nt_logo

Małe miasteczko, miłość, kicz. W USA zrobili w tym roku 116 świątecznych filmów, KAŻDY jest taki sam

Ola Gersz

27 listopada 2022, 18:03 · 12 minut czytania
Karierowiczka z wielkiego miasta przyjeżdża do małego miasteczka i zakochuje się we właścicielu sklepu ze świecami. Miejscowa gospoda zostaje uratowana dzięki magii świąt i wielkim sercom lokalnej społeczności. Samotny ojciec rezolutnej dziewczynki poznaje miłość swojego życia. Amerykanie kochają filmy świąteczne i robią je na potęgę. Ich główną fabryką jest jedna stacja – Hallmark. I mimo że hallmarkowe tytuły są na jedno kopyto, a już same tytuły i plakaty porażają kiczem, to każdego roku oglądają je dziesiątki milionów widzów. Skąd ten fenomen?


Małe miasteczko, miłość, kicz. W USA zrobili w tym roku 116 świątecznych filmów, KAŻDY jest taki sam

Ola Gersz
27 listopada 2022, 18:03 • 1 minuta czytania
Karierowiczka z wielkiego miasta przyjeżdża do małego miasteczka i zakochuje się we właścicielu sklepu ze świecami. Miejscowa gospoda zostaje uratowana dzięki magii świąt i wielkim sercom lokalnej społeczności. Samotny ojciec rezolutnej dziewczynki poznaje miłość swojego życia. Amerykanie kochają filmy świąteczne i robią je na potęgę. Ich główną fabryką jest jedna stacja – Hallmark. I mimo że hallmarkowe tytuły są na jedno kopyto, a już same tytuły i plakaty porażają kiczem, to każdego roku oglądają je dziesiątki milionów widzów. Skąd ten fenomen?
Większość amerykańskich filmów świątecznych jest... na jedno kopyto Fot. plakaty filmów Hallmark Channel / materiały prasowe
  • Filmy świąteczne powstają w USA na potęgę, a w tym roku premierę miały 116 tytuły, podczas gdy w 2022 roku – 164
  • Swoje filmy na święta robią kręcą wszystkie platformy VOD, jak Netflix, HBO Max, Prime Video, Apple TV+ czy Hulu, ale również amerykańskie stacje telewizyjne
  • Fabryką filmów świątecznych jest kanał Hallmark, który od października aż do Nowego Roku notuje ogromną oglądalność, głównie wśród kobiet w wieku 25-54 lat
  • To głównie romanse, które mają ograne motywy i często są obiektem memów
  • Filmy świąteczne Hallmarka, które dostępne są w Polsce m.in. na Netfliksie, trafiają w gusta białych i tradycyjnych Amerykanów
  • W tym tkwi fenomen filmów Hallmarka?

Jedni uwielbiają filmy świąteczne, inni na nie marudzą, choć oglądają, a jeszcze inni serdecznie ich nie znoszą. Jest w czym wybierać. Nie dość, że gwiazdkowych produkcji jest już cała masa, to co roku powstają dziesiątki nowych tytułów, dzięki czemu nie musisz po raz setny oglądać klasyków jak "To właśnie miłość", "Kevin sam w domu", "Holiday" czy "To wspaniałe życie". Chociaż oczywiście i tak to robimy.

Nowe świąteczne produkcje planuje obecnie każda stacja VOD, a zdarzają się – chociaż w świecie pandemicznym już rzadziej – premiery kinowe, jak nasze nieśmiertelne "Listy do M.". Piąta część właśnie bije nad Wisłą rekordy, co zupełnie nie zaskakuje. Kochamy święta, miłość i... Tomasza Karolaka.

W Polsce w klimat Gwiazdki wprowadza, chociażby – oczywiście oprócz nieśmiertelnych przygód Kevina na PolsacieNetflix, którego gwiazdkowa biblioteka jest naprawdę pokaźna (trzy największe oryginalne bożonarodzeniowe produkcje z największą oglądalnością w USA to dotąd: "Kronika świąteczna: część druga", "Kronika świąteczna" i "Miłosna pułapka). Ale również Disney+, na którym znajdziemy wszystkie klasyki, w tym właśnie wspomnianego "Kevina samego w domu").

