"Po kolejnych atakach rakietowych Rosji zwróciłem się do strony niemieckiej, aby proponowane Polsce baterie Patriot zostały przekazane na Ukrainę i rozstawione przy zachodniej granicy. To pozwoli uchronić Ukrainę przed kolejnymi ofiarami i blackoutem i zwiększy bezpieczeństwo przy naszej wschodniej granicy" – oznajmił Mariusz Błaszczak na Twitterze.
Zaledwie dwa dni wcześniej szef MON myślał i mówił jednak zupełnie inaczej.
"Z satysfakcją przyjąłem propozycję niemieckiej minister obrony dotyczącą rozmieszczenia w naszym kraju dodatkowych wyrzutni rakiet Patriot. Podczas dzisiejszej rozmowy telefonicznej ze stroną niemiecką zaproponuję, by system stacjonował przy granicy z Ukrainą" – napisał w poniedziałek rano.
Przypomnijmy, że po wydarzeniach w Przewodowie rząd Olafa Scholza zaproponował, że polskie niebo mogą chronić niemieckie Eurofightery, a później do sojuszniczej oferty dodano baterię rakiet Patriot.
Na ofertę w sprawie myśliwców rząd Prawa i Sprawiedliwości odpowiedział twierdzeniem, iż nie została ona złożona "oficjalnie". Wydawało się jednak, że odpowiedź dotycząca systemu Patriot zabrzmi już diametralnie inaczej.
Tak się jednak nie stało, a w dodatku najnowszą propozycję ministra obrony narodowej nie da się określić inaczej jak: nierealna do spełnienia. Niemcy zaoferowali bowiem Polsce pomoc na warunkach identycznych, jak w przypadku Słowacji, gdzie niedługo po wybuchu wojny w Ukrainie pojawiła się bateria rakiet Patriot wraz z niemiecką obsługą.
Na terytorium państw członkowskich NATO takie rozwiązanie nie rodzi żadnych problemów, jednak wkroczenie żołnierzy Bundeswehry do Ukrainy oznaczałoby już bezpośrednią konfrontację między Rosją a Sojuszem. Poza tym system Patriot jest produkcji amerykańskiej i żadne państwo posiadające taki sprzęt nie może przekazać go stronie trzeciej – poza NATO – bez zgody Waszyngtonu.
Oświadczenie Mariusza Błaszczaka jest szeroko komentowane i - jak można się domyślać - nie są to oceny łagodne. "Pan Błaszczak, w najgorszym możliwym stylu, próbuje rozgrywać dobrą wolę Niemców i nadzieję Ukraińców. Jedni i drudzy to sąsiedzi i sojusznicy, a nie pionki na 'wielkiej szachownicy' PiS-u" – ocenił były premier Marek Belka.
– To po prostu zdrada albo głupota – tak z kolei zareagował prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. – Domagamy się debaty na ten temat w parlamencie, domagamy się Rady Bezpieczeństwa Narodowego i odejścia od interesu partyjnego PiS-u, a przejścia na interes narodowy, państwowy, interes bezpieczeństwa – dodał na konferencji prasowej.
O interesie narodowym, który powinien stać na pierwszym miejscu, mówi też w naTemat prof. Wiesław Łach z Katedry Wojskoznawstwa i Studiów Strategicznych UWM w Olsztynie. – Najważniejsze jest bezpieczeństwo narodowe, najważniejszy jest obywatel i wokół tego wszystko powinno się kręcić. I tak jest w każdym normalnym kraju – zaznacza prof. Łach.
– Mamy nieszczelną granicę z UE na kierunku polskim, tak więc każda bateria Patriot, która może zestrzelić cokolwiek lecącego ze wschodu, a będącego zagrożeniem dla Polski, UE i NATO, jest – delikatnie mówiąc – wskazana. Co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości – podkreśla nasz rozmówca.
I tłumaczy wprost, dlaczego niemieckie rakiety nie mogą pojawić się w Ukrainie:
– Po pierwsze, oznaczałoby to fizyczne zaangażowanie NATO w konflikt i nie wiadomo, co by się wtedy wydarzyło. Po drugie, nawet jeśli chcielibyśmy przekazać Ukrainie ten system, to szkolenie specjalistów potrwałoby pół roku. Czy coś więcej trzeba jeszcze do tego dodać?
– Jest zagrożenie, więc wszystkie ręce idą na pokład. W takich sytuacjach, bo Polska jest przecież na pierwszej linii, wszystkie inne sprawy powinny zostać odłożone na bok. Poza tym, jeżeli są baterie amerykańskie, to dlaczego nie może być tych niemieckich? – zastanawia się profesor.
Naukowiec nie mówi tego wprost, ale mówią o tym ci, którzy skomentowali czwartkowy wpis ministra Błaszczaka. Oto jeden z nich: "Może tak naprawdę propozycja Niemców nie pasuje do narracji i postanowił pan złożyć im propozycję, której przyjąć nie mogą wyłącznie by to rozgrywać?".
Czy po propozycji szefa polskiego MON możemy spodziewać się jakiejś reakcji, na przykład ze strony NATO?
– Niejednokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacją, że politycy mówili coś głośno, a po cichu był przerzucany sprzęt wojskowy. Były też przypadki, że wystarczył jeden telefon z USA, żeby zdanie polityków zostało zmienione. Pamiętajmy, że bezpieczeństwo na naszej granicy nie leży tylko w interesie Polski, ale też Unii Europejskiej i NATO – podkreśla prof. Wiesław Łach.