania. Wszystkie mają metki i "alarm", czyli plastikowego klipsa, który piszczy na sklepowych bramkach. Na to, by tak się nie działo, są jednak sposoby.
Mariola odczepia klipsy z ubrań, gdy klient zdecyduje się na zakup. Robi to zapalniczką i śrubokrętem. Idzie nawet sprawnie, choć jeden z klipsów wyjątkowo mocno trzyma. Trzeba użyć noża. Mariola robi to ostrożnie, bo nie chce uszkodzić sweterka, na który już czeka siostra Andrzeja.
Mariola kradnie to, co jej się uda, ale też można jej wcześniej wysłać link z produktem. Wtedy poluje na konkretną rzecz. Sprzedaje ją z rabatem 50 proc. od ceny na metce. Przy większych zakupach można negocjować.
Pełen przekrój złodziei
Marysia jest z drugiej strony barykady. Jest menadżerką z wieloletnim stażem w sieciówce znanej marki odzieżowej. Złodziei i ich typy wymienia bez mrugnięcia okiem.
– Kradzieże odbywają się w różny sposób. Zwykle ludzie starają się ściągnąć z ubrania klipsa już w przymierzalni. Na szkoleniach pokazywali nam nawet, że można sobie w sieci kupić takie specjalne urządzenie, które pomaga to zrobić bezpiecznie, ale znajdujemy też klipsy z kawałkami materiału. Są więc też złodzieje, którzy później chyba naprawiają jakoś te ciuchy – tłumaczy Marysia.
Przysłuchujący się tej historii Paweł, pracownik innego sieciowego sklepu odzieżowego, dodaje, że ubrania klipsowane są zwykle na szwach, żeby nie uszkodzić materiału.
– Naprawa takiego ciucha, z którego wycina się nożyczkami klipsa, nie jest więc raczej specjalnie skomplikowana – dodaje Paweł.
Obok amatorów w sieciówkach nie brakuje złodziei, którzy kradną na zlecenie. Menadżerowie doskonale o nich wiedzą, choć mają świadomość, że trudno jest przyłapać takiego, zwłaszcza na gorącym uczynku.
Wśród osób, na które pracownicy uczulani są podczas szkoleń, są także zorganizowane szajki. Zwykle to wieloosobowe grupy, spośród których kilka osób odwraca uwagę, a część w tym czasie zdejmuje klipsy i wynosi rzeczy ze sklepu. Zdarzają się też jednak bardziej skomplikowane przypadki.
Złodzieje, indywidualni czy grupowi, obserwują zmiany menadżerskie. Kiedy trafiają na kogoś, kto ich obserwuje, przeczekają zmianę i kradną dopiero w momencie, w którym przychodzi inna osoba.
Wśród złodziei Marysia zapamiętała też takiego, który widząc, że dziewczyna go obserwuje, kupował rzecz, którą chciał ukraść. Ostatecznie kradł ją w innym sklepie lub okolicznościach, a kupioną oddawał po kilku dniach.
Złodziej zuchwały
Obserwowanie reakcji obsługi to klucz do złodziejskiego sukcesu, nawet najbardziej zuchwałego. W ten sposób okradziony został jeden z luksusowych sklepów w Krakowie. Przykład przytaczany jest zresztą podczas szkoleń dla obsługi. Złodzieje ukradli cały wieszak z ubraniami, którym przejechali przez środek galerii handlowej.
– Zdarza, że obsługa przejeżdża z ubraniami przez galerię, na przykład do magazynów, więc taki widok nie wzbudza podejrzeń ochrony. Szajka złodziei wyczekała na sytuację, w której nikogo nie było na froncie sklepu. Złapali wieszak na kółkach i wyjechali nim ze sklepu. Nim ktoś się zorientował, już ich nie było – opisuje Paweł.
Dzielnice cudów
Ludzie, który kupują od złodziei, dokładnie wiedzą, kim są te osoby i czym się zajmują. Jak tłumaczy Andrzej, w jego przypadku, czyli wrocławskiego śródmieścia, to ludzie, którzy pochodzą z tych samych dzielnic czy okolic. Poza tym sąsiednie lombardy wypełnione są po brzegi "fantami" z ich kradzieży.
