Joe Pesci zagrał jednego z włamywaczy, którzy mieli pecha, trafiając na przebiegłego "Kevina samego w domu". Aktor udzielił wywiadu z okazji 30-lecia premiery sequela kultowego filmu świątecznego. Wyznał, że doznał "poważnych poparzeń" na planie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mija 30 lat od premiery "Kevina samego w Nowym Jorku". To druga część komedii, bez której Polacy nie wyobrażają sobie świąt Bożego Narodzenia.
W sequelu mogliśmy oglądać ponownie batalię między Kevinem McCallisterem (Macaulay Culkin) a Harrym (Joe Pesci) i Marvem (Daniel Stern). To też ostatni film serii, w którym mogliśmy podziwiać to trio.
Joe Pesci udzielił teraz wywiadu magazynowi "People". Okazało się, że scena z podpaleniem głowy, która wyglądała na bolesną, naprawdę taka była.
Gdzie obejrzeć "Kevina samego w domu" i jego drugą część? Filmy pokaże w święta Polsat, ale będzie można je też obejrzeć online.
Joe Pesci grał w "Chłopcach z ferajny", "Wściekłym byku" czy "Kasynie", ale również w komediach np. "Zabójcza broń 2" czy "Łatwe pieniądze". Jednak to praca na planie tego filmu familijnego była dla niego najbardziej wymagająca, a nawet bolesna. W większości scen zastępował go kaskader, ale akurat w tej jednej występował on sam. Tak wspomina ją w magazynie "People".
Harry Lime w tej scenie wpada na jedną z pułapek Kevina. Wchodzi do pomieszczenia i chce zapalić światło, ale nie wiem, że odpala zawieszony nad nim miotacz ognia domowej roboty. Jego głowa staje w płomieniach. Próbuje ją ugasić w muszli klozetowej... wypełnionej naftą. Dochodzi do eksplozji. To też jeden z niewielu pranków w tym filmie (o wiele brutalniejszym niż "jedynka"), w którym bohater zginąłby naprawdę w prawdziwym życiu.
Joe Pesci opowiedział o pracy z Macaulay Culkinem: "profesjonalista".
Pesci wspominał też o pracy z 9-letnim Culkinem. "Pamiętam Macaulaya jako naprawdę słodkiego dzieciaka i jak na swój wiek, bardzo profesjonalnego. Celowo ograniczyłem z nim moje kontakty, aby zachować dynamikę między jego postacią, Kevinem, a moją postacią, Harrym. [Nie chciałem], aby na ekranie pojawiło się wrażenie, że jesteśmy w jakikolwiek sposób zaprzyjaźnieni. Chciałem zachować integralność wrogich relacji" – przyznał.
Aktor został też zapytany o powrót do swojej roli w ewentualnej kontynuacji. Powiedział, że trudno byłoby odtworzyć klimat oryginalnych filmów. "Choć mówi się: nigdy nie mów nigdy, myślę, że trudno byłoby powtórzyć nie tylko sukces, ale także ogólną niewinność oryginałów. Teraz są inne czasy; postawy i priorytety zmieniły się w ciągu 30 lat" – zauważył.
"Kevina samego w domu" będziemy mogli obejrzeć tradycyjnie, w Wigilię na Polsacie o 20:00. Osoby chcące zobaczyć dla odmiany film bez reklam i lektora, będą mogły to zrobić online na Disney+ - komedia już trafiła do biblioteki serwisu, a wkrótce ma być tam też dodany sequel.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Oprócz spodziewanych guzów, siniaków i ogólnego bólu, które wiąże się z tym szczególnym rodzajem fizycznego humoru, doznałem poważnych oparzeń na czubku głowy podczas sceny, w której czapka Harry'ego zostaje podpalona.