O szale na Boże Narodzenie świadczy fakt, że wszystkie nowe świąteczne filmy Netfliksa, jak jeden mąż, lądują w TOP10 (i to już w listopadzie). A tych gigant streamingu zaplanował w tym roku kilka, w tym "Najlepsze święta w życiu". Netflix nie jest sam. Premierowe bożonarodzeniowe filmy ogłosiły też: Prime Video ("Świąteczna Aleja"), Disney+ ("Święta rządzą) czy HBO Max ("Miłość na nowo").

Jednak to, co możemy oglądać nad Wisłą, to zaledwie ułamek filmów świątecznych, które w tym roku będą miały premierę w Stanach Zjednoczonych (większość tamtejszych telewizyjnych produkcji nie trafia na polski rynek, a przynajmniej nie od razu). Przygotujcie się, będzie hardkorowo.

164 filmy świąteczne... w jeden rok

Komercjalizacja Bożego Narodzenia poszła w USA już tak daleko, że – według magazynu "Entertainment Weekly", który to wszystko bohatersko policzył i spisał – w tym roku premiery miało 116 gwiazdkowych tytułów. Ale to "nic" w porównaniu z ubiegłym roku, kiedy wypuszczono aż... 164 amerykańskich filmów świątecznych. Robi wrażenie?

Większość to kiczowate romanse i familijne komedie, których fabułę można przewidzieć już po samym tytule, a zakończenie odgadnąć po trzech minutach. To fanom Gwiazdki wydaje się jednak wcale nie przeszkadzać, co pokazuje i wspomniany sukces zimowych produkcji Netfliksa, i (wysoka) oglądalność poszczególnych kanałów telewizyjnych w czwartym kwartale, o czym za chwilę.

Bo świąteczne filmy, oprócz wspomnianych serwisów VOD, planuje większość stacji telewizyjnych, chociażby stacja kablowa Lifetime, która pod koniec października rozpoczyna swój specjalny bożonarodzeniowy cykl "It’s a Wonderful Lifetime". W tym roku w jego ramach zaplanowano kilkadziesiąt tytułów, jak osadzone w szwajcarskiej, zimowej scenerii "Merry Swissmas" (sic!) czy "Christmas on Mistletoe Lake" o kobiecie, która znajduje miłość swojego życia nad malowniczym jeziorem (oczywiście jej wybranek to samotny ojciec).

Prawdziwą świąteczną maszyną filmową jest jednak stacja znana również nad Wisłą, przynajmniej z nazwy. To Hallmark Channel, który, jak podkreśla IndieWire, pod kątem oglądalności zjada "It's a Wonderful Lifetime" na śniadanie. Powstały w 1992 kanał, który specjalizuje się w familijnych filmach, serialach i miniserialach (głównie romansach) oraz lifestyle'owych programach... zawłaszczył Boże Narodzenie.

I wcale nie ma w tym przesady. Bożonarodzeniowe produkcje oryginalne Hallmarka, które w USA są emitowane już od końca października (w Polsce wiele z nich można obejrzeć na Prime Video, a niektóre na HBO Max, jak "Żurawinowe święta"), to amerykańska instytucja i popkulturowe zjawisko, które doczekało się już na swój temat naukowych analiz, branżowych artykułów i... memów.

Michelle Vicary, wiceprezeska wykonawcza zajmująca się ramówką w firmie mediowej Crown Media Holdings, do której należy Hallmark, w 2017 roku stwierdziła wprost: "święta Bożego Narodzenia do nas należą". I tak jest w istocie. W tym roku Hallmark zaplanował aż... 40 (słownie: czterdzieści) nowych filmów! Przykładowo w 2016 roku było ich 28, w 2017 – 33, a w ubiegłym... 41.