– Taką Mariolę znają wszyscy w okolicy i wszyscy wiedzą, że mogą u niej coś sobie kupić. Ale kradzieżą zajmuje się tam nie tylko ona – wyjaśnia Andrzej i podaje przykład innego znajomego złodzieja, od którego przyszło mu kupować rzeczy.
Wśród złodziei są też tacy jak Mariola, czyli działający indywidualnie, na konkretne zlecenie. Takim najbardziej pomaga wyścielona aluminium torba zwana taszą.
W części sklepów takie zabezpieczenie pozwala wyjść z łupem kompletnie niezauważonym, bo dzięki aluminium do bramek nie dociera sygnał. Niektóre sklepy mają bramki, które piszczą w takich sytuacjach, ale w inny sposób. Na przykład w taki jak wtedy, gdy ktoś przenosi np. laptop albo inną elektronikę.
Druga strona złodziejskiego biznesu
Oczywiście obsługa sklepów zna już niektórych złodziei. Pracownicy niektórych sieciówek mają nawet specjalne piloty, by widząc takie osoby móc uruchomić bramki. Te zaczynają piszczeć, co daje podstawę do przeszukania potencjalnego złodzieja.
Mariolę przyłapano już wielokrotnie, ale ona już w ogóle się tym nie przejmuje. Jak mówi, "kryminał jest dla niej jak drugi dom", bo przez uzależnienie od heroiny do więzienia trafia regularnie. Woli na przykład odsiedzieć tam wyrok zamiast pójść wykonywać prace społeczne.
Poza tym wizyty w więzieniu są też dla niej trochę jak sanatorium, bo pozwalają jej się podleczyć i zejść z dawki. Kiedy bierze za dużo, widać po niej, że jest na haju. To z kolei wzbudza podejrzenie obsługi i uniemożliwia jej "pracę".
Przeglądając ubrania Andrzej pyta Mariolę, dlaczego nie pracuje już w markecie, bo pamięta, że dziewczyna znalazła sobie swego czasu normalne zatrudnienie. Mariola wyśmiewa to pytanie i rzuca, że w jeden dzień zarabia więcej, niż w ciągu miesiąca pracy w sklepie. Jednodniowy wypad daje jej utarg nawet przekraczający dwa tysiące złotych.
Wojciech Jabłońskiej z wrocławskiej policji mówi, że to zresztą stały argument złapanych na gorącym uczynku złodziei.
Nigdy nie złapano za to innej dostawczyni Andrzeja, która swoje łupy prezentuje często na podwórku, w bezpośrednim sąsiedztwie komisariatu policji. O tym, że jest złodziejką, wiedzą wszyscy, ale tylko z najbliższej okolicy.
– Kiedy wyjeżdża na weekend do Karpacza albo nad morze, zgrywa wielką damę i nikt nie ma pojęcia, że zarobiła na weekend z rodziną tym, że dwa dni wcześniej wyniosła ze sklepu połowę najnowszej kolekcji – mówi Andrzej.
Żeby uwiarygodnić swoje słowa, pokazuje facebookowy profil złodziejki, który obfituje w zdjęcia z wakacji i efekty działań medycyny estetycznej, które kobieta prezentuje na swojej twarzy. Do tego dochodzi konwersacja, z której jasno wynika, czym się zajmuje.
Ciche przyzwolenie dla złodziei
Znajoma Andrzeja, podobnie jak wielu innych złodziei, oprócz sprzedaży indywidualnej, ubrania i kosmetyki sprzedaje też za pośrednictwem internetu, który skutecznie ułatwia zbyt.
To może i opcja atrakcyjna, ale zdaniem Wojciecha Jabłońskiego z komendy miejskiej policji we Wrocławiu, również spore ryzyko.
Zdaniem Pawła w złodziejskim procederze uczestniczą także zwykli Kowalscy, którzy kupują ubrania, chociażby za pośrednictwem Vinted.
