Jak zostać milionerem? Wielu z nas chciałoby to wiedzieć. Pytanie tylko, kogo powinniśmy o to pytać.
Jak zostać milionerem? Wielu z nas chciałoby to wiedzieć. Pytanie tylko, kogo powinniśmy o to pytać. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

"Uwierz w siebie", "jesteś w stanie zrobić wszystko", "myśl pozytywnie" – takimi sloganami karmią nas liczni biznesowi "eksperci" i "guru". Jaką wartość mają ich porady? – Ludzie, naprawdę nie bądźcie naiwni – odpowiadają polscy praktycy biznesu.

REKLAMA
Michał Sadowski
Brand 24

Ludzie: naprawdę nie bądźcie naiwni i nie płaćcie za tego typu kursy. Jedyna osoba, która może Wam jakkolwiek pomóc w zostaniu milionerem to Wy sami. Ponadto, mnóstwo wartościowych, motywujących, inspirujących wykładów jest w sieci za darmo. CZYTAJ WIĘCEJ


Tak skomentował jedno ze zbliżających się i intensywnie promowanych wydarzeń szkoleniowych Michał Sadowski, polski biznesmen z branży internetowej. Podkreślał, że nie warto płacić za spotkania z ekspertami, którzy serwują ogólniki niepoparte żadnym autentycznym biznesowym doświadczeniem i nawoływał “uczcie się od tych, którzy utrzymują się z robienia biznesu, a nie z mówienia o nim”. Czy rzeczywiście wielu z charyzmatycznych autorów bestsellerów o motywacji i zarządzaniu przedsiębiorstwem to naciągacze?

Eksperci czy “eksperci”?

– Nie wierzę w żadnych guru, speców i coachów, którzy przypominają amerykańskich kaznodziejów – mówi bez ogródek jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich przedsiębiorców, Jerzy Mazgaj. – Pewne cechy się ma, albo nie. Nie wierzę, że ktoś, kto jest cichy, pokorny i skromny, nauczy się wydawać ludziom polecenia i skutecznie nimi zarządzać – ocenia. Jego zdaniem uczestnictwo w drogich kursach, wykładach i szkoleniach wielu zagranicznych “ekspertów” można porównać do gry na loterii: – To taki podatek od głupoty, a ludzie, którzy prowadzą takie kursy to specjaliści od autopromocji, a nie biznesu. Sprzedają innym niespełnialne marzenia – ocenia.

Pewne cechy się ma, albo nie. Nie wierzę, że ktoś, kto jest cichy, pokorny i skromny, nauczy się wydawać ludziom polecenia i skutecznie nimi zarządzać.


– Nie ma nic złego w tym, że niektóre wykłady czy szkolenia są płatne. Chodzi o co innego: często okazuje się, że dla niektórych prelegentów to właśnie wystąpienia są głównym albo nawet jedynym obszarem ich biznesowej działalności – mówi z przekąsem Mariusz Wesołowski, praktyk emarketingu oraz ebiznesu, a także bloger naTemat.pl. Podkreśla, że niestety często fascynujemy się autorem jednej czy dwóch książek o biznesie tylko dlatego, że działa na nas jego charyzma. – Jesteśmy urzeczeni takim guru, ale nie wiemy np., że jego firma zbankrutowała, albo że w ogóle jej nie miał, bo jest tylko teoretykiem – ocenia Wesołowski.
Często zdarza się też, że wiedza, jaką przekazują na biznesowych wykładach prelegenci, jest po prostu przestarzała. – Biznes ewoluuje, tak więc ktoś, kto zdobył sławę w latach dziewięćdziesiątych i od tego czasu zajmuje się tylko szkoleniami, często ma już tylko mgliste pojęcie o tym, jak dana branża wygląda obecnie – argumentuje Michał Sadowski w rozmowie z naTemat. Podkreśla też, że jego krytyczny wpis na Facebooku pod adresem Harva Ekera i jego szkolenia w Polsce nie był gołosłowny: – Wyszukiwanie w internecie informacji to moja praca i przyznam, że szperając w sieci nie znalazłem żadnych konkretnych i szczegółowych informacji na temat biznesowych sukcesów tego człowieka – tłumaczy.
Zdaniem Sadowskiego problem małej wiarygodności niektórych biznesowych “guru” nie dotyczy tylko zagranicznych showmanów. Na polskim rynku również jest wielu “ekspertów”, którzy żyją ze szkoleń i wykładów, choć ich wiedza o prowadzeniu firmy jest niewielka: – To bardzo prominentna branża. Jest w naszym kraju np. wielu ludzi, do których przylgnęła w mediach etykietka "najmłodszych milionerów w Polsce". Problem w tym, że ta opinia nie zawsze jest weryfikowana i takie osoby niesłusznie chodzą w aurze gwiazd biznesu, na czym często starają się zarobić. Kiedy jednak ich zapytać o konkrety, wszystko okazuje się dość mętne – ocenia Sadowski.
Lektury i rozmowy z praktykami
– Oczywiście warto czytać, ale też analizować, kim jest autor, co osiągnął, jaka firma stoi za jego sukcesem – mówi Mariusz Wesołowski o tym, skąd wiedzę i inspirację powinni czerpać początkujący przedsiębiorcy. – U podstaw sukcesu zawsze leży edukacja. Z pomocą nowicjuszom przychodzą liczne blogi, portale, książki, ale także coraz bogatsza oferta biznesowych studiów podyplomowych, na których coraz częściej pojawiają się praktycy – opowiada.
– Serwis TED – dodaje z kolei Sadowski. – Można tam za darmo odszukać dużo wystąpień praktyków biznesu, w tym takich gwiazd jak Steven Jobs czy Richard Branson. Niektóre są raczej inspirujące i motywujące, inne z kolei czysto praktyczne, dostarczające konkretnej wiedzy o jakiejś branży. Skoro więc za darmo możemy uczyć się od ekspertów, to po co płacić hochsztaplerom? – pyta retorycznie Sadowski.
Michał Sadowski
Brand 24

Biznes ewoluuje, tak więc ktoś, kto zdobył sławę w latach dziewięćdziesiątych i od tego czasu zajmuje się tylko szkoleniami, często ma już tylko mgliste pojęcie o tym, jak dana branża wygląda obecnie.


Także Jerzy Mazgaj kieruje wszystkich żądnych biznesowej wiedzy przede wszystkim do praktyków: – To nawet nie musi być Branson. Ale wystarczy porozmawiać z kimś, kto jest właścicielem kilku sklepików w naszym mieście, bo taka osoba dobrze zna polskie realia i specyfikę naszego rynku – mówi Mazgaj. Z kolei Mariusz Wesołowski zauważa, że zbyt często przyglądamy się przypadkom ludzi sukcesu, natomiast nie potrafimy uczyć się na błędach firm, które poniosły porażkę. Dziś wszyscy inspirują się Stevem Jobsem i Apple, ale mało kto analizuje spektakularny upadek innej firmy z branży komputerowej, Commodore. Czasem warto spojrzeć także na bankrutów i wyciągać wnioski z ich historii – podkreśla Wesołowski.
Nie wierzmy więc w slogany w stylu “jesteś w stanie osiągnąć wszystko” – to nikomu nie pomaga. Dla niektórych spotkanie z charyzmatycznym guru może być inspirujące, ale warto pamiętać o wcześniejszej weryfikacji jego rzeczywistych osiągnięć, żeby nie wyrzucić pieniędzy w błoto.