Blond grzywa, przerysowane usta i uwydatniające biust olbrzymie dekolty – Jennifer Coolidge z karykaturalnego wyglądu zrobiła nie tylko znak rozpoznawczy, ale także uczyniła go atutem. Dopiero jednak rola w "Białym Lotosie" sprawiła, że dostrzeżono jej prawdziwy talent.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jennifer Coolidge wybiła się pod koniec lat 90. kultową już rolą Matki Stiflera w serii studenckich seks-komedii "American Pie".
Coolidge jest aktorką charakterystyczną i grywa głównie w komediach. Ma na koncie m.in. takie tytuły jak "Legalna blondynka", "Cinderella Story" czy "Wielkie kino".
Jej talent został doceniony na początku tego roku statuetką Emmy, którą otrzymała za występ w serialu HBO Max "Biały Lotos".
Nikt nie chce Jennifer Coolidge
Jennifer Coolidge marzyła o aktorstwie, od kiedy pamięta. Zanim jednak Bostonce udało się osiągnąć upragnioną sławę, musiało minąć wiele lat.
Coolidge już jako młoda kobieta przeprowadziła się z rodzinnego miasta do Nowego Jorku, gdzie uczyła się aktorskiego warsztatu pod okiem profesorów z American Academy of Dramatic Arts. Na castingach nie szło jej jednak najlepiej. Jak twierdzi aktorka, powody były przynajmniej dwa: nie była klasyczną pięknością oraz nie zgadzała się na uprawianie seksu w zamian za role.
– Poznałam tych obleśnych typów, którzy obiecywali mi zawrotną karierę, jeśli tylko przyjdę na przesłuchanie do ich domu lub pokoju hotelowego. Niestety, te wszystkie paskudne historie, jakie słyszy się o kulisach Hollywood, są prawdziwe – opowiadała Coolidge w jednym z wywiadów.
Porażki na przesłuchaniach chleba nie dają, więc aktorka musiała sobie dorabiać – co ciekawe, przez jakiś czas pracowała w tej samej knajpie, co Sandra Bullock, po którą Hollywood upomniało się jednak znacznie wcześniej. Nie mogąc znaleźć spełnienia w aktorstwie, Coolidge ostro imprezowała, by zagłuszyć frustrację – narkotyków brała tyle, że w wieku 27 lat trafiła na odwyk.
Mały przełom nastąpił, gdy dzięki pomocy przyjaciela dołączyła do słynnej trupy komediowej The Groundlings, do której w tamtym czasie należał również Will Ferrell ("Ostrza chwały", "Czarownica"). Chociaż więc Coolidge marzyła o zostaniu aktorką dramatyczną jak Meryl Streep, swoje miejsce odnalazła w komedii.
Matka Stiflera i inne seksbomby
Kiedy rodzina i znajomi przestawali wierzyć, że Jennifer odniesie sukces w fabryce snów, 31-latka w końcu dostała pierwszą ważną rolę w serialu "Kroniki Seinfelda", uznawanego obecnie za klasykę telewizyjnej komedii. – Pamiętam ostatnie słowa mamy. Powiedziała: Nie do wiary! – wspominała po latach Coolidge. – Już nie wierzyłam, że odniosę sukces w tej branży – dodała.
Prawdziwym przełomem okazał się jednak dla niej występ w komedii "American Pie". Uznawana obecnie za kultową rola Matki Stiflera nie tylko zrobiła z niej jednego z najsłynniejszych MILF-ów w popkulturze, ale także zagwarantowała prace w następnych projektach. I nie tylko – jak aktorka stwierdziła w rozmowie z magazynem "Variety", dzięki występowi w kultowym cyklu seks-komedii, przespała się z jakimiś 200-stoma osobami.
Niestety, Matka Stiflera zamknęła też Coolidge na wiele lat w szufladce aktorki charakterystycznej, której powierzano role pewnego konkretnego typu postaci – Jennifer miała być po prostu seksowna i zabawna. "Wyglądasz jak 4 lipca, co sprawia, że nabieram ochoty na kiełbaskę!" – ten cytat z "Legalnej blondynki" prześladował ją jeszcze lata po premierze filmu.
Po wcieleniu się w wiele podobnych bohaterek (m.in. w filmie "Cinderalla Story" oraz serialu "Dwie spłukane dziewczyny") Hollywood straciło pomysł naCoolidge. I właśnie wtedy Ariana Grande zaangażowała ją do teledysku do swojej piosenki "thank u, next", a Emerald Fennell powierzyła jej rolę matki głównej bohaterki (Carey Mulligan) w filmie "Obiecująca. Młoda. Kobieta.".