Nic dziwnego, bo każdego roku świąteczny cykl Hallmarka "Countdown to Christmas" (zapoczątkowany w 2009 roku) gromadzi masę widzów. W ubiegłym roku było ich aż 39 milionów i to jedynie do 10 grudnia, informuje "The Wrap".

Tegoroczna inauguracja "Countdown to Christmas", czyli wyemitowany w sobotę 22 października "We Wish You a Married Christmas" (przeżywająca problemy małżeńskie para spędza święta w przytulnej gospodzie w Vermoncie i na nowo cementuje swój związek), była największą premierą tygodnia na kanałach rozrywkowych. Z kolei pierwszy "świąteczny" weekend spędziło z "Countdown to Christmas" Hallmark Channel i "Miracles of Christmas" (świąteczny cykl siostrzanej stacji Hallmark Movies & Mysteries) aż 12,2 milionów indywidualnych widzów.

Ba, w przeciwieństwie do Lifetime kanał Hallmark – który robi cykle tematyczne z każdej możliwej okazji, jak Walentynki ("Countdown To Valentine's Day"), lato ("Summer Nights"), jesień ("Fall Harvest") czy Nowy Rok ("New Year New Movies!") – zdaje się żyć i utrzymywać głównie dzięki swoim gwiazdkowym romansom. A te są emitowane już od października w piątki, soboty i niedziele.

Pokazują to liczby. Jak informuje portal IndieWire, liczba widzów Hallmark Channel w godzinach największej oglądalności w czwartym kwartale 2021 roku – od października do grudnia, kiedy stacja zmienia się w prawdziwą krainę świętego Mikołaja – była aż o 54 (!) procent wyższa niż w trzecim kwartale i o 62 procent wyższa niż w drugim kwartale. I tylko o 27 procent większa niż w pierwszym, a to za sprawą świątecznych powtórek i noworocznych filmów. W tym roku Hallmark jest od października drugą najczęściej oglądaną rozrywkową siecią kablową w USA, a podobnie było w zeszłym roku przez cały czwarty, świąteczny kwartał.

Słowem: na Hallmarka w święta po prostu nie ma mocnych.

Miłość w małym miasteczku i ratowanie ciastkarni

Jeśli narzekacie na wtórność schematyczność filmów świątecznych Netfliksa, to chyba... nigdy nie oglądaliście produkcji Hallmarka. Te są do siebie tak podobne i tak koszmarnie sentymentalne, że są już obiektem memów i żartów. Ba, nawet większość ich tytułów ("The Christmas Train", "The Christmas Ornament", "The Christmas House", "Christmas Waltz", "Crown for Christmas", "Christmas at Pemberly Manor", "Christmas at the Palace"...) i kiczowatych plakatów jest na jedno kopyto (dowód wyżej).

Weźmy pod lupę opisy kilku tegorocznych premier.

"A Royal Corgi Christmas" ("Królewskie święta z corgi"): "Oporny książę Edmond wraca do domu tuż przed Bożym Narodzeniem w oczekiwaniu na ogłoszenie go następcą tronu. Aby przypodobać się swojej matce, królowej, daje jej w prezencie Mistletoe, rozhasanego corgi, który potrzebuje porządnego szkolenia.

Po kilku psich katastrofach Edmond zwraca się o pomoc do Cecily, psiej behawiorystki z Ameryki, ale ku jego wielkiemu zdziwieniu Cecily żąda, aby książę wziął aktywny udział w szkoleniu. Między parą, która pracuje razem, aby przygotować Mistletoe do zaprezentowania się na dorocznym balu bożonarodzeniowym, iskrzy. Uroczy szczeniak zdobywa ich serca i oboje odkrywają, że miłość może pojawić się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, co prowadzi ich do zadania sobie pytania, czego tak naprawdę pragną".

