Zgotowali trzylatce piekło, czeka ich sroga kara. Ponoć "starali się być dobrymi rodzicami"
redakcja naTemat
09 listopada 2022, 10:28·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 listopada 2022, 10:28
Trzyletnia Hania z Kłodzka zmarła w nocy z 19 na 20 lutego 2021 roku w Kłodzku. Według matki dziewczynka źle się poczuła i straciła przytomność. Co było tego przyczyną? Początkowo śledczy uważali, że znęcanie nad dzieckiem przez rodziców. Prawda jest inna, prokurator postawił obojgu zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Proces dobiega końca, obojgu grozi dożywocie.
Reklama.
Reklama.
Dobiega końca proces rodziców trzyletniej Hani z Kłodzka, która zmarła w lutym ubiegłego roku
Dziecko zostało pobite przez opiekunów i zmarło. Matka z ojcem długo znęcali się nad trzylatką
Prokurator chce najwyższej kary dla oprawców dziewczynki, wyrok już wkrótce
Skazana może zostać również kuratorka sądowa, która wiedziała o sytuacji dziecka
Ta sprawa od początku jest po prostu szokująca. Kłodzko, niewielka miejscowość na Dolnym Śląsku, blisko czeskiej granicy oraz Sudetów. W nocy z 19 na 20 lutego 2021 roku matka wzywa karetkę pogotowia do trzyletniej Hani, która miała zacząć wymiotować i po pewnym czasie straciła przytomność. Ratownicy przybyli na miejsce walczą o życie dziecka, ale Hania umiera w szpitalu. Rusza śledztwo, dowodów jest bardzo dużo.
Szokująca sprawa z Kłodzka, trzyletnia Hania zamordowana
Matka dziewczynki początkowo twierdziła, że gdy Hania zmoczyła łóżko, zaprowadziła ją karnie pod prysznic i za karę przez kilka minut polewała zimną wodą. Już samo to jest naganne i woła o pomstę, ale to był tylko drobny wycinek całej sprawy. Gdy dziewczynka źle się poczuła, zadzwoniła po pomoc. Sprawa nabrała rozpędu, dziś Lucyna K. oraz jej konkubent Łukasz B. odpowiadają przed sądem za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Całą sprawę opisał w swoim reportażu dziennikarz Onetu Tomasz Pajączek.
Napisał o kłamstwach matki i jej partnera, którzy znęcali się nad dziewczynką, bili ją i zamordowali w lutym. W trakcie sekcji patolog stwierdził poważne obrażenia jamy brzusznej i masywny krwotok wewnętrzny, który doprowadził do śmierci dziecka. Ten był efektem ciosu w brzuch.
"Ustalenia prokuratury są takie: gdy dziewczynka zmoczyła łóżko, matka i konkubent uderzali ją rękami po całym ciele, m.in. w okolice głowy i klatki piersiowej. Kiedy Hania leżała na plecach na podłodze łazienki, Łukasz B. kopnął ją w brzuch. Mocno. Potem umieścili ją pod prysznicem i polewali lodowatą wodą" - czytamy w tekście.
Kim trzeba być, żeby tak potraktować trzyletnie dziecko?
Lucyna K. stwierdziła przed sądem, że dyscyplinowała swoją córkę. Dramat dziewczynki zaczął się już wtedy, gdy skończyła siedem miesięcy. Matka i jej konkubent wielokrotnie bili dziewczynkę po plecach, rękach, twarzy i głowie, szarpali za włosy, popychali, zamykali ją w ciemnym pomieszczeniu, ograniczali jedzenie, krzyczeli na nią, wulgarnie wyzywali, a także umieszczali pod prysznicem i polewali zimną wodą...
Urzędnicy wiedzieli o przemocy w rodzinie, ale nie reagowali
Teraz grozi obojgu dożywocie, a proces właśnie dobiega końca. W środę zostaną wygłoszone mowy końcowe. A potem sąd podejmie decyzję ws. ludzi, którzy zamordowali dziewczynkę. – Oboje przyznali się do udziału w zdarzeniu. Każde z nich umniejszało jednak swoją rolę – powiedział Onetowi prokurator Tomasz Orepuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Co ciekawe, sygnały o przemocy domowej i sytuacji dziecka pojawiały się od jakiegoś czasu. Opisała je m.in. asystentka rodziny z Ośrodka Pomocy Społecznej. Ślady bicia widziała też kuratorka sądowa, która nadzorowała Lucynę K. Kobieta z powodu lekkiego upośledzenia umysłowego miała ograniczoną władzę rodzicielską i od lat była pod nadzorem. Śledczy ocenili również pracę urzędników.
Kuratorce Dorocie D. postawiono zarzut dotyczący niedopełnienia obowiązków, przekroczenia uprawnień służbowych oraz poświadczenia nieprawdy w sporządzanej przez siebie dokumentacji z dozoru w rodzinie. W jednej z notatek napisała, że była z wizytą w przedszkolu Hani, choć jak przekonuje prokuratura, nic takiego nigdy nie miało miejsca.
Sygnały o tym, że "w tej rodzinie źle się dzieje", docierały do urzędników od 2019 roku. Tymczasem asystentka rodziny napisała w jednym z miesięcznych sprawozdań takie oto zdanie: "Pani Lucyna wraz z konkubentem starają się być dobrymi rodzicami". Cóż, nie grozi jej odpowiedzialność karna tylko ze względu na to, że nie jest funkcjonariuszem publicznym.