Zdaniem aktorki to właśnie te dwa projekty pomogły jej zmienić wizerunek, który przylgnął do niej niemal 25 lat temu. – Ludzie zakładali, że pasuję tylko do konkretnego typu roli – tej Pani, która wchodzi, otwiera drzwi, mówi coś zabawnego, a potem wychodzi. Zostałam włożona do pudełka z etykietką comic relief, ale te dwie rzeczy pozwoliły mi je opuścić i bardzo się z tego cieszę – mówiła w wywiadzie udzielonym magazynowi The Guardian.
Odklejona bogaczka w "Białym Lotosie"
Scenarzysta i reżyser Mike White wybierał się do Tanzanii ze swoim partnerem, jednak ten w ostatniej chwili musiał zrezygnować. White zwrócił się więc do swojej przyjaciółki Jennifer Coolidge z pytaniem, czy nie chciałaby towarzyszyć mu w podróży.
– Opierałam się, bo zupełnie nie wyobrażałam sobie siebie pośród amerykańskich krezusów w luksusowym hotelu. Ale w końcu się ugięłam. Wylądowaliśmy w kurorcie w Serengeti i zaczęliśmy się dokładnie przyglądać zachowaniom tych wszystkich nadzianych ludzi – cytuje aktorkę "Newsweek Polska".
White uważnie obserwował również Coolidge, która widząc wokół siebie zakochane pary i sama będąc nieszczęśliwa w miłości, przeglądała nocami nagrania ze ślubów na swoim Iphonie i specjalnie z myślą o niej napisał rolę Tanyi McQuoid – neurotycznej bogaczki, która nie może dojść do siebie po śmierci swojej matki i zawsze zakochuje się w niewłaściwych facetach.
Kiedy jednak White oficjalnie zaproponował jej rolę w "Białym Lotosie", Jennifer o mały włos nie odmówiła.
– Pandemia bardzo mnie dotknęła (...) Codziennie czytałam tragiczne wiadomości, miałam fatalistyczne podejście i zakładałam, że wirus wygra (...) Nie myślałam o pracy, bo nie sądziłam, że będziemy żyć – opowiadała we wspomnianym wywiadzie dla "Guardiana".
– Ale potem Mike White zadzwonił. Powiedział, że HBO zdecydowało się na zrealizowanie jego serialu o bogatych ludziach na wakacjach i że ma rolę napisaną z myślą o mnie. Powiedziałam: "OK, to kiedy to robimy?" A on odpowiedział: "Co masz na myśli? Właśnie dostaliśmy zielone światło (...) Musisz wsiąść do samolotu na Hawaje" – kontynuowała.
– W tamtym momencie to było dla mnie niewyobrażalne. Od miesięcy obżerałam się i autosabotażowałam w domu, cały dzień jadłam pizzę. Nie było mowy, żebym chciała występować w filmie. No, chyba że od szyi w górę – dodała.
Dzięki namowom swojego przyjaciela Coolidge ostatecznie jednak rolę przyjęła. Już na planie aktorka miała wrażenie, że twórcy serialu pozwalają jej się nieco bardziej wykazać. –Czułam, jakby trener poprosił innych zawodników, aby pozwalali mi częściej kozłować piłką – powiedziała w rozmowie z "The Variety".
W rezultacie Coolidge pokazała na ekranie coś, czego jeszcze w jej wydaniu nie widzieliśmy. Tanya jest zabawna, ale w tragikomiczny sposób, a jej rola (tak jak poprzednie występy aktorki) nie sprowadza się jedynie do bycia comic relief.
Za wcielenie się w odklejoną bogaczkę mówiącą urywanymi zdaniami aktorka na początku tego roku została wyróżniona statuetką Emmy dla Najlepszej aktorki drugoplanowej w serialu limitowanym, antologii lub filmie telewizyjnym – pierwszą prestiżową nagrodą w karierze. Coolidge w tym roku skończyła 61 lat.
"The Guardian" zapytał aktorkę, czy jest zaskoczona, że rolę Tanyi uznaje się powszechnie za najlepszą w jej karierze. – Całkowicie. Czy czuję, jakbym dała z siebie więcej na jakimkolwiek poziomie? Nie. Aktorstwo jest bardzo dziwne. Nigdy nie jesteś w stanie stwierdzić, kiedy to właśnie to – podsumowała.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.