"A Christmas Cookie Catastrophe" ("Świąteczna ciasteczkowa katastrofa"): "Annie Cooper musi dorównać swojej zmarłej babci, po której obejmuje stanowisko dyrektorki generalnej firmy z ciasteczkami i robi wszystko, co w jej mocy, aby uratować ich borykający się z problemami biznes. To zadanie staje się jeszcze trudniejsze, gdy sekretny przepis jej babci zostaje skradziony podczas przyjęcia bożonarodzeniowego.

Podczas gdy Annie próbuje rozwikłać sprawę i odkryć winowajcę, współpracuje z Samem, właścicielem lokalnej piekarni, aby odtworzyć przepis w nadziei na uratowanie firmy i jej pracy. Gdy Annie i Sam pieką blachę za blachą w pogoni za idealnymi ciastkami, dostrzegają, że pasują do siebie jak mleko do ciasteczek".

"Undercover Holiday" ("Święta pod przykrywką"): "Gdy świeżo upieczona gwiazda muzyki pop, Jaylen, wraca do domu na święta, mówi swojej opiekuńczej rodzinie, że Matt jest jej nowym adoratorem, podczas gdy w rzeczywistości jest jej nadgorliwym ochroniarzem".

"A Tale of Two Christmases" ("Opowieść o dwóch Gwiazdkach"): "Za sprawą szczypty świątecznej magii Emma może przeżyć podwójne święta – podczas jednych zostaje w mieście i świętuje ze swoją nową sympatią oraz jego przyjaciółmi, a podczas drugich wraca do domu, aby przeżyć wszystkie tradycje ze swoją rodziną… oraz Drew, wieloletnim przyjacielem, który prawdopodobnie coś do niej czuje. Dzięki podwójnym świętom Emmy w końcu odkrywa, co naprawdę zapewni jej szczęście, zarówno w życiu, jak i miłości".

"The Holiday Sitter" ("Świąteczny opiekun"): "Sam jest kawalerem pracoholikiem, który opiekuje się swoją siostrzenicą i siostrzeńcem przed świętami, gdy jego siostra z mężem muszą wyjechać z miasta. Kompletnie nie w swoim żywiole, werbuje na pomoc przystojnego sąsiada Jasona i wdaje się w nieoczekiwany romans".

Świąteczne filmy Hallmarka na jedno kopyto i... co z tego?

Jeśli czytając opisy tych kilku tegorocznych filmów Hallmarka od razu przewidzieliście zakończenie, to... wszystko jest w porządku.

Ich twórcy wcale nie silą się bowiem na oryginalność. Ba, w wielu powtarzają się nawet aktorzy, którzy są już królowymi i królami hallmarkowych świąt. Co ciekawe, sądząc po komentarzach pod zwiastunami na YouTube, widzowie zdają się wcale nie mieć dosyć tych samych twarzy, ale z niecierpliwością czekają na kolejne historie, w których ich ulubieńcy poznają miłość swojego życia i uratują lokalny biznes.

Bo do tego tytuły Hallmarka się sprowadzają. Zapracowana singielka z dużego miasta jedzie do małego miasteczka, w którym poznaje przystojnego samotnego ojca i oczywiście w tym miasteczku zostaje. Prosta dziewczyna z amerykańskiej prowincji nieoczekiwanie zdobywa serce księcia (z fikcyjnego europejskiego państwa). Małżeństwo z problemami spędza magiczne święta w uroczym pensjonacie i zakochuje się w sobie na nowo. Lokalna społeczność ratuje upadający biznes (piekarnię, świeczkarnię, księgarnię), a para bohaterów w międzyczasie się w sobie zakochuje.

Są również obowiązkowe dla każdego scenariusza punkty: atrakcyjni ludzie (głównie biali i heteroseksualni, ale Hallmark zawsze ma w repertuarze film o parze jednopłciowej), urokliwe, małe miasteczko (filmy z serii "Countdown to Christmas" najczęściej kręcone są w malowniczej Kanadzie), wspólne ubieranie choinki, ogromne ilości świątecznych dekoracji, rezolutne dzieci i oczywiście dużo, dużo śniegu.

