Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Dobrosz-Oracz
Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Dobrosz-Oracz Fot. Sławomir Kamiński/fotoreporter "GW"
Reklama.
  • W wyniku eksplozji rakiety (najpewniej ukraińskiej) we wtorek zginęły na Lubelszczyźnie dwie osoby
  • Polski rząd tego dnia bardzo długo zwlekał z poinformowaniem o tym zdarzeniu mediów
  • "Gazeta Wyborcza" i "Onet" twierdzą, że rządzący szybko wiedzieli, iż była to rakieta ukraińska. Przekazali też informacje z posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego
  • Prezydent Andrzej Duda zarzucił im kłamstwo. Odpowiedział mu już jedna z dziennikarek, która współtworzyła tekst w "GW"
  • "Kłamią tak, że nawet prokuratury nie można zawiadomić, że ktoś złamał klauzulę tajności posiedzenia, bo prawdą w tym tekście jest jedynie to, że rakieta spadła i posiedzenie się odbyło. Czysta konfabulacja, tacy to są 'dziennikarze'" – napisał nocą z czwartku na piątek na Twitterze prezydent Andrzej Duda. Zamieścił przy tym link do czwartkowego artykułu portalu Onet.

    Portal podał, powołując się na "Gazetę Wyborczą" oraz własne źródła, że polski rząd dość szybko wiedział, iż we wtorek pod Hrubieszowem spadła ukraińska, a nie rosyjska rakieta. Pocisk był wystrzelony przez Ukraińców w odpowiedzi na atak Rosjan na elektrownię węglową pod Lwowem. W polskim rządzie jednak "zapadła konsternacja, jak to komunikować".

    "Wyborcza" wskazała z kolei, że atakowana elektrownia to ważny element infrastruktury także dla Polski – poprowadzony jest z niej jedyny czynny interkonektor do Polski, a zatem jego zniszczenie utrudniłoby przesył energii. Rosyjski atak był trudny do zneutralizowania – rakieta wystrzelona przez wojska Putina zaczęła manewrować, w ten sposób znalazła się między Lwowem a polską granicą.

    Gazeta napisała też, że prezydent Andrzej Duda zamierzał dość szybko ogłosić, że w Przewodowie spadł pocisk rosyjski. Powstrzymali go jednak wojskowi.

    "Wyborcza" dowiedziała się też, że na zamkniętej części środowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego z udziałem opozycji Duda mówił, że gdy tylko dowiedział się o tragedii w Przewodowie, korciło go, by szybko ogłosić, że spadł tam rosyjski pocisk. Nie zrobił tego, bo wojskowi zalecili ostrożność, a wkrótce dostarczyli pełne dossier dotyczące trajektorii rakiety.

    Najpewniej to te słowa z tekstu "Wyborczej" i Onetu najbardziej rozsierdziły prezydenta, że zdecydował się na nocny tweet.

    Dobrosz-Oracz: Zawsze jestem pewna tego, co piszę

    Zarzutów Dudy wobec ustaleń dziennikarzy nie zostawiła bez komentarza Justyna Dobrosz-Oracz, która wraz z Romanem Imielskim jest autorką tekstu w "Gazecie Wyborczej".

    "Nasz artykuł rozwścieczył prezydenta. Zarzucił nam kłamstwo. Choć nie wiadomo, czego rzekomo ma dotyczyć… Informacje potwierdziliśmy w kilku polskich i ukraińskich źródłach. Zawsze jestem pewna tego, co piszę" – przekazała zwięźle Dobrosz-Oracz.

    Przypomnijmy, że do eksplozji na Lubelszczyźnie doszło we wtorek przed godz. 16 (dokładnie o 15.40), ale dopiero późnym wieczorem rząd zorganizował pierwszą konferencję, na której wstępnie podano, co się wydarzyło.

    Wcześniej niemal wszystkie polskie i zagraniczne redakcje informowały o tym wybuchu. Dziennikarze z USA powoływali się nawet na amerykańskie służby, a polski rząd nadal milczał – przez ponad sześć godzin.

    W czwartek rzecznik rządu Piotr Müller pytany o wtorkową politykę informacyjną rządu starał się przekonywać media, że "rząd zawsze stara się jak najszybciej przekazywać informacje dziennikarzom, ale chce też, żeby były to informacje rzetelne i zweryfikowane".