Samolot NATO, przelatujący we wtorek nad polską przestrzenią powietrzną, śledził rakietę, która spadła w Przewodowie na Lubelszczyźnie – przekazała telewizja CNN. Brak informacji, czy podjęto jakieś kroki, by nie dopuścić do upadku rakiety po stronie polskiej.
Reklama.
Reklama.
Publikując doniesienia o samolocie zwiadowczym, który pojawił się nad polską przestrzenią powietrzną, dziennikarze amerykańskiej telewizji CNN powołują się na urzędnika z Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Wojskowy przedstawiciel NATO miał powiedzieć mediom, że dane z radaru monitorującego sytuację w Ukrainie, zostały przekazane NATO i Polsce. CNN nie informuje, kiedy miało się to wydarzyć.
Samoloty NATO od początku wojny w Ukrainie regularnie pojawiają się nad Polską, prowadząc obserwację militarnych działań u naszych sąsiadów.
"Żadna armia nie dysponuje systemem obrony powietrznej, który chroni terytorium całego kraju. Atak rakietowy charakteryzuje się punktowym uderzeniem w wybrany cel, a nie niszczeniem wielu celów na dużych obszarach. Zadaniem systemów jest m.in. obrona infrastruktury krytycznej" – czytamy w krótkim oświadczeniu Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Ustalenia Stanów Zjednoczonych
Około 5 kilometrów od granicy z Ukrainą w miejscowości Przewodów we wtorek o godzinie 15:40 doszło do wybuchu. Na suszarnię zboża spadły dwie rakiety. Jak informuje MSZ, pociski były produkcji rosyjskiej. Nie żyją dwie osoby.
Tę wiadomość przekazała agencja Reutera, powołując się na źródła w Sojuszu Północnoatlantyckim. Agencja podkreśla, że eksplozja ta "wywołała globalny alarm, że konflikt na Ukrainie może rozlać się na sąsiednie kraje".
Ustalenia te później potwierdzili prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. – Najprawdopodobniej była to rakieta typu S-300 produkcji rosyjskiej, wyprodukowana w latach 70. Nic nie wskazuje na to, że została ona wystrzelona przez siły rosyjskie – stwierdził prezydent Duda. Jak podkreślił, incydent, w którym zginęły dwie osoby, to najpewniej nieszczęśliwy wypadek.