– Śmieszy mnie, jak czytam, że ktoś wystawia ciuch, który jest nowy, z metką i argumentuje, że kupił w złym rozmiarze. Tymczasem wśród innych ubrań, które wystawia, jest jeszcze kilka identycznych w różnych rozmiarach. To skąd ta osoba to może mieć? – pyta retorycznie i dodaje, że ludzi, którzy w ten sposób zarabiają, są przecież tysiące.
Samo Vinted odpowiada, że sprzedaż skradzionej własności jest zabroniona regulaminem. "W regulaminie katalogu: Reguły katalogu Vinted w sekcji Ściśle zakazane przedmioty znajduje się dokładna lista przedmiotów niezgodnych z prawem, których nie można sprzedawać na Vinted" – odpowiada nam rzeczniczka prasowa platofrmy Magdalena Szlaz i dodaje, że ta pracuje nad wprowadzeniem dodatkowych zasad dotyczących skradzionych towarów.
Proceder komentuje także Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. Jak tłumaczy, kupowanie rzeczy z drugiej ręki bez umowy, czy to przez sieć, czy indywidualnie, jest obarczone ryzykiem.
Marysia mówi, że najbardziej irytujące są dla niej kradzieże, za które odpowiadają ludzie, którzy robią to dla rozrywki, a nie zmusza ich do tego sytuacja życiowa.
– Jak nazwiesz nastolatka, który kupuje sobie jakąś rzecz, a gadżet w postacie bransoletki czy etui na telefon kradnie sobie "w gratisie" – komentuje menadżerka.
Komenda Główna Policji podaje, że na przestrzeni roku liczba sklepowych kradzieży wzrosła o 28 procent. W pierwszym półroczu 2021 roku w sklepach na terenie Polski doszło do 13 491 przestępstw kradzieży, a w analogicznym okresie 2022 roku było ich 17 219.
Część złodziei celowo dokonuje jednorazowo kradzieży poniżej kwoty, od której kwalifikowana jest ona jako przestępstwo. Na razie jest to kwota 500 złotych, jednak Sejm przegłosował poprawkę, zgodnie z którą próg kradzieży ma zostać podniesiony do 800 zł. Na zmianę nie zgodził się Senat i ustawa wróciła do ponownego procedowania.
Przed podniesieniem progu kradzieży protestowali między innymi przedstawiciele branży handlowej. Na razie w sprawie nie ma przełomu.
Mieliśmy serię ubrań pooznaczanych w charakterystyczny sposób. Spodnie miały na przykład przewieszone przez szlufki kolorowe tasiemki. To były już rozklipsowane ubrania, które przygotowano do kradzieży. Czekały na osobę, która przyjdzie później i wyniesie je ze sklepu.
Marysia
menadżerka sklepu odzieżowego
Pamiętam jak znajomy z osiedla okradł sieciówkę sportową. To było lato, a gość założył na siebie wszystko, co był w stanie, łącznie z kombinezonem narciarskim. Spokojnym krokiem wyszedł ze sklepu. Ochroniarz odprowadził go wzrokiem, patrząc jak na oszołoma. Nim dotarło do niego, że ukradł sprzęt za kilka tysięcy złotych, złodzieja już nie było, a bluzę z tego sławetnego wypadu mam do dzisiaj.
Andrzej
klient
W takiej sytuacji obsługa albo to ignoruje, albo sprawdza bardzo pobieżnie. Pamiętam jednak sytuację, w której gość pod laptopem przenosił dziesięć, ciasno upakowanych, poskładanych w kosteczkę sukienek. Ochroniarz podniósł komputer do góry i zauważył, że to próba kradzieży. Jestem jednak przekonana, że podobnych sytuacji, w których nikt nie zareagował, było znacznie więcej.
Marysia
menadżerka sklepu odzieżowego
Ostatnio zatrzymaliśmy panią, która jechała na rowerze kupionym na portalu internetowym. Okazało się, że rower jest kradziony. To sytuacje, które generują stres i problemy, a których chcąc nie chcąc jesteśmy stroną, nawet jeśli będziemy w stanie udowodnić, że kupiliśmy daną rzecz. Jeśli jednak zaopatrujemy się na targach czy kupujemy je od złodziei, w sytuacji zatrzymania będzie nam trudno udowodnić, że to nie my stoimy za przestępstwem.