Jasne, większość współczesnych filmów świątecznych (na ciebie patrzymy, Netfliksie) jest do siebie do złudzenia podobne. Tyle że Hallmark ma jeszcze swój charakterystyczny styl: urok, kicz, sentymentalizm i... niewinność. Nie ma tam wulgaryzmów, cynizmu, seksu, a para całuje się zwykle dopiero na koniec filmu. I oczywiście zawsze poznaje miłość swojego życia. Wszystko jest kolorowe, swojskie, przytulne i (na maksa) świąteczne.

Tandeta, ale kojąca serce

Skoro filmy świąteczne Hallmarka są tandetne i łudząco do siebie podobne, to skąd aż tyle widzów? Ba, przecież nawet w Polsce "filmy świąteczne hallmark cda" jest w pierwszej dziesiątce najczęściej wyszukiwanych haseł z frazą "filmy świąteczne". A to oznacza, że Polacy za wszelką chcą obejrzeć hallmarkowe hity, mimo że ten kanał nie nadaje już w Polsce od 2010 roku. Sporo z nich wleciało jednak na Netfliksa.

Największą widownię "Countdown to Christmas" stanowią kobiety w wieku 25-54 lat. Co je przyciąga? Chociażby idea programowa Hallmarka, która – jak opisał to "Los Angeles Times" – "wyraża tradycyjne wartości rodzinne, a także unika tematów politycznych oraz historii, które oczerniają religię". To taka ochrona przed współczesnym światem, który nie każdemu się podoba.

To zresztą widać po komentarzach. Fanki świątecznych hitów Hallmarka zapytane w 2017 roku przez redakcję portalu Entertainment News mówiły: "Oglądam świąteczne filmy przez cały rok. Kiedy włączam Hallmark Channel i oglądam ich filmy, uciekam od reszty świata. Nie ma polityki, zbrodni, nienawiści, wojny", "W żadnym ich filmie, jaki widziałam, nie ma wulgaryzmów ani żadnych obscenicznych aktów seksualnych. Hallmark różni się od wszystkich innych kanałów; nie ma przemocy, wulgaryzmów ani seksu (...)".

Jednak nawet mniej tradycyjne widzki, nowoczesne kobiety, oglądają hallmarkowe produkcje. Piszą na Twitterze: "Kocham filmy świąteczne Hallmarka i niczego nie żałuję", "Od trzech dni nie robię nic innego, tylko oglądam filmy Hallmarka", "Gotowa na trzy miesiące katowania świątecznych filmów Hallmarka". Nawet prześmiewcze memy nie są okrutne czy złośliwe, a jedynie w zabawny sposób punktują sztampę tytułów amerykańskiej stacji.

Dlaczego? Bo filmy Hallmarka są po prostu niewinne, urocze, ładne i miłe. Tylko tyle i aż tyle. Przenoszą nas do nieistniejącego świata, w którym uśmiechnięci mieszkańcy sterylnie czystego, przytulnego miasteczka pomagają uratować sąsiadce podupadający biznes, a przystojny książę zakochuje się w przypadkowej dziewczynie od pierwszego wejrzenia. Nie dzieje się tutaj nic szokującego, jest po prostu sympatycznie i przytulnie.

Szefostwo stacji jest tego zresztą świadome. Były CEO Bill Abbott stwierdził wprost, że Hallmark Channel to "bezpieczna przestrzeń". Ot, cała tajemnica sukcesu stacji: ludzie takiej safe space naprawdę potrzebują.

Bo w ciągu roku możemy być cyniczni i namiętnie oglądać seriale true crime, ale w święta chcemy trochę naiwności i kiczu. Prawdziwej miłości, uroczych zwierząt i hałaśliwych, ale kochających się rodzin. Migoczących lampek, prawdziwych choinek i pachnących pierniczków. Nawet jeśli kolejną produkcję z "Christmas" w tytule włączamy "ironicznie", to i tak zwykle wciągamy się na maksa i robi nam się cieplej na sercu.

A czy nie o to chodzi? Raz w roku?